sobota, 26 stycznia 2013

Kochani!

Przepraszam, że ostatnio piszę "w kratkę", ale zwyczajnie wena mnie opuściła. Teraz będę miała trochę czasu, więc na pewno coś "naskrobię" ;) Nowej części możecie spodziewać się za tydzień. Obiecuję ^_^ Love You All <3
Keep Michaeling
Liberian_Girl

piątek, 25 stycznia 2013

Ynitsed_14

Stali tak wtuleni w siebie, ciesząc się bliskością ciał i dusz. Madeline uniosła lekko głowę i spojrzała na uśmiechniętego Michaela przestraszonymi oczyma.
- Co ja zrobiłam...? Nie powinnam była...
- Cii.... Nie ważne...
Ułożył jej głowę w pobliżu swojego serce i czule gładził jej miedziane włosy. Słyszała wyraźnie każde ze spokojnych teraz uderzeń. Czuła jego słodki zapach, który wciąż mącił jej zmysły. 15 lat to stanowczo zbyt długo... Tęskniła za nim tak bardzo, jednak nie usprawiedliwia jej to w najmniejszym stopniu. Przecież ma męża i dwójkę wspaniałych dzieci, więc dlaczego całowała Michaela? Nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Chciała znów poczuć jego usta na swoich. Chwyciła go za koszulę i przyciągnęła do siebie, by ponowić pocałunek. Czuła, że się uśmiecha.
- Więć dlaczego to zrobiłam? - zapytała, gdy przerwali na chwilę.
- Nie mam pojęcia, ale proszę, zdradź mi ten sekret. Będę mógł to robić częściej... - powiedział czarującym głosem, przygryzając dolną wargę.
- Bo znalazłam to... - sięgnęła do torebki i wyjęła tajemniczy przedmiot.
Było to nic innego jak ofiarowana jej przy ostatnim spotkaniu śnieżna kula. Potrząsnęła nią, a bieluteńkie płatki krążyły pod szklaną kopułą, tworząc istną zawieruchę.
- Uhm... nie rozumiem... - miał nadzieję, że nie odnalazła kryjówki. - Przecież już ją widziałaś...
- Hmm... Tak. Ale nie wszystko... - uśmiechnęła się i uchyliła klapkę ukrytą pod podstawą kuli.
Po chwili wyciągnęła z jej wnętrza wielokrotnie złożoną kartkę. Powoli rozwijała ją, by wreszcie zobaczyć staranne, jak na Michaela, pismo:

Your love is magical, that's how I feel

But I have not the words here to explain
Gone is the grace for expressions of passion 
But there are worlds and worlds of ways to explain 
To tell You how I feel
But I am speechless, speechless 
That's how you make me feel 
Though I'm with You I am far away and nothing is for real 
When I'm with You I am lost for words, I don't know what to say 
My head's spinning like a carousel, so silently I pray 
Helpless and hopeless, that's how I feel inside 
Nothing's real, but all is possible if God is on my side 
When I'm with You I am in the light where I cannot be found 
It's as though I am standing in the place called Hallowed Ground 
Speechless, speechless, that's how You make me feel 
Though I'm with You I am far away and nothing is for real 
I'll go anywhere and do anything just to touch Your face 
There's no mountain high I cannot climb 
I'm humbled in Your grace 
Speechless, speechless, that's how You make me feel 
Though I'm with You I am lost for words and nothing is for real 
Speechless, speechless, that's how You make me feel 
Though I'm with You I am far away, and nothing is for real 
Speechless, speechless, that's how you make me feel 
Though I'm with you I am lost for words and nothing is for real 
Speechless Your love is magical, that's how I feel 
But in your presence I am lost for words 
Words like... like "I love You."



