poniedziałek, 31 grudnia 2012

2013

Kochani!
Mam nadzieję, że ten zbliżający się wielkimi krokami rok 2013 będzie niesamowity i lepszy od 2012. Życzę Wam przede wszystkim MIŁOŚCI, bo ona jest najważniejsza. Poza tym niech uśmiech nigdy nie znika z Waszych twarzy i niech zawsze będzie w Waszych sercach. Michael będzie dumny :)

Smile and maybe tomorrow... You'll find that life is still worthwile... If You just ... Smile 

God Bless You 

Liberian Girl  

czwartek, 27 grudnia 2012

Ynitsed_10

- Bardzo ci dziękuję, że zabrałaś ze sobą Alyson. To był jeden z najprzyjemniejszych dni w ostatnim czasie.
- Nie masz mi za co dziękować, Michael. Musisz wiedzieć, że mała była zachwycona i teraz ciągle bombarduje mnie pytaniami: "Kiedy znów odwiedzimy Piotrusia?" - zaśmiała się do słuchawki.
- A właściwie, to dlaczego tak mnie nazywa?
- Kiedyś zapytałam, czy nie chciałaby pojechać do Nibylandii i poznać Piotrusia Pana. Wiedziałam, że spotykając ciebie, nie rozczaruje się.
- To najmilsze słowa, jakie kiedykolwiek słyszałem... Masz może ochotę na małą kolację w ramach podziękowania?
- Uhm... nie wiem, co na to Steven...
- Proszę. Daj mi szansę się odwdzięczyć, za tę cudowną niespodziankę, którą mi sprawiłaś...
- Masz niesamowity dar przekonywania... Gdzie i kiedy?
- Przyjadę po ciebie o siódmej.
- Zaraz... Nie możesz podjechać pod dom. Mój mąż nie byłby zachwycony. Zatrzymaj się i zaczekaj na mnie przy bibliotece.
- Dobrze. Już nie mogę się doczekać.
- Do zobaczenia.
Jest południe. Jeszcze tylko 7 godzin do spotkania z Maddie. Chyba powinien zastanowić się, gdzie zarezerwować stolik. Potrzebowali cichego, ustronnego miejsca, z dala od gapiów. Przypomniał mu się właściciel restauracji "Czerwony Lotos", która specjalizuje się w ostrym, orientalnym jedzeniu. Postanowił wykręcić numer i osobiście porozmawiać z szefem.
- Witam, panie Brown.
- Czy ja dobrze słyszę? Pan Jackson?
- Tak, to ja. Miałbym do pana prośbę...
- Czego tylko pan sobie życzy.
- Chciałbym wynająć pańską restaurację na dzisiejszy wieczór. Życzyłbym sobie, aby była nieczynna dla pozostałych gości. Oczywiście zapłacę za cały czas jej zamknięcia.
- Od której godziny?
- Zamierzam przyjechać o 19:15.
- Będziemy do pańskiej dyspozycji. Na ile osób planowana jest kolacja?
- Będę tylko ja i mój gość.
- Proszę się o nic nie martwić, panie Jackson. Będzie pan zadowolony.
- Nie wątpię, panie Brown. Zatem, do zobaczenia.
- Do widzenia.
Pobiegł na górę do swojej sypialni, by poszukać odpowiedniego na tę okazję ubrania. Mimo iż w jego szafie było pełno wieszaków dźwigających najróżniejsze stroje, nie potrafił wybrać nic stosownego. Zmęczony bezowocnymi poszukiwaniami, usiadł na podłodze.W pewnej chwili usłyszał dzwoniący telefon. Nie mogąc zlokalizować go nigdzie w pobliżu, zaczął wertować bezładny stos ciuchów ułożony na łóżku. Wreszcie znalazł dzwoniący aparat i odebrał go pośpiesznie.
- Halo?
- Michael? Cześć braciszku! Chciałam zapytać, co u ciebie?
- Nic nowego. A ty jak żyjesz?
- Nie najgorzej.
- Słuchaj Jan, masz teraz wolne? Potrzebuję twojej pomocy.
- Coś się stało? Brzmisz dziwnie... No jasne, że mam czas. Dla ciebie zawsze.
- Spotkajmy się za 20 minut w centrum handlowym, ok?
- Przy fontannie?
- Tak.
- Dobra, to do zobaczenia.
Założył bejsbolówkę, okulary przeciwsłoneczne, a po chwili przykleił także wąsy. Biały podkoszulek zastąpiła koszula w hawajski wzór. Zamiast typowych dla siebie czarnych spodni założył szorty do kolan, a na jego nogach pojawiły się sandały z białymi skarpetkami. Wyglądał co najmniej dziwnie, ale przynajmniej miał pewność, że nikt go nie rozpozna. Wsiadł do czarnego wozu zaparkowanego w garażu i pojechał na spotkanie z młodszą siostrą.




