niedziela, 25 sierpnia 2013

You Are Not Alone ♥ ‏

     W drodze rekompensaty za moją długą nieobecność przedstawiam mały bonus w postaci krótkiego opowiadania. Należy ono do tych, w których możecie wstawić swoje imię. Miłej zabawy. Niech Wasza wyobraźnia przeniesie Was teraz do niewiarygodnego świata nadzwyczajnego Michaela Jacksona…
Liberian_Girl
To Twoja jedyna szansa. Wejście w posiadanie tego biletu kosztowało Cię sporo nerwów, a także, nie ma się co oszukiwać,  pieniędzy. Mimo że niezbyt wygórowana kwota dwustu złotych nie stanowi fortuny dla przeciętego mieszkańca tego kraju, to dla zwykłej studentki jest to całkiem sporo kasy.  Bycie córeczką tatusia niesie za sobą spore korzyści, dlatego ubłaganie drobnej pożyczki u rodziców nie należało do zadań najtrudniejszych. Natomiast gorzej było z udobruchaniem szefa w sprawie wzięcia dnia wolnego. „Praca w firmie telekomunikacyjnej to zajęcie wymagające dyspozycyjności, [Y/N]” – powtarzał do znudzenia. Kiedy wreszcie go przekonałaś, obiecawszy spędzić kilkanaście dodatkowych, BEZPŁATNYCH godzin w tej zatęchłej dziurze ślęcząc przy telefonie, miałaś ochotę krzyczeć ze szczęścia. Pozostawała jedynie kwestia kupienia upragnionego świstka papieru. Kolejka po nie zdawała się ciągnąć w nieskończoność, a masa ściśniętych blisko siebie ludzi w czarnych kapeluszach i cekinowych rękawiczkach przesuwała się w kierunku kas bardzo powoli. Stanęłaś na jej szarym końcu i rozpoczęłaś ożywioną rozmowę z jedną z fanek. Minęła godzina i, gdy już wydawało Ci się, że za chwilę znajdziesz się w swoim prywatnym niebie, kasjerka z trzaskiem zamknęła okienko. Daleko za Tobą słychać było pomruki gróźb i jęk zawodu. Czarno-srebrna masa indywiduów zdawała się powoli rozpływać. Rozczarowana, postanowiłaś do końca dnia zaszyć się w swoim niewielkim mieszkanku i zasłodzić swoją rozpacz dwulitrowym pudełkiem waniliowych lodów z polewą czekoladową.  Z perfekcją godną supergwiazdy kina lat dwudziestych powstrzymywałaś łzy, kierując się na najbliższy przystanek tramwajowy, gdy niespodziewanie ktoś położył ciężką rękę na Twoim ramieniu.
- Chciałaby pani może coś kupić? Mam najlepszy towar w mieście…
Już korciło Cię, by niezbyt grzecznie, może nawet w praskim stylu, dać facetowi do zrozumienia, żeby się odczepił. Coś jednak Cię powstrzymywało. Czy była to może wpajana przez rodziców od lat kultura osobista i ogłada? A może tylko zwykły strach?
- Niech panienka pójdzie za mną, a z całą pewnością tego nie pożałuje.
Wybrałaś zupełnie nieodpowiedzialną opcję wybrnięcia z sytuacji i, wiedziona niezdrową ciekawością, podążyłaś za nieznajomym. Mężczyzna zaprowadził Cię na rzadko uczęszczaną ulicę i wyjął z kieszeni połyskujący lekko, biały prostokąt. Serce biło tak, jakby chciało się wyrwać z Twojej piersi. To nie mogło być prawdą… Skąd ten, pożal się Boże, handlarz wytrzasnął bilet?! Wyciągnęłaś drżącą dłoń sięgając po drogocenną wejściówkę. Cwaniak energicznie cofnął rękę.
- Chwileczkę paniusiu. W tym kraju to nawet kopniaka nie dostanie się za darmo. A to cudeńko, jest  ostatnim, możliwym do kupienia, biletem na koncert tego całego Jacksona. 