Przeczytała po raz kolejny bardzo uważnie każde słowo. I znów pragnęła, by jego aksamitne usta jeszcze raz ubrudziły się w jej malinowej pomadce. Opanowawszy się z największym trudem, zaczęła jak gdyby nigdy nic znów bawić się szklaną kulą. Mężczyzna, nie bardzo rozumiejąc jej zachowanie, patrzył ze zdziwieniem. Z jego policzków za nic nie chciał zniknąć, uroczy zresztą, rumieniec. Wreszcie, po długim milczeniu, jako pierwsza odezwała się Madeline:
- Bardzo długo zastanawiałam się nad tym prezentem...
- Wiedziałaś o tym od początku? - zapytał, patrząc na starą kartkę.
- Nie doceniasz mnie Applehead...Wiedziałam...
- Więc dlaczego nic nie zrobiłaś?
- A co by to zmieniło? Nie zatrzymalibyśmy czasu. Nie uciekłabym od rodziców i nie zostałabym w Gary. Nie da się walczyć z przeznaczeniem.
- Skąd wiesz? To mogłoby się udać... - jego głos podniósł się. - Teraz to nie Steven byłby twoim mężem i ojcem twoich dzieci! - Ja bym nim był... - dodał już cicho.
- Może gdybyś dał mi to do zrozumienia wcześniej, wszystko wyglądałoby inaczej...
- Mało znaków dostawałaś?! Dziewczyno! Szalałem za tobą. Myślisz, że dlaczego Lucas dostał w zęby?! Dlaczego Jermaine wyleciał z mojego pokoju? Dlaczego właziłem do ciebie przez okno, żeby cię przeprosić?
- To dlaczego byłeś z Vicky?! - ona też krzyczała.
- Bo myślałem, że będziesz zazdrosna i zobaczysz, że cię ... kocham...
- Byłam! Zresztą... teraz nie ma to już najmniejszego znaczenia. Co było, nie wróci.
Wyswobodziła się z jego objęć, zabrała torebkę i wybiegła z lokalu. Wiedział, że nie ma sensu jej gonić. Stał, bezsilnie odprowadzając wzrokiem tę ukochaną postać, zdając sobie sprawę, że to wszystko już nigdy nie wróci...


piątek, 18 stycznia 2013

Ynitsed_13

Otworzył jej drzwi i wpuścił do środka. Restauracja wyglądała na naprawdę ekskluzywną, a tym samym zapewne bardzo drogą. Nie była pewna, czy jest ją stać na kolację w takim miejscu. Odsunął dla niej krzesło i zaczekał aż usiądzie. Widziała, że uśmiech z jego twarzy nie znikał ani na moment. Po chwili zjawił się kelner ubrany w śnieżnobiałą koszulę i garniturowe spodnie. Wokół jego bioder przewiązany był wyprasowany fartuch.
- Czego państwo sobie życzą? - zapytał dużo przyjemniejszym tonem, niż można by się spodziewać.
- Panie mają pierwszeństwo. Na co masz ochotę Maddie?
- Uhm... nie wiem.
- Ale ja chyba wiem... Poprosimy pizzę wegetariańską i dużo soku pomarańczowego!
- Już się robi.
Kobieta patrzyła oniemiała na swojego towarzysz. Właśnie siedzieli prawdopodobnie w jednym z  najdroższych i najbardziej obleganych lokali w tym mieście, a on rozmawiał z kelnerem, jak z dobrym kumplem i jeszcze zamówił pizzę! Do tego byli zupełnie sami. Nie mogła się temu wszystkiemu nadziwić, a przyjaciel dostrzegł jej nieobecne oczy.
- Coś się stało Królewno?
- Hmm... nie wiem, czy to odpowiedni strój do takiej restauracji... - wskazała swoje ubrania.
- Jak najbardziej! Wyglądasz jak... wyglądasz przepięknie... - przełknął ślinę.
- Dziękuję Ci... Czy znasz właściciela tego lokalu? - zapytała, by zmienić temat.
- Tak, to mój dobry przyjaciel. Och nie...
Można przypuszczać, że ta reakcja została wywołana przez muzykę, która zaczęła wydobywać się z głośników umieszczonych pod sufitem. Oboje rozpoznali charakterystyczne dźwięki intro Billie Jean.
- On zawsze mi to robi... Zawsze kiedy tu jestem, puszcza moje piosenki...
Rozbawiona jego zmartwioną miną odruchowo dotknęła jego dłoni. Drgnął pod jej dotykiem tak niespodziewanie, że sam nie potrafił wyjaśnić dlaczego. Uśmiechnął się tylko machinalnie i odwrócił wzrok.
- Mam coś dla ciebie...
Wyjęła z torebki kolorową kopertę, czym wprawiła go w nie lada osłupienie. Mógł się spodziewać wszystkiego, ale nie tego...
- To prezent od Alyson... Z góry uprzedzam, że nie mam zielonego pojęcia, co jest w środku.
Ostrożnie otworzył kolorową kopertę uważając, by jej nie uszkodzić. Wyjął z niej dziecięcy rysunek przedstawiający Neverland. Mimo iż posiadłość była duża, mała nie zapomniała o niczym. Były na nim fontanny, wielkie drzewo, basen, kino, wesołe miasteczko, a nawet Zoo. Na samym środku stał nietypowy Piotruś Pan trzymający za rękę śliczną dziewczynkę. Dlaczego był nietypowy? Przecież kolor i rodzaj ubioru się zgadzał, miejsce także. Lecz ten, zamiast rudej czupryny, posiadał czarne loki. Poza tym uśmiechał się "pełną gębą". Jeden róg kartki był zagięty. Odwinął go i zobaczył starannie napisane słowa:

