wtorek, 28 stycznia 2014

Am I scary for You? _22

Wszystko dookoła niej zupełnie się zmieniło. Siedziała w ciemnym samochodzie, po którego szybach spływały duże krople szarego deszczu i zastanawiała się, jak poradzi sobie z tym nieoczekiwanym darem od Boga. Pomimo iż od połączenia z jej aniołem minęło już sporo czasu, jeszcze niezupełnie oswoiła się z uczuciem, jakie towarzyszyło temu stanowi. Kiedy chciała zrobić coś, co nie podobało się Michaelowi, ten natychmiast zastępował złe myśli obrazami, które natychmiast zmieniały jej nastawienie. Czuła wtedy, że jej wolność w pewnym stopniu została ograniczona, jednak bywały także takie chwile, w których doceniała jego obecność. Matka nie mogła już spędzać z nią tyle czasu, co wcześniej, gdyż musiała opiekować się swoją teściową. Ojciec nie odwiedził jej ani razu. W te samotne wieczory, gdy leżała w pustej szpitalnej sali, już po wypisaniu Paris, on był jedynym towarzyszem jej niedoli. Mimo iż nie zobaczyła go od ich ostatniego spotkania, czuła go w biciu własnego serca, w każdym oddechu, w każdym wykonywanym geście...  Był jej drogowskazem, sumieniem i głosem rozsądku. Tak naprawdę, to dzięki niemu zyskała pierwszą prawdziwą przyjaciółkę, z którą wreszcie, po dwóch tygodniach rozłąki, miała się spotkać. I wszystko byłoby w najlepszym porządku, gdyby nie pogoda, która raczej nie zapowiadała nic dobrego. Kiedy auto nareszcie się zatrzymało, pozwalając jej odetchnąć od męczących ją mdłości, kierowca, który podwoził ją pod ośrodek w Salt Lake City, wysiadł i otworzył boczne drzwi samochodu, po czym podał jej czarną parasolkę. Pocieszającym uśmiechem zachęcił ją do opuszczenia ciepłego wnętrza, a kiedy już znalazła się na zewnątrz, zniknął za kierownicą i zostawił ponury budynek daleko za sobą. Emma, powolnym krokiem, ruszyła w stronę frontowych drzwi, po drodze dokładnie przyglądając się miejscu, które przez najbliższe pół roku miało stać się dla niej nowym domem. Poszarzałe w strugach deszczu ściany nie wyglądały zachęcająco, a wiszące w smutnych oknach firanki, zdawały się kołysać złowrogo. W jednej chwili walizka zaczęła jej ciążyć, jak kamień, który ściąga topielca na samo dno. Ostatkami sił dotarła do srebrnego dzwonka zawieszonego tuż obok dwuskrzydłowych drzwi. Na ironię, po jej głowie krążył cytat z "Boskiej Komedii" Dantego Alighieri... Złowieszcze słowa zdobiące bramy ku czeluściom Piekieł. "Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją." Ciche brzęczenie rozdarło ciszę panującą dookoła, a jej młode serce uspokajał jedynie łagodny szept anioła:
- Spokojnie, Emmo. Wszystko będzie dobrze. Jestem tu z tobą...
Po dłuższej chwili drzwi uchyliły się, a z jaśniejącego ciepłem i światłem wnętrza wyłoniła się kobieta, na oko nie przekraczająca trzydziestki. Miała na sobie uniform tej placówki, składający się z gładkiej koszuli w kolorze kawy z mlekiem i czarnych, wyprasowanych w kant, spodni. Krótkie, kręcone blond włosy okalały jej zaokrągloną twarz. Błysk w brązowych oczach rekompensował lekką nadwagę, która zupełnie nie ujmowała jej uroku. W sympatycznym uśmiechu pokazała białe zęby zniewolone aparatem ortodontycznym, po czym powiedziała melodyjnym głosem:
- Ty pewnie jesteś Emma. Wejdź. Ja nazywam się Tiana i opiekuję się tym oddziałem, do którego cię przydzielono. Chodź, oprowadzę cię...
Kobieta wzięła jej walizkę i poprowadziła na pierwsze piętro dużego budynku, będącego internatem. Mijały kolejno pokoje, z których raz po raz dobiegał dziewczęcy śmiech i echa rozmów. Na ścianach pomalowanych na ciepły pomarańcz wisiały zdjęcia podopiecznych oprawione w kolorowe ramki. Przy kolejnych drzwiach po lewej stronie opiekunka zatrzymała się i dłonią zaprosiła nastolatkę do środka. Pokój, w którym jak się później okazało, miała zamieszkać, był niewielki, za to wyjątkowo przytulny. Na jednym z dwóch łóżek przykrytych barwnymi kapami siedziała rudowłosa dziewczyna i uśmiechała się do niej wyzywająco.
- Paris! Jak fajnie znów cię widzieć!
- Ciebie też! Wreszcie cię wypisali... Już nie mogłam się doczekać!
Dziewczyny objęły się mocno, a Tiana niepostrzeżenie opuściła sypialnię, chcąc zostawić je na osobności. Emma uważnie przyjrzała się dawno nie widzianej przyjaciółce i z zadowoleniem stwierdziła, iż ta wygląda już znacznie lepiej. Brzmiała całkiem radośnie, a jej oczy ponownie rozjaśniał charakterystyczny blask.
- I jak ci się tu podoba?
- Nie jest źle. Poznałam całkiem sporo fajnych ludzi, a do tego mogę chodzić na warsztaty teatralne. Może też się zapiszesz?
- Raczej nie... Nie jestem zbyt odważna.
- Jak wolisz, chociaż myślę, że byłoby fajnie spędzać razem jeszcze więcej czasu. Obiecaj mi chociaż, że się nad tym zastanowisz...
- W porządku. To gdzie jest twój pokój? Założę się, że już jest oblepiony plakatami Biebera i One Direction!
- Widzisz je tu gdzieś? To jest mój pokój, mądralo... - wykrztusiła, śmiejąc się.
- Jak to? Czyli będziemy mieszkać razem?
- Dopóki śmierć nas nie rozłączy...
- Czyli jednak wspomnienie "Piekła" Dantego tak bardzo nie minęło się z rzeczywistością  - zripostowała, po czym pokazała przyjaciółce język.
- Ja tam się cieszę. Wreszcie będziemy miały czas pogadać. W ogóle, to chciałam ci powiedzieć to jeszcze w szpitalu, ale nie znałyśmy się wtedy na tyle dobrze. Nie chciałam, żebyś pomyślała, że jestem kompletną wariatką...
- Obie dobrze wiemy, że właśnie nią jesteś... Co chciałaś mi powiedzieć?
- Strasznie przypominasz mi mojego tatę... Może to zabrzmi głupio, jakbym była szalona, czy coś w tym rodzaju, ale masz w sobie coś bardzo dla niego charakterystycznego...
- Miło mi to słyszeć - powiedziała na głos, a w myślach dodała - Nawet nie wiesz, jak bardzo bliska prawdy jesteś.
- Chodź, pokażę ci resztę ośrodka.
Paris energicznie zerwała się z łóżka i pociągnęła za rękę zaskoczoną Emmę. Dziewczyna niewiele myśląc pobiegła za przyjaciółką, wsłuchana w rytm swojego serca wybijającego słabo jeszcze znaną jej melodię. Symfonię szczęścia, której dyrygentem był jej własny anioł.
- Bądź szczęśliwa, Emmo i uczyń szczęśliwą moją córkę...