środa, 26 grudnia 2012

Wesołych Świąt!

Przepraszam za trochę spóźnione, ale jak najbardziej szczere życzenia. Mam nadzieję, że spędziliście te święta w gronie rodzinnym i zostaliście obdarowani prezentami, o których marzyliście. Życzę Wam, aby zbliżający się nieuchronnie rok 2013, był szczęśliwszy niż wszystkie poprzednie i by udało Wam się spełnić wszystkie, nawet te najgłębiej skrywane marzenia. Mam nadzieje, że zostaniecie tutaj i będziecie zaszczycać mnie swoją obecnością i aktywnością :)
Keep Michaeling
Liberian Girl

niedziela, 23 grudnia 2012

Ynitsed_9

- Proszę, obiecaj mi, że zabierzesz ze sobą Alyson...
- Niczego nie obiecuję. Będę u ciebie o 10:00.
- Czekam. Niech Bóg cię błogosławi.
*
Czy wszystko już przygotowane? Gdyby Maddie zabrała ze sobą małą, byłby w siódmym niebie. Zresztą ciekawe, czy jest podobna do matki? Kim jest ojciec? Mad niewiele o nim opowiadała. Napomknęła jedynie, że ma własną firmę marketingową, czy coś w tym rodzaju. Nie są szczęśliwi ze sobą? Gdy się kogoś kocha, chce się o nim mówić bez przerwy... Może po prostu się pokłócili, a on zaczyna popadać w paranoję. Pragnie tylko szczęścia swojej najlepszej przyjaciółki. Niczego więcej...
- Panie Jackson, przyjechała pani Rilley.
- Sama?
- Nie. Jest z nią jakaś mała dziewczynka.
Jego serce zabiło szybciej. Więc jednak pozna latorośl Madeline i jej męża. Zapiął ostatni guzik w czerwonej koszuli, przeczesał dłonią gęste loki i wyszedł na spotkanie długo oczekiwanym gościom.
*
Z golfowego wózka wysiadła najpierw jego przyjaciółka, ubrana tak, jak dawniej w niebieskie jeansy i zwiewną, białą bluzkę. Na nogach miała stare trampki, a miedziane loki zaplotła w luźny kok. Zza niej wychyliła się mała dziewczynka o złotych, prostych włosach sięgających dolnej części pleców. Była ubrana w jasnozieloną sukienkę z białą wstążką przewiązaną w pasie. Rozglądała się dookoła szmaragdowymi oczyma z otwartą buzią. Gdy jej wzrok wreszcie napotkał mężczyznę w czerwonej koszuli, ukryła się ponownie za matką.
- Al, nie wygłupiaj się... - zaśmiała się Maddie. - Witaj Applehead!
Objęła czule przyjaciela, zapominając się na moment w jego ramionach. To chyba przez te perfumy...
- Ślicznie wyglądasz. A ta młoda dama to pewnie Alyson... - wyciągnął swoją dużą dłoń do dziewczynki, by się przywitać. Uśmiechnął się przy tym ciepło i pogodnie. A wtedy stało się coś, czego nikt z obecnych z całą pewnością się nie spodziewał. Mała odwzajemniła uśmiech i z całej siły przytuliła zaskoczonego jej reakcją Michaela. Pogładził wtuloną w jego pierś istotkę po złotych włosach i spojrzał na jej matkę. Chwilę potem wszyscy razem szli już do jego domu trzymając się za ręce.
- Mamo - szepnęła Alyson, jednak na tyle głośno, że usłyszał ją również Mike - czy Piotruś mógłby pokazać nam Nibylandię?
Kobieta tylko uśmiechnęła się do córki i pogładziła jej mądrą główkę. Kiedy zerknęła na przyjaciela, zobaczyła, jak ukradkiem ociera płynącą po jego policzku, dużą łzę...