"Piotrusiu, proszę cię, zabierz nas do Nibylandii i nie pozwól nam dorosnąć."

Mężczyzna uśmiechnął się i schował rysunek do kieszeni, tuż przy sercu. Kelner wszedł na salę z tacą, na której leżała aromatyczna pizza. Zaczęli ją pałaszować, rozmawiając jak za starych, dobrych czasów. W pewnej chwili Madeline wstała i zbliżyła się do przyjaciela. Popatrzyła w jego czekoladowe oczy tak jak kiedyś, tam na plaży... Bez zastanowienia zbliżyła swoje usta do jego, tracąc zmysły na dobre. Był tak blisko, a jego zapach durzył jej umysł. Michael już chyba ocknął się ze zdziwienia, ale bał się przejąć inicjatywę. Wciąż nie był pewien, czy to co się dzieje, nie jest tylko snem... Wplótł swoją dłoń w jej miękkie włosy i marzył, by ta chwila trwała wiecznie. Dopiero po kilku minutach ich usta rozdzieliły się, lecz ciała wciąż pozostały blisko...

niedziela, 13 stycznia 2013

Ynitsed_12

Spojrzała na zegarek. Miała do wyjścia jeszcze dziesięć minut, a Max już leżał w łóżeczku. Alysona usiadła na szafce, w której schowane były buty i z uśmiechem patrzyła na matkę. Jeszcze tylko pociągnięcie rzęs czarnym tuszem i byłaby gotowa.
- Mamusiu, ślicznie wyglądasz. Gdzie idziesz?
Mała miała rację. Kobieta ubrana była w chabrową tunikę, przewiązaną białym paskiem, a do niej dobrała białe sandałki na obcasie. Falujące lekko, miedziane włosy rozpuściła luźno podpinając jedynie, na polecenie córki, niesforną grzywkę.
- Idę na spotkanie.
- Z Piotrusiem? - zapytała z nadzieją w głosie.
- Tak - odpowiedziała, dobrotliwie się uśmiechając. - Ale nie w Nibylandii.
- Och... no dobrze... Możesz mu coś ode mnie dać?
- Oczywiście kochanie.
Dziewczynka pobiegła do pokoju, by po chwili wrócić z kolorową, własnoręcznie pomalowaną kopertą. Wręczyła ją matce, a ta, rozumiejąc, że nie powinna pytać o zawartość, schowała list do torebki. Uśmiechnęła się jeszcze, jakby upewniając małą, że jej bohater na pewno otrzyma prezent. Powtórnie spojrzała na zegarek. Tak naprawdę, to już powinna wychodzić, jeśli nie chciała się spóźnić. Tylko gdzie jest Sara? Ta siedemnastoletnia dziewczyna czasem potrafiła zapomnieć o bożym świecie. Może o tym, że miała się dziś opiekować dziećmi też zapomniała? No nic... będzie musiała tu na nią zaczekać. Lepiej uprzedzi Michaela i... Nie zdążyła sięgnąć do telefonu, gdy rozległ się dzwonek do drzwi.
- To pewnie ona...
Podeszła energicznie, by otworzyć spóźnionej opiekunce. Miała już w głowie ułożoną krótką pogadankę na temat odpowiedzialności i punktualności:
- Gdzieś ty się podziewała?! Czekam na ciebie od pół godziny. Przecież wiesz, że dziś wychodzę... Czasem naprawdę warto zejść na ziemię i....
Dopiero teraz zorientowała się, że przed nią nie stoi wcale uśmiechnięta Sara. Był to nikt inny, jak Michael nonszalancko oparty o futrynę drzwi. Miał na sobie jasne, gdzieniegdzie poprzecierane jeansy, białą, lekko rozpiętą koszulę i okulary przeciwsłoneczne. Pasma loków za skroni były zebrane i związane z tyłu, natomiast reszta hebanowych włosów opadała łagodnie na ramiona. Nie mogła widzieć jego oczu, ale jego malinowe usta układały się w pewny siebie, ale jednocześnie delikatny uśmiech. Momentalnie speszyła się tym, co przed chwilą powiedziała i spłonęła rumieńcem. Dopiero po chwili odezwała się nieśmiało.
- Och, to ty... Przepraszam... wejdź...