Niniejszym ogłaszam zakończenie opowiadania "Am I scary for You?". Mimo górnolotnych planów dotyczących tego przedsięwzięcia wypaliło się ono u źródła. Mam nadzieję, że zbytnio Was nim nie rozczarowałam, a jeśli tak, to bardzo przepraszam. Postaram się jeszcze poprawić. Tymczasem dziękuję za wszystkie komentarze, uwagi i za to, że jesteście. 

God Bless You
Liberian_Girl

niedziela, 26 stycznia 2014

Am I scary for You? _21

- Jak długo jeszcze zamierzasz się wylegiwać w tym łóżeczku, Jackson? Nie zamierzasz już wracać do szkoły?
Siedziała po turecku na zaścielonym przed chwilą szpitalnym łóżku, w za dużej, bladoniebieskiej pidżamie i uśmiechała się na widok odwiedzających ją przyjaciół. Czuła się już znacznie lepiej, jednak wciąż musiała pozostać pod kontrolą lekarską. Przynajmniej dopóki wszyscy dookoła nie upewnią się, że sytuacja z czerwca już się nie powtórzy. Przez ten długi czas spędzony w szpitalu zdążyła dokładnie sobie wszystko przemyśleć i dojść do następujących wniosków: nie warto ze sobą kończyć. Mimo iż bardzo tęskniła za Tatą, wierzyła, że nie chciałby jeszcze się z nią spotykać. Jego misja na ziemi już się zakończyła, jej musiała trwać. W zrozumieniu tego bardzo pomocne okazały się rozmowy z dziewczyną, z którą dzieliła salę. Na początku nie podejrzewała, że z tej znajomości mogłoby rozwinąć się coś tak interesującego. Nastolatki rozumiały się całkiem dobrze i pomimo różnych poglądów najczęściej dochodziły do kompromisu w fundamentalnych kwestiach poruszanych zazwyczaj późną nocą. Czasem miała wrażenie, jak gdyby słyszała w niej swojego ojca. Oczywiście nie dosłownie, ale sposób w jaki formułowała swoje myśli, specyficzne poczucie humoru... To wszystko przywodziło jej na myśl szczęśliwe lata spędzone pod skrzydłami Michaela. Z tego powodu, tym chętniej spędzała z nią każdą wolną od badań i psychoterapii chwile. Zrodziło się między nimi coś, co można by nazwać zalążkiem wspaniałej przyjaźni, którą pielęgnowaną, będą mogły cieszyć się przez resztę życia. Teraz jednak wyblakłe ściany odbijające echo pracującej aparatury rozświetlały, jak żywe promienie słońca, postaci Shaka i Michaeli. Dwójka jej najlepszych przyjaciół, za którymi mimo wszystko tęskniła przez cały czas, stała teraz przed nią, uśmiechając się trochę niezręcznie. To zrozumiałe,że nie wiedzieli, jak powinni się zachować odwiedzając dziewczynę odratowaną po próbie samobójczej. Ten żart rzucony na wejściu przez chłopaka, jakby potwierdzony nerwowym śmiechem jego towarzyszki zaniepokoił Paris. Czyżby teraz tak właśnie miała wyglądać ich relacja? Ostatnim, czego pragnęła, była w tej chwili litość. Dość już nasłuchała się, jaka to nie jest biedna... jak bardzo w życiu ma źle. Bez ojca, bez matki, szykanowana przez rówieśników, niepotrafiąca zaakceptować samej siebie... Jej Tata mawiał, że gdy dostatecznie słyszysz daną rzecz, zaczynasz w nią wierzyć. Nie zamierzała pozwolić, by plakietka ofiary przylgnęła do niej na dobre. Przywdziała na dziewczęcą buzię najbardziej promienny uśmiech i odpowiedziała lekko:
- Ja przynajmniej nie muszę pisać tych wszystkich bezsensownych testów. Poza tym, już nie wracam do Buckley.
- Jak to "nie wracam"? - zapytała zdezorientowana Michaela.
- Razem z babcią i mamą postanowiłyśmy, że lepiej będzie, jeśli zmienię szkołę. Nie miałabym życia po powrocie. Na razie pojadę do jakiejś budy z internatem, bez telefonu i internetu...
 - To nie będziemy mogli się z tobą skontaktować?
- Na pewno nie przez najbliższy czas. Ale to nic... Dacie sobie radę beze mnie - uśmiechnęła się jakby na przekór smutkowi unoszącemu się w pokoju niczym mgła.
- Dobrze wiesz, że będziemy tęsknić - powiedział Shak patrząc jej prosto w oczy.
- Zobaczymy się w wakacje, obiecuję. Jeśli nie będą chcieli mnie stamtąd wypuścić, najwyżej ucieknę.
- Widzę, że szpital zupełnie nie przytępił twojej logiki, Jackson.
- Twojej już nawet nie dałoby się przytępić, Ghacha. No co tak stoicie? Może byście usiedli?
- Musimy zaraz iść. Wiesz, dyrektor zwolnił nas tylko z dwóch pierwszych lekcji... Ale mamy tu coś dla ciebie.
Mulatka powoli wyjęła z torebki złożoną na pół karteczkę i podała ją siedzącej na łóżku Paris. Jej oczy szkliły się od łez, ale za wszelką cenę starała się nie pozwolić im popłynąć po twarzy. Natomiast chłopak wyciągnął w kierunku przyjaciółki coś, co z daleka przypominało książkę. Dopiero, gdy dziewczyna otworzyła upominek, zdała sobie sprawę, że ma przed sobą wykonany przez jej przyjaciół album pełen ich wspólnych zdjęć.
- Jest cudowny... Bardzo wam dziękuję...
Teraz przyszła kolej, by przyjrzeć się uważniej niepozornej karteczce. Po rozprostowaniu, jej oczom ukazał się rysunek "Trojga Muszkieterów" wykonany przez Michaelę. Przymknęła powieki, by nie ulec wzruszeniu, po czym wyciągnęła ramiona w ich kierunku. Kiedy trwali w mocnym uścisku, dziewczyna szepnęła im pewnym głosem:
- Jesteście najwspanialsi na świecie...
Michaela, pożegnawszy się z przyjaciółką, wyszła już na zewnątrz. Wtedy dopiero chłopak zwrócił się do pozostającej w szpitalu wieloletniej towarzyszki szkolnych przeżyć:
- Paris...
- Tak, Shak?
- Ja... - zawahał się. - Nie ważne... Powiem ci, przy innej okazji.
Zatrzymując na niej swój przeszywający, smutny wzrok, opuścił szpitalną salę.Pożegnania nigdy nie będą łatwe. Gdy patrzyła, jak odchodzą, miała ochotę rzucić się za nimi w pogoń, jednak wiedziała, że nie może tego zrobić. Czekała na nią przyszłość pełna niespodzianek. Co tym razem zamierza przynieść jej los? Zastanawiała się nad tym, kiedy do sali, po serii badań, wróciła Emma.
- To była twoja paczka?
- Uhm..? Tak... Przyszli się pożegnać. Jutro mnie wypisują i przenoszę się do innej szkoły.
- A wiesz, że mnie też mają przenieść? Jakaś szkoła z internatem dla "trudnej młodzieży"... Ale dopiero za tydzień.
- A gdzie ta szkoła, do której masz trafić?
- W Salt Lake City w Utah.
- Żartujesz? Będziemy chodziły do tej samej budy! - zawołała radośnie Paris.
- Nie mogę w to uwierzyć! Tak się cieszę!
- Ja też. Chyba faktycznie traf chciał, żebyśmy się poznały.
- Sądzę, że to nie był traf... - powiedziała cicho Emma i uśmiechnęła się w duchu, słysząc cichy, anielski głos w swojej głowie.