- Ile pan za niego chce? – zapytałaś,  może i konkretnie, ale za to niezbyt grzecznie.
- Spokojnie, droga pani. Taki rarytas ma swoją wartość, jednak, jak dla pani, cena nie będzie wygórowana…
- Ile?
- Tylko czterysta marnych złotóweczek.
- Oszalał pan?! W kasie kosztowały niecałe dwieście!
- Czy wspominałem już, że to jedyna taka szansa dostania się na koncert?
- Ale ja mam przy sobie tylko te dwie stówy…
- Za to łańcuszek na szyi pięknej pani wygląda na całkiem wartościowy. Myślę, że gdyby dorzucić go do tych pieniążków, które pani zaoferowała, moglibyśmy się dogadać.
Głośno przełknęłaś ślinę. Ten naszyjnik dostałaś od swojej  pierwszej miłości, szesnastoletniego wtedy, ucznia technikum samochodowego. Przedmiot stanowił dla Ciebie ważną pamiątkę, ale przypomniałaś sobie, że Twój idol może już nigdy nie zawitać do kraju, w którym żyjesz. Z ciężkim sercem, trochę się ociągając, wręczasz mężczyźnie wisiorek i dwa stuzłotowe banknoty. W zamian trzymasz już w bladych dłoniach upragniony bilet. Ocierając rękawem kraciastej koszuli łzy szybko napływające Ci do oczu, dziękujesz losowi za daną Ci szansę…
*
Dookoła panuje nieporównywalny z niczym gwar. Odwracasz głowę i widzisz jak tysiące błyszczących, srebrnych rękawiczek macha radośnie w kierunku sceny. Sama nie możesz uwierzyć, że znajdujesz się w tym tłumie rozhisteryzowanych fanów, których traktujesz jak własną rodzinę. Jednoczycie się na płycie lotniska na Bemowie oczekując przybycia Waszego Króla. Co chwilę widzisz kogoś mdlejącego z powodu nieznośniej ciasnoty i braku świeżego powietrza, czy też ogromnego podekscytowania. I znów nie potrafisz pojąć ogromnego szczęścia jakie Cię spotyka. Stoisz w pierwszym rzędzie, zaledwie pięć metrów od sceny i, podobnie jak inni, zdzierasz gardło wykrzykując imię swojego, ciągle nieobecnego, idola. Punktualnie o godzinie dwudziestej na wielkim ekranie pojawia się film. Oglądając go, czujesz się, jakbyś była pasażerem kolejki górskiej, a widoki które mijasz, są wspomnieniami artysty, który tworzy to magiczne show. Kiedy video dobiega końca z boków sceny wystrzelają skrzące się, czerwone płomienie, a spod podestu wyłania się pozłacana rakieta. Euforia tłumu, który Cię otacza wzrasta dziesięciokrotnie. Po chwili z kosmicznego pojazdu wyłania się człowiek ubrany w złoty kombinezon, a jego tożsamość ukryta jest pod hełmem w tym samym kolorze. Stoi nieruchomo wzmagając tym samym ekscytację i szaleństwo widowni. Po dłuższej chwili powoli zdejmuje nakrycie głowy i ukazuje fanom swoją poważną twarz. Jak to możliwe, że dokładnie w tej chwili jego hebanowe loki rozwiewa ten sam, polski, wiaterek, który teraz pieści również Twoją twarz. Ludzie wokół Ciebie nie przestają mdleć, jednak Ty nie tracisz nad sobą kontroli. Piosenka po piosence zatapiasz się w magii jaką oczarowuje Was artysta wszech czasów, król muzyki pop , Michael Jackson.  