Mężczyzna wszedł do środka i czule objął przyjaciółkę na powitanie. Jak zwykle zewsząd otoczył ją zapach jego perfum i opanował jej wszelkie zmysły.
- Ślicznie wyglądasz - pocałował jej dłoń z uśmiechem.
- Dziękuję... ty też wyglądasz... świetnie... - tylko na tyle było ją stać w tamtej chwili. Magia zapachu jego skóry wciąż działała. - Powiesz mi, co ty tu robisz? Przecież umówiliśmy się pod Biblioteką...
- Nie mogłem się na ciebie doczekać, więc pomyślałem, że to nie będzie najgorsze, jeśli wpadnę i...
- Ale gdyby Steven tu był. nie byłby zachwycony...
- Kto? - zapytał zdziwiony.
- Mój mąż.
- Och, no tak... zapomniałem. Bardzo chciałem zobaczyć Aly. To urocza dziewczynka...
- Piotruś?! - dało się słyszeć wołanie dobiegające z salonu.
Z momentu na moment było coraz bardziej wyraźne, aż w końcu zobaczyli w drzwiach rozpromienioną, małą istotkę. Skoczyła mężczyźnie w ramiona, a ten obrócił się z nią kilka razy i postawił na ziemię. Alyson wyszczerzyła swoje małe perełki we wdzięcznym uśmiechu i odezwała się słodkim głosikiem:
- Piotrusiu, weźmiesz mnie ze sobą do Nibylandii? Prooooszę...
- Al, mówiłam ci już, że nie jedziemy tam. I proszę cię, mów trochę ciszej, bo obudzisz Maxa...
- Twój synek? Czy mógłbym... go zobaczyć? - zapytał z nadzieją.
- Jasne. I tak nie możemy się stąd na razie ruszyć, póki nie przyjdzie opiekunka. Swoją drogą, gdzie ta dziewczyna może się podziewać?
Michael, trzymając za rękę sześcioletnią młodą damę, wraz z Madeline poszli do pokoju najmłodszego domownika. Drzwi ozdobione naklejkami były lekko uchylone. Matka weszła do środka i stanęła przy drewnianym łóżeczku, uśmiechem zachęcając przyjaciela do przekroczenia progu. Dziewczynka natomiast ciągnęła go za rękę, by trochę go ośmielić. Ten jednak, nie zauważywszy zabawek leżących na podłodze, nadepnął na jedną z nich i z hukiem runął na ziemię. Maddie podbiegła do niego, by upewnić się, że wszystko z nim w porządku.
- Wszystko ok Applehead? - zapytała z troską w głosie. - Och nie... Max się obudził...
Rzeczywiście. Z dziecinnej kołyski dobiegał płacz rozbudzonego malca. Kobieta podeszła do niego i biorąc na ręce, zaczęła kołysać. Lecz chłopiec nie przestawał płakać. Na dodatek w najdalszej części mieszkania zadzwonił telefon.
- Mike, błagam cię, zajmij się nim przez chwilę. Ja muszę odebrać...
Podała mu malca i pobiegła do telefonu. Michael nie bardzo wiedział, co ma robić, a Max nie potrafił się uspokoić... Cicho zanucił kołysząc chłopca:
- We are the world... - chłopczyk zamilknął. - We are the children... - malec uśmiechnął się przez łzy. - We are the ones who make a brighter day so let's start giving...
Wciąż kołysał go delikatnie uśmiechając się szczerze. Gdy skończył śpiewać, spostrzegł obserwująca go bacznie Alyson. Mała podeszła i usiadła naprzeciw niego. On, by rozbawić dzieci, najpierw zrobił zeza i wystawił język. Potem udawał kaczkę, a następnie niezbyt bystrego grubasa. Przy tym wszystkim ciągle modulował głosem, a przez mały pokoik przechodziły kolejne salwy śmiechu. Madeline, zaniepokojona nietypową wesołością, zajrzała do dzieci. Gdy zobaczyła Michaela wygłupiającego się przed jej pociechami, sama nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Mężczyzna, dostrzegłszy ją, zrobił najśmieszniejszą minę, na jaką było go stać.
- Daj spokój Mike... Możemy zaraz wychodzić, Sara już dojeżdża.