wtorek, 21 stycznia 2014

Am I scary for You? _20

- Obudź się, Emmo...
Cichy głos wyszeptał jej te słowa wprost do ucha. Stopniowo wracała z krainy sennych marzeń, zderzając się ze szpitalną rzeczywistością. Otaczała ją ciemność, jednak już nie tak nieprzenikniona, jak w środku nocy. Spojrzała na biały, naścienny zegar, którego wskazówki wyznaczały godzinę 5:45. Doskonale wiedziała, czyja prośba zakończyła jej sen, mimo to nigdzie nie zauważyła rzucającej srebrną poświatę zjawę. Najciszej jak potrafiła, zawołała swojego stróża po imieniu. Niestety, odpowiedziało jej tylko krótkie echo własnych słów, a chwilę później salę ponownie wypełniła dźwięczna cisza. Musiała przemyśleć, co powinna teraz zrobić. Michael niewątpliwie chciał jej o czymś powiedzieć, a co nie mogło czekać. Jak się z nim skontaktować? W myślach zaczęła powtarzać jego imię, modląc się w duchu, by ta metoda okazała się skuteczną. Po kilkudziesięciu sekundach, które zdawały się być wiecznością, na swoim ramieniu poczuła chłodny uścisk i usłyszała cichy, ale zniewalający, dźwięk dzwoneczków. Miała wrażenie, jakby cała miłość tego świata przelała się na nią i wypełniała po brzegi jej serce. Obiecała sobie, że przy najbliższej okazji zapyta swojego Anioła o ten niesamowicie urzekający dźwięk...
- Emmo, chyba znalazłem sposób na rozwiązanie naszych problemów! - zawołał entuzjastycznie, poruszając się po sali z niebiańską płynnością i gracją.
- Jaki?
Musiała przyznać, że tym jednym prostym zdaniem wzbudził w niej zainteresowanie. Ciekawiło ją, skąd zaczerpnął inspiracji, by stworzyć swój plan. Nie mogąc się już doczekać, pozwoliła zjawie kontynuować. Michael obrócił się jeszcze parę razy w powietrzu, lekko niczym płatek śniegu wirujący na zimowym wietrze, by wreszcie łagodnie opaść na krawędź łóżka swojej podopiecznej. Podobny był wtedy bardziej do zaginionego chłopca, z opowieści o Piotrusiu Panie, niż do prawdziwego anioła. Mimo eleganckiego garnituru przesączonego pozaziemską aurą, iskierki pozostawionej na Ziemi młodości znów zagościły w jego oczach. Uśmiechał się, ukazując bieluteńkie zęby, wciąż trzymając dziewczynę w napięciu. Kiedy uznał, że nie powinien już dłużej zwlekać, przedstawił jej swoje zamiary.
- Emmo, myślę, że odgadłem, czego potrzeba ci do osiągnięcia szczęścia... Od kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem, zawsze byłaś zupełnie sama. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że nie zabiegasz o uwagę otoczenia, jednak ja znam twoje serce. Potrzebujesz kogoś, kto byłby zawsze przy tobie. Kogoś, kto nie zwątpiłby w ciebie, nie pozwolił ci pozostać samej. Potrzebujesz przyjaciela...
- Nawet jeśli to prawda... Ja ty możesz mi w tym pomóc?
- Dusza ma swoje odbicie w oczach. Jeśli pozwolisz mi zamieszkać w tobie, obiecuję, że już nigdy nie będziesz samotna. Pragnę cię przed tym uchronić, ponieważ wiem dobrze, jak mocno to boli.
- Ale... W jaki sposób? - zapytała, ze strachem wpatrując się w swojego jedynego przyjaciela.
- Jeśli się zgodzisz, staniemy się jednością już na zawsze. Jednak bez twojej decyzji, nie zrobię nic wbrew twojej woli.
Pierwszym pytaniem, które zagościło w jej głowie, było: "Czy przez to przestanę być sobą?". Nie potrafiła wyobrazić sobie dalszego życia, z duchem uwięzionym w jej ciele. A co, jeśli on zapanuje nad nią i zabierze jej życie? Nie ważne, że jej nie oszczędzało, ale zamierzała je przeżyć na swój własny sposób.
- Nie bój się, Emmo... - przerwał jej myśli jego delikatny głos. - Nigdy nie zrobię ci krzywdy. Pragnę tylko, abyś zaznała szczęścia.
- Ufam ci, Michael...
Dziewczyna ostrożnie wysunęła się spod szpitalnej kołdry w bladoniebieskiej pidżamie, by bosymi stopami stanąć na zimnej podłodze. Zamknąwszy oczy, powoli wdychając i wydychając powietrze, czekała na to, co miało się za chwilę wydarzyć. Anioł, jaśniejący złotą poświatą, unosił się naprzeciwko niej, zupełnie jakby, to wszystko było jedynie snem. Kiedy oboje zrobili krok w przód, ponownie otoczył dziewczynę dźwięk dzwoneczków. W jednej chwili całe jej ciało wypełniło przejmujące ciepło, rozchodzące się prosto z serca. Drżała, gdy duch Michaela stopniowo jednoczył się z jej duszą, by pozostać w niej na zawsze. Wszystko to trwało zaledwie minutę... Rozkoszna melodia dzwonków umilkła, a ona zdała sobie sprawę, że już nigdy nic nie będzie takie samo, jak dawniej.