czwartek, 20 grudnia 2012

Ynitsed_8

Siedział wygodnie w miękkim fotelu otulony puszystym kocem. Spokojnie przyglądał się twarzy swojej przyjaciółki, która wpatrywała się w blask płonącego w palenisku drewna. W jej dużych, brązowych oczach odbijały się skaczące w ogniu, czerwone iskry. Chyba myślami była daleko poza granicami ciała, bo nie zwróciło jej uwagi nawet nachalne wpatrywanie się w nią oczu przyjaciela. Nie miał sumienia wybudzać jej z tego transu, lecz to, o czym chciał z nią porozmawiać, nie cierpiało zwłoki. Nieśmiałym głosem wypowiedział jej imię, na które odpowiedziała mu jedynie głucha cisza, od czasu do czasu, przerywana trzaskiem wypalanego drewna.
- Diano... - powtórzył, teraz jednak trochę śmielej.
- Och, przepraszam cię Michael... - odezwała się jeszcze nieco nieprzytomnie. - Mówiłeś coś?
- Uhm... Musimy porozmawiać...
Bał się samego dźwięku wypowiedzianych przed chwilą słów. Nie tak dawno, coś w nim pękło. Coś się zmieniło. Chciał być fair w stosunku do Diany, mimo iż ona nie zawsze grała uczciwie. Wiedziała jakim uczuciem ją darzy i co byłby w stanie zrobić, by marzenia jej dotyczące wreszcie się ziściły. Często wykorzystywała jego naiwność i bezsilność, traktując go jak marionetkę. Bawiła się nim, bo schlebiało jej to, że się w niej podkochiwał. Tak. Już od najmłodszych lat widział w niej kogoś więcej niż osobę mająćą wypromować dziecięcy zespół. Na początku zaprzyjaźnili się na tyle mocno, że spędzali ze sobą mnóstwo czasu. Gdy stopniowo dojrzewał, zaczął widzieć w niej naprawdę pociągającą kobietę, aż, sam nie wiedząc kiedy, nie mógł już uwolnić się od tego uczucia. Zgadza się, Diana była, jest i będzie jego pierwszą miłością, w dodatku tą nieodwzajemnioną. Czy nie wiedział, jakie są szanse na stworzenie takiego związku? Zdawał sobie sprawę, że tak naprawdę nie ma żadnych, ale młodzieńcze lata charakteryzują się burzą hormonów, których nastolatek nie jest w stanie pohamować. Teraz już jednak nie jest małym chłopcem, więc czas zakończyć tę krzywdzącą dla jednej ze stron zabawę.
- To o czym chcesz porozmawiać, Złotko? - przybliżyła się do niego i dotknęła lekko dłonią jego policzka.
- Bo widzisz, musimy sobie coś wyjaśnić... Ja już nie jestem tym małym Michaelem...
- Widzę to doskonale. I muszę przyznać, że wyrosłeś na naprawdę przystojnego mężczyznę...
- ... więc chciałbym cię prosić, żebyś przestała ,mnie traktować, jak swoją laleczkę... Żebyś przestała...
- Co mam przestać? To...?
Owinęła sobie pasmo jego hebanowych loków wokół palca i zaczęła owijać go i bawić się nim figlarnie. Drugą rękę położyła na jego ramieniu, delikatnie wbijając paznokcie w granatową koszulę, tak, aby dotarły do skóry. Nie potrafił ukryć, jak wciąż działał na niego jej dotyk. Zamknął oczy, próbując uspokoić swoje natrętne myśli.
- Tak, właśnie to... - powiedział słabym, ledwie słyszalnym głosem, otumaniony słodkim zapachem jej perfum, unoszącym się w powietrzu.
- Nie brzmisz zbyt przekonująco... Ale dobrze , skoro tego sobie życzysz.
Usiadła w fotelu przed kominkiem i nie odezwała się już nawet słowem. Czuł, że najsłuszniejszym wyjściem z tej sytuacji będzie opuszczenie tego pokoju jak najszybciej, jednak dobre wychowanie nie pozwalało mu zostawić przyjaciółki samej.
- Diano... chcesz zostać sama..?
Odpowiedziała mu jedynie głucha cisza.
- Może będzie lepiej, jeśli już pójdę...