wtorek, 8 stycznia 2013

Ynitsed_11

Przepraszam za długą nieobecność i prawdopodobnie niezbyt efektowny powrót. Postaram się poprawić w najbliższym czasie. Mam nadzieję, że nie stracicie do mnie cierpliwości :) God bless You all  
Keep Michaeling   
Liberian Girl

*********************************

Szedł, uważnie rozglądając się dookoła. Rzadko bywał w centrach handlowych, bo gdy tylko się w nich pojawiał, jego obecność wywoływała wielkie poruszenie. Tym razem jednak jego przebranie było perfekcyjne. W oddali zobaczył Janet wypatrującą bezskutecznie jego postaci. Podszedł do niej i, udając brytyjski akcent, zapytał:
- Witaj piękna, jesteś tu sama, czy z mężem miliarderem?
- Czego pan chce? - odpowiedziała zaskoczona, jednocześnie nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- A może czeka pani na przystojnego, eleganckiego bruneta o czekoladowych oczach i głosie piękniejszym od anioła, hmm?
- Mike? Głupku! Nie poznałam cię! - objęła czule brata, nie przestając się śmiać.
Kiedy już pierwsza wspólna głupawka minęła, ruszyli w kierunku sklepów.
- Więc powiedz mi teraz, w czym mam ci pomóc?
- Pamiętasz Maddie? Naszą sąsiadkę z Gary...
- Oczywiście, że pamiętam! Byliście jak papużki nierozłączki! Mów, co się z nią dzieje? Gdzie się podziewała?
- Tak jakoś wyszło, że pracujemy razem... Pomaga mi w projektowaniu strojów na nową trasę... - odparł nieśmiało.
- Żartujesz?! To wspaniale! Co tam u niej słychać?
- Jest projektantką i prawie wcale się nie zmieniła... Ale mam dla ciebie też przykrą wiadomość...
- Co się stało? - zapytała zmartwiona jego smutnym głosem.
- Twój narzeczony żeni się za dwa tygodnie!
- Co? Jaki mój narzeczony?
- Zapomniało się miłości z młodości? Kevin! Brat Maddie! Teraz coś świta? - wyszczerzył zęby w przekornym uśmiechu.
- Jesteś okropny! To wcale nie był mój narzeczony! Gadaliśmy ze sobą, bo chodziliśmy do jednej klasy. Za to ty z Maddie byliście ładną parą... - doskonale wiedziała jak go zawstydzić.
- My byliśmy przyjaciółmi... Zresztą nadal jesteśmy. I właśnie po to cię tu ściągnąłem...
- Żeby mi to oznajmić?
- Nie. Żebyś pomogła mi wybrać coś na dzisiejszą kolację z Maddie. Sam sobie nie poradzę...
- Uuuaaa... A z jakiej okazji ta kolacja?
- Z żadnej. Chciałem jej podziękować, za to, że mogłem poznać jej córeczkę... Istny aniołek.
- Córkę? To ona ma dzieci?
- Uhm... Tak. Alyson ma 6 lat, a Max 2.
- A ma męża?
- Uhm...
- Mike, błagam cię... Nie pakuj się w to... Nie przyniesie ci to nic, oprócz cierpienia...
- Daj spokój! To tylko kolacja z najlepszą przyjaciółką. Nic więcej... Lepiej wejdźmy do tamtego sklepu...



wtorek, 1 stycznia 2013

Przepraszam :(

Przepraszam Was Kochani, ale w najbliższym czasie prawdopodobnie nie dam rady nic napisać. Ostatnio trochę mi się chorowało i wszystkie zaległości, które spadły na mnie teraz nie pozwalają mi myśleć o niczym innym. Brak weny również nie jest w tej sytuacji pomocny. Jeżeli ktoś z Was życzy sobie powiadomienia o kolejnej części drogą mailową, proszę o wysłanie mi swojego adresu. Mam nadzieję, że bawiliście się szampańsko i z hukiem (ale bezpiecznie) przywitaliście Nowy Rok. Niech będzie on tym najszczęśliwszym.
Keep Michaeling & Heal the World

Liberian Girl