niedziela, 19 stycznia 2014

Am I scary for You? _19

Patrzyła niewyraźnym wzrokiem, jak nieznajoma dziewczyna siedzi obok łóżka i patrzy na jej drżącą dłoń zaplątaną w kable podpięte do aparatury. Jak przez mgłę pamiętała, co właściwie się wydarzyło. Sądząc po wyposażeniu sali, znajdowała się właśnie w szpitalu, do którego przetransportowano ją po samobójczej próbie. Mimo że jej zmysły wciąż były przytępione, powoli rozpoznawała w nastolatce jedną z uczennic Buckley. Jeżeli dobrze jej się wydawało, była ona jej rówieśniczką z równoległej klasy, jednak nie potrafiła przypomnieć sobie o niej niczego więcej. Powoli odwróciła głowę w kierunku drzwi, za którymi wciąż przechadzali się lekarze i pielęgniarki w białych, widocznych doskonale w ciemnościach nocy, kitlach.
- Nie wiesz może, czy był tu ktoś z mojej rodziny? - zapytała słabym jeszcze głosem Paris.
- Byli tutaj przez cały czas. To chyba pierwsza taka noc, kiedy wrócili do domu... Twoi bracia i babcia nie odstępowali od łóżka.
Dziewczyna przymknęła podpuchnięte powieki, starając się nie uronić choćby jednej łzy. Właściwie nie chciała się zabić, jednak po części wciąż żałowała, że jej próba się nie powiodła. Serce wymykało się w szaleńczym rytmie z jej klatki piersiowej, chcąc wreszcie pozwolić ulecieć duszy. Wolną ręką dotknęła swojej szyi i natychmiast zauważyła brak jej ukochanego naszyjnika. Przełamane wpół serce na srebrnym łańcuszku, którego druga część została owinięta wokół nadgarstka jej Tatusia, w dniu pogrzebu... Nerwowo rozglądała się po ciemnej sali, jakby szukając odpowiedzi na pytanie, co stało się z jej skarbem. Niewiele myśląc, wykonała szybki ruch, chcąc podnieść się do pozycji siedzącej, jednak momentalnie ból głowy zmusił ją do powrotu na łóżko. Zacisnąwszy zęby, odetchnęła parę razy głęboko i, już spokojniejsza, zwróciła się do szpitalnej współlokatorki:
- A jak masz właściwie na imię? Ja jestem Paris...
- Emma. Nie wiem, czy wiesz, ale chodzimy do tej samej szkoły - dodała niepewnie.
- Tak, kojarzę cię. Więc, co tu robisz?
- Powiedzmy, że zrobiłam parę głupich rzeczy i nie skończyło się to dla mnie najlepiej...
- Jakbym słyszała siebie... A dlaczego wylądowałaś w szpitalu?
- Z tego, co udało mi się podsłuchać od pielęgniarek, karetka zabrała mnie z ulicy z rozkrwawioną głową i pijaną w sztok. Naprawdę ma się czym chwalić...
- Mnie przywieźli z podciętymi żyłami i nafaszerowaną prochami przeciwbólowymi.
- Brzmisz całkiem spokojnie, jak na osobę, która dopiero co wybudziła się ze śpiączki po próbie samobójczej - uśmiechnęła się Emma.
- Mam wrażenie, że trochę przytępiają mnie tymi lekami. Wiesz może, która jest godzina? Całkowicie straciłam rachubę...
- Zdaje się, że coś około trzeciej nad ranem - powiedziała, niepewnie rozglądając się po sali w poszukiwaniu zegarka.
- Nie jesteś śpiąca?
- Niespecjalnie. Zdążyłam się już trochę wyspać.
Paris przyglądała się znajomej twarzy z powątpiewaniem. Ta dziewczyna miała z nią coś wspólnego, czuła to każdą komórką ciała, mimo to zupełnie nie potrafiła określić, co to było. Musiała przedtem już z nią rozmawiać, jednak zupełnie nie pamiętała, kiedy się spotkały. Jej rozważania przerwał chłodny wiaterek, który delikatnie rozwiał im włosy.
- Czy ktoś otworzył tutaj okno?
Przez twarz Emmy przebiegł cień niepokoju, co nie umknęło uwadze dziewczyny, jednak postanowiła przemilczeć tę kwestię.
- Może pograłybyśmy w karty? Co ty na to? - rzuciła spontanicznie rudowłosa nastolatka.
- Jasne, nawet chyba mam je w szaf...
- A co wy tutaj wyprawiacie?
Niespodziewanie, w małej sali pojawiła się pulchna pielęgniarka w poszarzałym kitlu.Nie wyglądała na zbytnio zadowoloną, dlatego też Emma w oka mgnieniu wróciła do swojego łóżka i grzecznie czekała na kolejną dawkę leków. Jednak kobieta bez słowa minęła jej łóżko i z ekscytacją w głosie zwróciła się do drugiej pacjentki:
- Paris? Kiedy się obudziłaś, kochanie? Jak się czujesz?
- Całkiem niedawno... - dziewczyna wydawała się być onieśmielona wylewnością pielęgniarki. - Czuję się chyba dobrze...
- To cudownie! Jutro zadzwonimy do twojej babci, a teraz odpoczywaj. Zmienię ci jeszcze kroplówkę i już mnie nie ma. Śpij spokojnie.
Kiedy kobieta podłączyła już wszystkie niezbędne przyrządy, po cichu oddaliła się w kierunku pokoju dla pielęgniarek.



wtorek, 14 stycznia 2014

Moi Drodzy!