Po kilku niewątpliwie wspaniałych utworach przychodzi czas na Twoją perełkę. Powoli, jakby ospale, rozbrzmiewają pierwsze dźwięki „You Are Not Alone”, a za Tobą już płonie tysiące małych światełek. Michael w swoich złotych spodniach, białej, trochę obcisłej, koszulce i czarnej, prześwitującej i uwodzicielsko rozpiętej koszuli zapewnia swoją wybrankę, że przecież „nie jest sama”. Zgodnie z koncertowym rytuałem za moment na scenie pojawi się kolejna szczęściara, która spędzi dwie bezcenne minuty ze swoim idolem, zanim ochroniarze delikatnie ściągną ją na ziemię. Zachodzisz w głowę, kim może być polska Lucky Girl, gdy nagle czujesz silnie obejmujące Cię męskie ramiona pracownika ochrony. Zaczynasz mu się wyrywać, bezmyślnie sądząc, że chce wyrzucić Cię z koncertu. Zamiast za siatką odgradzającą lotnisko, lądujesz na scenie twarzą w twarz z Twoim wyśnionym ideałem. Michael uśmiecha się niewinnie i wyciąga do Ciebie swoją dużą dłoń. Podejmujesz ją i delikatnie, by nie zrobić mu krzywdy, wtulasz się w niego. Uderza Cię słodki i kradnący świadomość zapach jego skóry. Starasz się nie zamoczyć jego ubrania, ale nie potrafisz powstrzymać żywego strumienia łez płynącego teraz po Twoich policzkach.  Czujesz jak on ostrożnie tańczy z Tobą w rytm muzyki. Po chwili odsuwa Cię delikatnie od siebie i klęka wciąż śpiewając Twoją ukochaną piosenkę. Podchodzisz do niego ponownie i znów wtulasz się w jego, dające bezpieczeństwo, ramiona. Widzisz, że zasłania ręką czarny mikrofon i nachyla się nad Tobą, by wyszeptać Ci coś wprost do ucha.
- Uśmiechnij się, kochanie – mówi z tym zabawnym, brytyjskim akcentem, gdy Twoje ciało przechodzi nieoczekiwany dreszcz. – Do zobaczenia…
Czujesz, że piosenka dobiega końca, a z boku sceny pojawia się dwóch muskularnych ochroniarzy. Łzy nie przestają żłobić w Twojej twarzy słonych bruzd. Nie sprzeciwiasz się i pozwalasz, by mężczyźni zabrali Cię ze sceny. Ulegasz natłokowi emocji i mdlejesz w ich ramionach…
*
Budzi Cię pobudzający, słodkawy zapach perfum Black Orchid, który znasz na pamięć. Powoli otwierasz oczu, usilnie próbując sobie przypomnieć gdzie jesteś i co się wydarzyło. Kiedy już zdajesz sobie sprawę, że siedzisz w garderobie samego Michaela Jacksona, z wrażenia ponownie musisz usiąść. Nagle, za Twoimi plecami, rozlega się sympatyczny, dźwięczny głos:
- Uważaj, kochanie. Nie chciałbym, żebyś znów mi tutaj zemdlała…
Michael podchodzi do Ciebie i swoją męską ręką unosi Twoją brodę, by spojrzeć Ci w oczy.
- Może młoda dama zechciałaby mi się przedstawić? Ja jestem Michael.
- Mam  na imię [Y/N]… - odzywasz się nieśmiało, gdy czujesz, że jego aksamitne usta subtelnie muskają wierzch Twojej drżącej dłoni.
- Bardzo mi miło, [Y/N]. Masz przepiękne imię. Długo już mieszkasz w tym cudownym kraju?
- Od urodzenia. Chociaż nie powiedziałabym, żeby żyło się tu „cudownie” – odpowiadasz, dziękując sobie w duchu za przykładną naukę języka angielskiego w ciągu tych dwudziestu pięciu lat swojego życia.