poniedziałek, 17 grudnia 2012

Ynitsed_7

- Gdzieś ty była tak długo?
Stał w progu z poplamionym fartuchem założonym na służbowy strój. Miał zniesmaczoną minę, a zza niego spoglądał na panią czekoladowy dog. Bez słowa minęła męża i skierowała się do pokoju dziecięcego, w którym płakał dwuletni maluch. Podniosła synka i troskliwie przytuliła go do siebie.
- Cii... Max... Nie płacz... Mama już wróciła...
Obdarzyła brzdąca pełnym miłości pocałunkiem. Z chłopcem na rękach zajrzała, po cichu, do pokoju swojej nieco starszej pociechy. Dziewczynka siedziała przy zielonym biurku i pilnie odrabiała pracę, którą zadała jej przed swoim wyjściem. Córka nie mogła już doczekać się pierwszego dnia w szkole. Chciała być najlepsza w klasie, dlatego już teraz, z pomocą matki, rozpoczęła naukę płynnego czytania i pisania. Po chwili zauważyła rodzicielkę, która przyglądała jej się z zaciekawieniem.
- Mamo! Dlaczego tak długo cię nie było? - zapytała, wtulając się w nią.
- Byłam w pracy, Myszko. Takie mam zajęcie.
- Co dziś będzie na kolację?
- A to jeszcze nie jedliście?! Tatuś nic wam nie przygotował?
- Nie... Ale może moglibyśmy zjeść lasagne'ię?
- Zobaczymy... A jak ci idą lekcje?
- Dobrze. Napisałam już pięć różnych zdań i przeczytałam bajkę o Piotrusiu Panie.
- Znowu? Aż tak bardzo lubisz tę historię?
- Jest super!
- A chciałabyś poznać prawdziwego Piotrusia?
- No jasne!
Może pomysł Michaela nie był najgorszy? Zastanowi się jeszcze nad tym, ale teraz to na pewno nie jest odpowiedni moment. Może podczas ferii...
*
- Dlaczego tak długo cię nie było? - zapytał z wyrzutem.
Leżeli w wygodnym, małżeńskim łożu, oddzieleni od siebie kołdrą. Ona, pochłonięta przez lekturę, zbytnio nie przejęła się pytaniem męża. Ten chrząknął znacząco kilka razy, a gdy wciąż nie uzyskał odpowiedzi, zabrał żonie książkę i spojrzał na nią naburmuszony.
- O co ci chodzi, Steven? Czy nie mogę już nawet w spokoju poczytać książki?
- Mogłabyś odpowiedzieć mi na pytanie, które ci zadałem?
- Dobrze wiesz, że byłam u klienta i po prostu trochę dłużej mi się zeszło. Nie rozumiem, o co masz do mnie pretensję...
-Nie ma cię całymi dniami: OK. Przymykam na to oko, bo wiem, że taką masz pracę. Wyjeżdżasz na weekendy w służbowych sprawach: OK, rozumiem. Ale nie potrafię pojąć tego, że nie jesteś w stanie dotrzeć do domu na kolację. Mamy dzieci. One muszą wiedzieć, jak wygląda ich matka!
- Och, błagam cię! Kto, jak kto, ale ty nie powinieneś robić mi wyrzutów. Spędzasz w pracy po kilkanaście godzin dziennie, a potem włóczysz się po mieście. I przypominam ci, że to moja matka opiekuje się naszymi dziećmi, kiedy ty balangujesz, i to mój ojciec załatwił ci pracę. Więc proszę cię, przestań robić z siebie taką wielką ofiarę i bądź facetem.
- Ach, tak... Dla ciebie nie jestem facetem... Pewnie dlatego znalazłaś sobie jakiegoś fagasa i szlajasz się z nim do późna, zamiast po ludzku wrócić do domu. Mylę się?
- Mylisz się jak cholera, ale nie mam ochoty rozmawiać z tobą na ten temat.
Odłożyła nieszczęsną książkę na szafkę nocną i zgasiła światło.