Ze względu na napięty grafik, w tym tygodniu nie pojawi się już żadna notka. Semestr należałoby zakończyć jak najlepiej, dlatego też nie wytykam nosa z książek. Mam nadzieję, że nie będziecie się na mnie długo gniewać i wybaczycie mi tę małą niedyspozycję. Przesyłam Wam moc uścisków <3
Keep Your Head Up
Liberian_Girl

W ramach rekompensaty mam tu dla Was trochę naszego Applehead'a <3








niedziela, 12 stycznia 2014

Am I scary for You? _18

Patrzyła na świetlistą postać, po której policzku płynęła przezroczysta, niedotykalna łza. Historia opowiedziana przez wyjątkowego gościa wstrząsnęła nią do głębi, pozostawiając w niezręcznym zdumieniu. Tak bardzo nieprawdopodobnym wydawało jej się, że aniołem stróżem zesłanym przez Boga do ochrony nad nią mógł okazać się duch samego Michaela Jacksona. Przecież to było zupełnie pozbawione sensu. Jeśli to faktycznie on miał sprawować nad nią pieczę, to kto robił to, zanim on umarł? Od śmierci piosenkarza minęły przecież zaledwie cztery lata, a ona wchodziła powoli w szesnasty rok swojego życia. Pozostawało dwanaście niezapisanych niebiańskim piórem lat. Spojrzała w szkliste oczy ducha, o wciąż intensywnie czekoladowej barwie i zapytała z drżeniem w głosie:
- Jeśli... Jeśli teraz ty jesteś moim aniołem, to kto był nim przed tobą?
- Z tego, co zostało mi objawione, Emmo, twój opiekun zginął w walkach toczonych z czarnymi orszakami piekieł, kiedy ty byłaś jeszcze całkiem mała. Przez cały czas, aż do mojego odejścia z Ziemi, Pan nie znalazł odpowiedniego zastępcy. Dlatego też tak wiele krzywd spotkało cię w życiu...
- Dlatego to wszystko wyglądało tak, a nie inaczej? Mimo tego, od kiedy się pojawiłeś, niewiele się zmieniło.
- Za co bardzo cię przepraszam. Wiem, nie byłem najlepszym stróżem, jednak naprawdę starałem się ci pomagać. Widocznie nie dość mocno...
Teraz to dziewczynie zaszkliły się łzy w podkrążonych oczach. Żal było jej człowieka, który umarł, zanim zdążył w pełni nacieszyć się życiem, a także niedoświadczonego anioła, pragnącego za wszelką cenę pozyskać wymarzone skrzydła. Było w nim coś, czego nie potrafiła nazwać, co sprawiało, że miała ochotę objąć go i pocieszyć. Tak zwyczajnie, po ludzku skłamać, że wszystko będzie w porządku. Zresztą, sama tego potrzebowała. Wyciągnęła słabą dłoń w kierunku zjawy, lecz zamiast ciepła żyjącego ciała, poczuła jedynie chłód przeszywający ją od czubków palców.
- Nie rozumiem za co mnie przepraszasz... - wydukała, powstrzymując płacz resztkami sił. - Opiekowałeś się mną przez cały ten czas, a ja zawsze, chociaż może nieświadomie, robiłam ci na przekór. Byłam strasznie głupia...
- To co było, jest już nie ważne, Emmo. Najważniejsze, że nic poważnego ci się nie stało. Ja poradzę sobie bez skrzydeł. Może jeszcze kiedyś na nie zasłużę...
- Właściwie, to po co ci one? - zapytała, wycierając mokre od słonych kropel policzki. - Przecież potrafisz przemieszczać się bez nich.
- Widzisz, mają one niezwykłą moc. Nie tylko pozwalają danemu aniołowi znajdować się dużo szybciej w dowolnym miejscu, ale także umożliwiają sporadyczny kontakt z tymi, których zostawił na Ziemi, odchodząc do Królestwa Pana.
Patrzyła, jak tęsknym wzrokiem spogląda w kierunku łóżka, oddalonego od nich może o kilka metrów. Dopiero wtedy tak naprawdę zrozumiała, o co w tym wszystkim chodziło. Przecież to właśnie w tym szpitalnym łóżku leżała jego córka, Paris. Z tego co pamiętała, obok niej czuwali także dwaj bracia - Prince i Blanket, a starsza kobieta oddychająca miarowo w półśnie najwyraźniej była ich babką, czyli matką Michaela. Miał swoją rodzinę na wyciągnięcie dłoni, a jednak oni zupełnie nie wiedzieli o jego obecności. Nagle, wszystkie jej uprzedzenia względem niego, a także znienawidzonej wcześniej dziewczyny zniknęły. Ich miejsce zastąpiła litość i ból, który odczuwała jedynie w niewielkiej części, w porównaniu do katuszy, które znosił jej anioł. Tak bardzo chciała mu pomóc. Gdyby jeszcze tylko wiedziała jak...
- Co mogłabym zrobić, abyś mógł dostać skrzydła?
- Otrzymam je dopiero, kiedy dobrze wywiążę się ze spoczywającego na mnie obowiązku... Muszę sprawić, byś nauczyła się kochać i żyć. A to nie będzie proste.
- Uda nam się! Zobaczysz...
Ponownie wyciągnęła rękę w kierunku uśmiechającego się Michaela, a ten po chwili powtórzył jej gest. Ich dłonie spotkały się, lecz tym razem, zamiast przejmującego zimna, Emma poczuła mrowiące ciepło i miłość, która rozgrzała jej serce.