- Dlaczego tak sądzisz, [Y/N]? Jak dla mnie Polska jest niesamowita. Ludzie tutaj darzą innych taką wielką miłością, jakiej nie spotkałem dotąd nigdzie indziej. A musisz wiedzieć, że byłem już chyba wszędzie. Nigdzie nie czułem tak wiele pozytywnej energii…
- To bardzo miłe, co mówisz. Mogłabym mieć do Ciebie jedno pytanie?
- Jasne, pytaj o co chcesz – uśmiecha się życzliwie. – Gdzież moje maniery?! Napijesz się czegoś? Może soku? Z tym, że mam tutaj tylko sok p…
- … pomarańczowy – odwzajemniasz uśmiech. – Z przyjemnością.
- Och, no tak. Zapomniałem, że wiesz o mnie dużo więcej, niż ja o Tobie.
Odchodzi by nalać napoju do dwóch szklanek, a Ty nie możesz powstrzymać się od powiedzenia wzrokiem za jego zgrabnymi pośladkami, na których opięty jest złoty materiał spodni. Kiedy wraca, skrzętnie próbujesz ukryć rumieniec, który bezwstydnie wpełzł na Twoje policzki. Michael zauważa go, jednak nie daje Ci tego poznać. Ponownie siada wręczając Ci orzeźwiający sok pomarańczowy. Prosi, byś opowiedziała mu coś o sobie, a gdy spełniasz jego prośbę, zza drzwi dochodzi pukanie zniecierpliwionego ochroniarza.
- Jeszcze minutkę, Spike.
Dociera do Ciebie, że za chwilę, spotkanie z idolem dobiegnie końca, a cudowna iluzja pryśnie niczym bajka mydlana. Jednocześnie czujesz, jak Michael ujmuje Twoje dłonie i ponownie, tak jak wtedy na scenie, szepcze do Ciebie:
- Ponieważ bardzo Cię polubiłem, [Y/N], zdradzę Ci pewien sekret. Musisz mi jednak obiecać, że nikt się o nim nie dowie, przynajmniej na razie. Mogę Ci zaufać?
Powoli kiwasz głową, bo nie jesteś pewna, jakiej natury tajemnica zostanie Ci za chwilę powierzona. Kiedy widzisz intrygujący uśmiech pana swoich snów, wszystkie niepewności bezszelestnie odpływają.
- Chciałbym kupić rezydencję w Polsce i pewnego dnia tutaj zamieszkać… Teraz niestety będę musiał wyjechać, żeby dokończyć trasę, ale niedługo wrócę i wtedy rozejrzę się za odpowiednim miejscem. Chciałabyś mi towarzyszyć?
Ponownie potakujesz, nie wierząc we własne szczęście. Michael prosi Cię o zapisanie Twojego numeru telefonu na niewielkiej karteczce z wizerunkiem chłopca siedzącego na księżycu, emblematem Neverlandu. Wtedy nadchodzi czas pożegnania. Patrzysz na mężczyznę stojącego przed Tobą  i pytasz, nieśmiało patrząc w jego czekoladowe oczy
- Mam jedno pytanie… Dlaczego ja?
- Jesteś wyjątkowa, [Y/N]. Czy masz do mnie jakąś prośbę, zanim jeszcze się rozstaniemy?
- Tak… uhm… Mógłbyś… mnie przytulić?
- Och… - nie wydaje się być zakłopotany. – Mogę dać Ci coś więcej.
Spostrzegasz, że powoli nachyla się nad Tobą, a jego duża dłoń ostrożnie dotyka Twojej talii. Składa na Twoich ustach czuły, pełen pasji pocałunek, uśmiechając się przy tym błogo.
- Naprawdę musimy się już pożegnać. Uśmiechnij się, kochanie. Do zobaczenia…

4 komentarze:

  1. Czemu z BRYTYJSKIM akcentem?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale bym chciała, żeby to było prawdą ;) Wspaniałe!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Proszę napisz jeszcze ciąg dalszy. Wspaniałe...

    OdpowiedzUsuń
  4. jezu dreszcze wszędzie ;___;

    OdpowiedzUsuń