czwartek, 13 grudnia 2012

Ynitsed_6

Wiedziała, że jedzie do jakiegoś sławnego piosenkarza, ale jego tożsamość była ścisłą tajemnicą. Michael był ostatnią osobą, której się spodziewała. Ostatni raz widzieli się chyba 15 lat temu. Ze snutych planów nie wynikło nic wielkiego. On zajął się rozwojem swojej kariery, a ona, pochłonięta przez naukę, nie miała czasu na podróże do Gary. Zdawało się, że ta przyjaźń nie ma szans na przetrwanie, jednak w rzeczywistości zawsze nosili siebie w sercach. Musiała przyznać, że zmienił się bardzo. Bledsza, teraz już mleczno-kawowa skóra, mały, zadarty nosek, makijaż... Jednak pozostały pewne rzeczy, które nigdy się nie zmienią. Te głębokie, czekoladowe oczy pełne ciepła, miłości i ufności do drugiego człowieka. Te same, silne, dające poczucie bezpieczeństwa dłonie. Ten sam najpiękniejszy uśmiech na świecie. Była pewna, że choćby świat się walił, to nigdy się nie zmieni...


niedziela, 9 grudnia 2012

Ynitsed_5

- Świetnie to sobie wszystko wymyśliłeś, Applehead!
Siedzieli na miękkim dywanie w bibliotece. Ona pozbyła się niewygodnych butów, które krępowały jej ruchy. W dłoniach trzymali czerwono-białe kubki z sokiem pomarańczowym.
- Możesz mi wyjaśnić, dlaczego ktoś taki, jak Król Popu przyjmuje gości ze świątecznymi kubkami w środku lata? - zaśmiała się, spoglądając na przyjaciela.
- Uhm... no wiesz, bardzo lubię Gwiazdkę, poza tym... Hej! Ty mi tu nie wybrzydzaj, tylko lepiej opowiadaj, gdzie się podziewałaś?
- Hmm... Od kiedy przeprowadziliśmy się do Nowego Jorku, wszystko stanęło na głowie. Rodzicie coraz więcej pracowali, ja skończyłam liceum i poszłam na studia. Kevin właśnie planuje ślub, na którym zresztą musisz się pojawić!
- Och... Jan będzie niepocieszona...
- Jesteś wredny! - pokazała mu język.
- Dobra, to już wiem, co się dzieje u całej twojej rodziny. Ale co z tobą? Czym się zajmujesz oprócz projektowania?
- Jestem pełnoetatową żoną i matką dwójki brzdąców...
Z jego oczu na moment znikł cały blask, lecz gdy tylko wspomniała o pociechach, natychmiast wrócił.
- Masz dzieci? To cudowne! Ile mają lat? Jakie mają imiona? - pytał podekscytowany.
- Alyson ma 6 lat, a Max dwa.
- Będę mógł ich poznać? Mam pomysł! Zabierz rodzinę i przyjedź do Neverlandu! Dzieciaki będą miały ubaw!
- Jak ty to sobie wyobrażasz, Michael? Ja mam pracę, Aly w tym roku zaczyna szkołę, a Max jest jeszcze mały... Wiem, że bardzo chcesz ich poznać, ale to nie wypali.
- Och... Dlaczego nie? Przecież to świetny pomysł! Będziecie mogli tu mieszkać, jak długo tylko będziecie chcieli. Wszystko będzie do waszej dyspozycji: karuzele, kino, słodycze, Zoo...
- Masz tu nawet Zoo? - zapytała z niedowierzaniem.
- A tak... - wyszczerzył się. - To co? Zgadzasz się?
- Mike, ja mam męża. Nie mogę o niczym decydować bez niego.
- Proooooszę....
- Zobaczymy. A teraz powiedz mi, co u ciebie słychać, Królu Popu?
- Ja? Królem? Nie... W sumie to nic ciekawego. Dopiero co wróciłem z trasy i teraz chcę trochę odpocząć.