środa, 8 stycznia 2014

Am I scary for You? _17

Gary, stan Indiana. Piątek. 29 sierpnia 1958 roku. Godzina 23:40. Na świat przychodzi siódme dziecko w tej wyjątkowej rodzinie. Chłopcu zostaje nadane imię Michael, co oznacza "podobny do Boga". Kiedy maluch osiąga wiek pięciu lat, rozpoczyna swoją podróż w nieznane. Pracuje najciężej, jak potrafi, by sięgnąć swoich marzeń i osiągnąć sukces. Kariera zabiera mu dzieciństwo, najpiękniejszy czas w życiu każdego człowieka. Zostaje weteranem, zanim jeszcze staje się nastolatkiem. Bije wszelkie rekordy, jego płyty są rozchwytywane, a bilety na koncerty rozchodzą się w ułamkach sekund. Zanim przekracza granicę trzydziestu lat, jest już rozpoznawalny na całym świecie. Ludzie biją się o miejsce u jego boku, jednak on wciąż jest samotny. Nie potrafi przeboleć utraty dzieciństwa, które miało już nigdy nie powrócić, dlatego postanawia dokonać czegoś wielkiego. Obiecuje sobie, że zwróci beztroskie lata młodości wszystkim, którym podobnie jak jemu zostały one odebrane. Jako, że nigdy nie przestał być tym małym chłopcem z 2300 Jackson Street, kupuje ranczo i buduje na nim rezydencję marzeń z miniaturowym Zoo, teatrem i wesołym miasteczkiem. Pokrótce mówiąc, ze wszystkim, czego dziecięce pragnienia mogły dotyczyć. Tworzy swoją prywatną wyspę w myśl słów J.M. Barrie'ego, że "Każdy z nas ma swoją własną Nibylandię". Ulubioną książką owego chłopca jest właśnie "Piotruś Pan", z którego ów cytat został zaczerpnięty. Chłopiec głęboko wierzy, że swoją baśniową krainą może podzielić się z tymi, których kocha najbardziej - z dziećmi. Dostosowuje to miejsce dla maluchów chorych i niepełnosprawnych, aby nawet one mogły zaznać choć odobinę radości. Ale stara się się pomagać im nie tylko w ten sposób. Odwiedza szpitale i domy dziecka, by ujrzeć uśmiechy na ich niewinnych twarzyczkach. Wtedy to media uznają, że jego fascynacja młodymi ludźmi jest niezdrowa, a on sam pragnie je jedynie wykorzystać. Jeden z jego małych przyjaciół, pod naciskiem spragnionych sławy i pieniędzy rodziców, oskarża go o coś, czego nigdy nie potrafiłby zrobić. W prasie rozpoczyna się nagonka na biednego chłopca. Wszyscy zawistni, zazdrośni o jego karierę pragną sprowadzić go na samo dno. A przecież on prędzej podciąłby sobie żyły, niż skrzywdziłby dziecko... W tamtym czasie, za namową kilku niewłaściwych ludzi, podejmuje parę złych decyzji, które utwierdzają tylko jego przeciwników w ich przekonaniach. Przepłakuje przez to wiele nocy, zastanawiając się, dlaczego tylu ludzi wbija mu nóż w plecy. Ten mały chłopiec chce tylko uleczać świat i pomagać potrzebującym. Miłość jest jego wiadomością. Mimo fanów, którzy go wspierają, dzielnie walcząc z bezpodstawnymi oskarżeniami, bardzo ciężko znosi cały ten szum wokół jego osoby. Bezsenność nawiedza go każdej nocy... Kiedy jest już właściwie na skraju przepaści, na jego drodze staje wyjątkowa osoba. Jest kobietą, którą zaczyna kochać całym sercem i wreszcie bierze za żonę z czystej miłości. Ona jednak nie jest gotowa na związek z kimś, kto wcześniej poślubił już Boga, muzykę i swoich fanów. Nie potrafi pozostać na drugim planie, a także zrozumieć jego natury. Rozstanie z księżniczką jego serca jeszcze bardziej pognębia chłopca. W jego życiu brakuje czegoś, co nadałoby mu większego sensu. Podczas, gdy media nie dają mu spokoju, u jego boku niezmiennie trwa przyjaciółka, która w chwili jego rozpaczy, decyduje się spełnić jego największe marzenie. Po dziewięciu miesiącach na świat przychodzi najcudowniejsze dzieciątko pod słońcem, które chłopiec kocha od pierwszego momentu. Nadaje mu książęce imię i z niecierpliwością oczekuje kolejnego potomka, który jest już w drodze. Co noc, gdy wreszcie udaje mu się spocząć w objęciach Morfeusza, śni o maleńkiej dziewczynce, której oczka będą uśmiechały się na jego widok, a usteczka będą wypowiadały te magiczne słowa: "Kocham Cię, Tatusiu". Niewiele dni później może trzymać już swoją księżniczkę w ramionach, natomiast przyjaciółka, spełniając obietnicę, usuwa się w cień. Chłopiec wychowuje swoje aniołki z dala od zła doczesnego świata. Skrycie pragnie, by jego córeczka stała się prawdziwą królewną, lecz ona, zamiast w pokoju pełnym lalek zbieranych przez niego latami, woli spędzać czas w towarzystwie brata, bawiąc się samochodzikami. Tamten okres jest wyjątkowy, a Bóg łaskawy dla małego chłopca. Kiedy w jego domu pojawia się trzeci już potomek, chłopiec wreszcie czuje się spełniony. Nigdy, podczas spacerów, czy wycieczek nie pozwala swoim pociechom zdejmować masek, które przywdziewają, by chronić ich tożsamość. Dzięki temu mogą mieć normalne dzieciństwo. Takie, jakiego zabrakło małemu chłopcu... Na czas opieki nad dziećmi całkowicie odkłada na bok karierę, nie przestając pisać kolejnych utworów, które lądują w starej szufladzie. Jego fani wciąż mu ufają, podczas gdy w mediach wybucha kolejna afera uderzająca w jego dobre imię. Sprawiedliwość znajduje swoje miejsce w sądzie, skąd mały chłopiec wychodzi, jako wielki zwycięzca z wysoko podniesionym czołem. Modli się do Boga o lata spokoju, tak bardzo potrzebne mu przy wychowywaniu swoich pociech. Kiedy błagania jego wielbicieli trwają w nieskończoność decyduje się na spektakularny powrót na scenę. Ma być tak, jak nie było nigdy przedtem. To ma być finał. Rozpoczyna próby, wkłada w nie całą swoją energię, ból coraz częściej rozrywa jego głowę i klatkę piersiową. Nie jest pewien, jak długo będzie w stanie to wytrzymywać, jednak wie, że nie może zawieść pokładających w nim wiarę ludzi. Powoli idzie podarować dzieciom całusy na dobranoc, a gdy wreszcie zostaje sam, wzywa swojego lekarza. Z pewnością tłumaczy mu, że bez zwiększonej dawki leku nie będzie mógł zasnąć, a następnego dnia czeka go kolejna próba. Bez porządnego wypoczynku, nie będzie w stanie pracować. Doktor wreszcie daje się przekonać zdecydowanemu pacjentowi i podaje propofol. Mały chłopiec, po raz pierwszy od kilkunastu dni, zasypia bez problemu. Odpływa powoli oglądając w myślach przewijające się obrazy. Tysiące ludzi skandujących jego imię. Jego słodkie aniołki bawiące się w ogrodzie. Zagubiona Nibylandia, którą wreszcie przyjdzie mu odnaleźć...
- To ja byłem tym chłopcem, Emmo - zjawa kończy swoją opowieść, uśmiechając się smutno.




niedziela, 5 stycznia 2014

Am I scary for You? _16

Pojedyncze promienie wschodzącego słońca przebijały się przez zielone rolety, rozświetlając jasnymi refleksami ciemne jeszcze pomieszczenie. Powietrze w tej sali było świeże i sterylne, jak wszystko, co otaczało pacjentów w klinice UCLA Medical Center. Po korytarzach przechadzała się zmęczona pielęgniarka, nerwowo zerkając na naścienny zegarek w oczekiwaniu na upragniony fajrant. Za niecałe dziesięć minut miała zmienić ją na dyżurze jej wieloletnia przyjaciółka. Przedtem jednak musiała jeszcze zarejestrować przyjętą przed godziną nastolatkę. Co dziwne, nie była ona pierwszą młodą dziewczyną przywiezioną do szpitala dzisiejszej nocy. Wzięła do ręki niebieski długopis i zgrabnym, pochyłym pismem zaczęła wypełniać rubrykę "powód przyjęcia". "Odurzenie nielegalnymi substancjami, ślady pobicia, niedowaga zagrażająca zdrowiu i życiu pacjentki" - to tylko stwierdzenia postawione po wstępnych badaniach. Najprawdopodobniej miała ona około czternastu-szesnastu lat. Nie znaleziono przy niej żadnego dokumentu potwierdzającego tożsamość, jedynie telefon komórkowy, z którego bezzwłocznie wykonano połączenie do rodziców. Teraz nastolatka została opatrzona, dokładnie zbadana i umieszczona na jednej z sal. Matka trwała przy jej łóżku, niepewnie przyglądając się poczynaniom lekarzy. Pielęgniarka doskonale widziała jej zmęczoną twarz przez szklane drzwi. Przez jej głowę przemknęła myśl, że to być może nie pierwszy raz córka wywinęła jej taki numer... Zresztą, to już nie był jej problem. Włożyła wypisaną kartę do plastikowej ramki i poszła do sali, by zawiesić ją na poręczy łóżka pacjentki. To był ostatni z jej obowiązków podczas tego dyżuru. Z ulgą ściągała z siebie biały fartuch, uśmiechając się do swojej zmienniczki w gabinecie pielęgniarek.
- Jak tam, Clarice? Było dziś spokojnie? - zapytała przysadzista blondynka, zakładająca właśnie ubranie robocze.
- Właściwie, to tak. Z wyjątkiem dwóch młodych dziewczyn...
- Z czym przyjechały?
- Sama się za chwilę przekonasz. Leżą na trójce. Tej brunetce trzeba niedługo zmienić kroplówkę. Ja już uciekam...
- Nie zatrzymuję cię, do zobaczenia.
- Na razie, Dolores - odpowiedziała pospiesznie, opuszczając pomieszczenie.
*
Rozrywający ból głowy przerwał jej błogi sen. Spierzchnięte usta bezgłośnie wołały o szklankę wody, by ugasić diabelskie pragnienie. Powoli przyzwyczajała się do dźwięków wydawanych przez szpitalne maszyny. Jej powieki były ociężałe, przez co udało jej się je podnieść z dużym trudem. Powoli rozejrzała się po jasnym pomieszczeniu, starając się ułożyć w głowie wszystkie wydarzenia minionej nocy. Kiedy ostrożnie odwróciła głowę, zobaczyła śpiącą mocno matkę. Zdała sobie sprawę, że rodzicielka czuwała przy niej przez cały czas, aż wreszcie Morfeusz wziął ją w swoje objęcia. Łzy natychmiast zebrały się w karmelowych oczach dziewczyny. Po drugiej stronie sali dostrzegła inną pacjentkę, chyba w podobnym wieku, przy której siedzieli dwaj chłopcy i starsza kobieta. Miała wrażenie, że jednego z nich rozpoznaje, jednak po dłuższym zastanowieniu uznała, iż tylko jej się tak wydawało. Ponownie przymknęła powieki i samotnie przeżywała swoje katusze. Właściwie nie zwróciła nawet uwagi, gdy do pomieszczenia, drobnymi kroczkami, weszła pulchna pielęgniarka, trzymająca w dłoniach kolejną kroplówkę. Podczas jej zakładania, dziewczyna nie zamierzała dać po sobie poznać, że nie śpi już od dłuższej chwili. Nie miała ochoty na tłumaczenie się ze swojego zachowania nikomu, a zwłaszcza zupełnie obcym osobom. Wciąż nieruchoma, przysłuchiwała się rozmowie, którą rozpoczęła starsza kobieta.
- Jak długo moja wnuczka pozostanie w śpiączce? - zapytała zachrypniętym od płaczu i podłamanym głosem.
- Przykro mi, proszę pani, ale nikt nie może tego wiedzieć. Organizm człowieka wciąż jest zagadką nawet dla lekarzy, ale bądźmy dobrej myśli.
- Reszta rodziny czeka na korytarzu. Czy mogą ją odwiedzić?
- Przykro mi, pani Jackson, ale w sali może przebywać jedynie dwoje gości każdego z pacjentów. I tak już przymykam oko na ten przepis...
- Rozumiem. Bardzo dziękuję za opiekę nad Paris... - westchnęła Afroamerykanka.
- Nie ma za co. To przecież nasz obowiązek.
Powoli, jakby w zwolnionym tempie, docierało do niej to, co przed chwilą usłyszała. Jak to możliwe, by na szpitalnym łóżku nieopodal niej leżała Paris Jackson. Ta sama, którą darzyła nienawiścią płynącą z głębi serca. Zacisnęła mocno zęby, chcąc powstrzymać przeszywający jej głowę ból...... Miała ochotę krzyczeć, roznieść wszystko w drobny mak, byleby tylko uścisk ustąpił. Nagle, jej poszarzałą twarz owionął chłodny podmuch, a ona znów poczuła się błogo. Wydawało jej się, że całą salę wypełnia niesamowity, wręcz niebiański blask i ciepło milsze od najradośniejszego płomyka i najpiękniejszego promienia słońca. Zapach unoszący się w powietrzy był symfonią najwonniejszych aromatów, które gdyby ktoś spróbował opisać, zabrakłoby mu słów, by wyrazić ich cudowność. Nareszcie zobaczyła, jak kryształowo-przejrzysta postać siada w nogach jej łóżka i uśmiecha się delikatnie.
- Emmo... Czy już wiesz, kim jestem? - jego głos brzmiał czyściej, niż tysiące dzwoneczków poruszanych przez wiatr.
- Jesteś moim aniołem stróżem, ale gdzie byłeś, kiedy cię potrzebowałam?
- Byłem przy tobie zawsze, a jeśli zechcesz mnie wysłuchać, opowiem ci moją historię...