- A co z kobietami?
- Co? Żartujesz? Nie mam do tego głowy... - cała jego pewność siebie nagle znikła.
- Nie wykręcaj się. Oglądałam wiadomości. Co to za tancerka, z którą się całowałeś?
- Tatiana? To nic takiego...
- Nie wyglądało na "nic takiego". Skoro nie chcesz, to nie mów.
- Po prostu to już nieaktualne. Nigdy więcej już jej nie zobaczę.
- A chciałbyś?
- Hmm... Nie mówmy o tym. Masz ochotę na małą wycieczkę?
- Z tobą zawsze.
Założyła buty, a on podał jej rękę i rozpoczął oprowadzanie. Najpierw dotarli do kina, w którym znajdowało się kilkadziesiąt wygodnych foteli, a na tyłach sali stało stoisko z popcornem i chyba wszystkimi rodzajami słodyczy na świecie. Mike wziął średniej wielkości, papierową torebkę i nałożył do niej mnóstwo łakoci, które mieli jeść podczas dalszego oglądania. Kolejnym punktem miała być największa karuzela w całym miasteczku. Zmęczeni długim maszerowaniem postanowili wsiąść do kolejki, która kursowała po całym terenie posiadłości. Kiedy wreszcie dotarli na miejsce, kobieta nie była pewna, czy powinna wsiadać.
- Boisz się? - zapytał prowokująco.
- Ja? No chyba sobie kpisz!
Znów zdjęła niewygodne buty i usadowiła się na krzesełku. Człowiek odpowiedzialny za maszynę uruchomił sinik i karuzela ruszyła. Pęd wiatru rozwiewał jej długie loki, a śmiech, mieszający się z krzykiem, mknął niesiony nim daleko poza granice Neverlandu. Bawili się beztrosko, niczym dzieci, które urwały się w Disneylandzie spod opieki rodziców. Kiedy kosz, w którym siedzieli, zaczął zwalniać, adrenalina powoli opadała. Mężczyzna, wysiadając, podał rękę przyjaciółce, pomagając jej się wygramolić.
- To było świetne! - zawołała zachwycona.
- Cieszę się, że ci się podobało. Chodź, teraz pokażę ci cały dom...
- Mam mało czasu....
- Zdążmy.
Nie musieli iść długo. Po dziesięciu minutach frapującej rozmowy byli już pod drzwiami. Wpuścił swojego gościa i powiedział do gosposi, która krzątała się po salonie:
- Sophio, to jest właśnie pani projektant, Madeline Robin.
- Ekhm... Rilley - wtrąciła zakłopotana.
- Co? Ach, tak. Madeline Rilley.
- Bardzo mi miło panią poznać - starsza kobieta uśmiechnęła się życzliwie. - Panie Jackson, podać już obiad?
- Myślę, że możemy jeszcze trochę poczekać. Jednak słodycze przed obiadem nie są najlepszym pomysłem.
- Byłabym dumna, gdyby moje dzieci też doszły do takiego wniosku. Przepraszam pana, panie Jackson - żartobliwie przyjęła całkiem oficjalny ton - ale muszę już wracać.
Jako że lubił żartować z ludzi, ciągnął dalej zabawę rozpoczętą przez przyjaciółkę.
- Kiedy moglibyśmy umówić się na kontynuowanie pracy?
- Dostosuję się do pana. Zostawiam mój numer telefonu.
Wyjęła z kremowej torebki swoją wizytówkę i wręczyła ją, zachowującemu w pełni poważną minę, Michaelowi. Ten odprowadził swojego gościa do drzwi i wezwał kierowcę, który miał odwieźć kobietę do bramy. Na pożegnanie nachylił się i szepnął jej do ucha:
- Zadzwonię Księżniczko... - i delikatnie cmoknął jej dłoń.



sobota, 8 grudnia 2012

Przydałyby się małe wyjaśnienia...

Przypuszczam, że większość z Was już się domyślała, ale jeśli nie, to chętnie pokrótce wszystko wytłumaczę :) Kilka osób pisało do mnie z pytaniem o tytuł "nowego" opowiadania. Musicie wiedzieć, że ostatnio oszalałam na punkcie backmaskingu, czyli odtwarzaniu utworów od tyłu. W niektórych z nich można usłyszeć naprawdę ciekawe rzeczy xD Zainspirowana tą techniką postanowiłam ją wykorzystać, a przy okazji nie działać szablonowo. Jeżeli przeanalizujecie tytuł i ostatnią część "nowego" opowiadania, zobaczycie o co mi chodziło. BTW dziękuję za wszystkie odwiedziny i życzliwe komentarze. Mam nadzieję, że trochę Was zaskoczyłam, ale przygotujcie się na to, że nie był to ostatni raz ;)
                                                                                                            Keep Michaeling
                                                                                                                                    Liberian Girl

PS Szaleję na punkcie tego zdjęcia *___*



piątek, 7 grudnia 2012

Ynitsed_4

Z jego twarzy znikł uśmiech, a oczy zalśniły nietypowym blaskiem. Jak to możliwe? Więc to miał być ów genialny projektant? Nie wierzył własnym oczom. Gość również, jakby nie dowierzając, stał nieruchomo. Dopiero po chwili mężczyzna wydobył z siebie głos:
- Maddie?
Dziewczyna, promieniejąc szczęściem, rzuciła mu się na szyję. Tak dawno się nie widzieli. Minęło tak wiele lat... Wiele niespełnionych obietnic przeminęło wraz z upływem czasu. Zapomniane, pogrzebane gdzieś na dnach serc, ożyły i właśnie teraz uderzyły ze zdwojoną siłą. Znów czuł zapach szarlotki i widział jej śmiejące się, szmaragdowe oczy. Długie, złote włosy zniknęły, a zamiast nich pojawiły się średniej długości loki w kolorze ciemnego blondu. Zaokrągliła się nieco, ale to tylko dodało jej kobiecości. Miała na sobie beżową sukienkę przed kolano i biały żakiet podkreślający jej talię. Na nogach miała szpilki na wysokich obcasach, ale mimo tego wciąż był od niej wyższy. Była w znakomitej formie.
- Michael! Jak ja się cieszę, że cię widzę!
- Nie zdajesz sobie sprawy, jak ja się cieszę. Nic się nie zmieniłaś.
- Ty za to bardzo...
Posmutniał. Już od jakiegoś czasu media wymyślały plotki na temat operacji plastycznych i wybielania skóry. To było okrutne kłamstwo. To prawda, że przeszedł 2 operacje nosa, z czym nigdy się nie krył, ale nie było mowy o żadnym wybielaniu. Niby po co miałby to robić? Był dumny z bycia Afroamerykaninem  Niestety vitiligo powodowało powstawanie białych plam na całym ciele. Stąd jaśniejąca karnacja...
- Zmieniłeś się w niewiarygodnie przystojnego faceta! - dokończyła, widząc jego zamyślenie.
- Sugerujesz, że kiedyś nie byłem przystojny. - zapytał podchwytliwie.
- Och, błagam cię Mike... Mam ci przypomnieć afro?
- Punkt dla ciebie. Nie drążmy już tego tematu. Lepiej chodźmy do środka. Musimy nadrobić ten czas...


czwartek, 6 grudnia 2012

Drodzy Czytelnicy!

Mam pytanie. Mianowicie, jak Wam się podoba nowe opowiadanie? Wiem, że to dopiero początek i ciężko jest wypowiedzieć opinię, jednak byłabym Wam bardzo wdzięczna za wskazówki. Dzięki Waszym uwagom będę wiedziała, co Wam się podoba, a co nie. Dziękuję też za rosnącą liczbę odwiedzin na moim blogu. Gdyby Ktoś krępował się odpowiedzieć w komentarzach, podaję swojego maila: ms9723@wp.pl
                                                                                    Keep Michaeling   <3 
                                                                                                         Liberian Gril

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Ynitsed_3

- Michael, mam dla ciebie dobrą wiadomość.
Leżał w ciepłej pościeli, zaspany, nie mogąc otworzyć jeszcze oczu. W sypialni panował przyjemny półmrok, ponieważ żaluzje były zasłonięte. Z telefonem przy uchu, powoli się dobudzał.
- O co chodzi? Jaką wiadomość...? - zapytał sennym głosem.
- Pamiętasz, jak tydzień temu prosiłeś mnie o załatwienie ci spotkania z projektantem?
- I co? Zdziałałeś coś? - widocznie się rozbudził.
- Tak. Umówiłem was na jutrzejsze popołudnie. Zapisz sobie nazwisko: Rilley.
- Możesz powtórzyć? - zapytał, szukając kartki i długopisu.
- R-i-l-l-e-y.
- Ok, dziękuję.
- To najlepszy fachowiec. Pamiętaj, że nie będziesz pracował sam... Myślę, że wiesz, co mam na myśli...
- Wiem, będę pamiętał. Dziękuję jeszcze raz.
- Nie ma za co.
*
Granatowa koszula  czarne spodnie to chyba dobry ubiór na tego rodzaju spotkanie... Loki rozpuścił, zbierając jedynie pasma ze skroni i wiążąc je w ciasną kitkę. Mimo że był w domu, jego i tak ciemne oczy podkreślała czarna kredka. Czy się denerwował? Chyba nie... Spotkania służbowe były dla niego na porządku dziennym. Poprosił Sophie o przygotowanie świeżych, czekoladowych ciasteczek. Sam wyszedł na dziedziniec posiadłości, by odetchnąć świeżym powietrzem. Było jeszcze stosunkowo wcześnie, jednak wolał czekać na swojego gościa już teraz. Przechadzając się alejkami Neverlandu, zauważył starego ogrodnika troskliwie opiekującego się krzewem białych róż.
- Miłego dnia Henry! - zawołał do staruszka.
- I wzajemnie proszę pana!
Zobaczył, że zbliża się jeden z ochroniarzy. Przeczuwał, że jego gość właśnie przyjechał.
- Panie Jackson, projektant właśnie przyjechał.
- Przywitam go przy bramie, dziękuję Spike.
- Lepiej niech pan zaczeka w domu. To będzie bardziej odpowiednie...
- A mogę zaczekać chociaż na dziedzińcu?
- Skoro tak bardzo pan chce...
Spike pożegnał się i wrócił do pełnienia służby. Mike usiadł na jednej z ławeczek i, wystukując nogą rytm, oczekiwał na gościa. Ciekawe, jaki to człowiek? Czy znajdą wspólny język? Ma nadzieję, że spodobają mu się jego pomysły. Coś usiadło obok niego na drewnianej ławce. To mały wróbelek, który śpiewał kolejną, nową pieśń. Usłyszał charakterystyczny szelest kół o kamienną uliczkę. Właśnie nadjeżdżał wózek golfowy z jego nowym współpracownikiem. Wziął głęboki wdech i uśmiechnął się promiennie. Niewielki pojazd zatrzymał się. Ze środka wysiadł ktoś, kogo nie spodziewałby się nawet w najśmielszych snach...