środa, 1 stycznia 2014

Am I scary for You? _15

Witajcie Moi Kochani!
Przede wszystkim życzę Wam Michaelowego Nowego Roku! Mam tu dla Was nową notkę, ale ostrzegam, że nie każdemu się spodoba. Zapraszam do czytania
Liberian_Girl

*

Świat wokół niej zadawał się nie zatrzymywać. Wirujące, kolorowe światła mieniły się w jej zmęczonych oczach barwy karmelu. Meble i ludzi pod ścianami salonu spowijał drażniący oczy dym. Z ustawionych w salonie głośników dochodziła głośna, rytmiczna muzyka nie pozwalająca swobodnie rozmawiać. Emma po raz pierwszy od dłuższego czasu zorientowała się, że na jej stopie brakuje jednej z pary szpilek, które pożyczyła od matki. Niewiele myśląc, zdjęła drugą z nich i ruszyła na poszukiwanie zaginionego pantofelka. Powoli, odurzona wypalonym wcześniej skrętem i zbyt dużą dawką alkoholu, poruszała się, nie odrywając dłoni od ścian. Minęła pokój dzienny, pełen ludzi, z których tylko niewielka część była jeszcze w stanie tańczyć na prowizorycznym parkiecie do piosenek najpopularniejszych artystów XXI wieku. Starając się za wszelką cenę powstrzymać nawiedzające ją zawroty głowy, skierowała się w stronę niewielkiej łazienki. Całe mieszkanie, w którym zorganizowana została impreza nie należało do najbardziej przestronnych, a każde kolejne pomieszczenie było mniejsze od poprzedniego. Po kilku próbach zlokalizowania klamki, wreszcie szarpnęła za nią mocno, by otworzyć drzwi. Te jednak pozostały zamknięte, a ze środka dało się słyszeć głośne westchnienia i pojękiwania. Nieświadoma niczego dziewczyna ruszyła w kierunku kuchni. Właściwie już zapomniała, czego szukała zaledwie przed pięcioma minutami. Jej nagła amnezja spowodowana była widokiem Iana, gospodarza, który zaprosił ją na tę domówkę, trzymającego w objęciach nieznajomą jej dziewczynę. Burza jej rudych loków zasłaniała im twarze, dlatego nie mogli dostrzec wpatrującej się w nich ze łzami w oczach, Emmy. Właściwie nie była pewna, z jakiego powodu nie potrafiła stamtąd odejść. Miała wrażenie, jakby jej i tak ociężałe nogi wrosły w ziemię i za żadną cenę nie pozwoliły opuścić tego miejsca tortur. Jak zahipnotyzowana patrzyła, kiedy bezimienna dziewczyna powoli klęka przed jej chłopakiem i szybkim ruchem rozpina mu rozporek. Dopiero wtedy, kiedy ich oczy się spotkały, na twarzy zupełnie pijanego Iana przemknął cień zrozumienia. Jednak, gdy tylko jego nowa towarzyszka wzięła się do pracy, natychmiast zapomniał o zaproszonej nastolatce, a jego twarz wykrzywił grymas bólu i przyjemności. Niczym ze snu, piętnastolatka przebudziła się z tego obłąkańczego transu i biegiem uciekła do drzwi wyjściowych, zanosząc się płaczem.
*
Tego było już stanowczo zbyt wiele. Może niepotrzebnie publikowała swoje zdjęcie w nowej fryzurze na Instagramie? A zresztą, co by to zmieniło... Ilość wrogich komentarzy pod jej wizerunkiem przekroczyła jej wszelkie wyobrażenia na temat nienawiści. Dlaczego ci wszyscy ludzie tak bardzo uwzięli się na nią i jej Tatę? Przecież on był najcudowniejszym, najbardziej troskliwym człowiekiem na ziemi i nie potrafiłby skrzywdzić nawet muchy.Tymczasem kolejne osoby rozdrapywały stare rany w jej młodym sercu, powtarzając zasłyszane w mediach brednie sprzed kilkunastu lat. Swego czasu była pewna, że już uodporniła się na wszelkie docinki i ataki przepełnionych goryczą ludzi, jednak zadane jej dziś na przerwie pytanie, załamało ją zupełnie:
- No Jackson, jak to jest być córeczką pedofila? - rzucił jakiś chłopak, mijając ją na korytarzu.
Nie mogła zostać w tej szkole. Uciekła, zanim wszystkie lekcje dobiegły końca, by schronić się w swojej pustelni. Nigdy nie czuła się gorzej. Nie miała wątpliwości, że poradziłaby sobie z tą całą agresją i nienawiścią, gdyby tylko nie dotyczyły one jej ojca. Tego nie była w stanie znosić. Wszyscy członkowie rodziny jakby rozpłynęli się w powietrzu, a dom pozostał głuchy na jej szloch i rozpacz. Trzeba raz na zawsze zakończyć to pasmo nieszczęść. Napisała na Twitterze ostatnie dwa posty, gdy w tle leciała jedna z jej ulubionych piosenek: 'Yesterday' Beatlesów. Potem powoli, krok po kroku zeszła po schodach, by wreszcie znaleźć się w kuchni. Tam odszukała koszyczek z lekarstwami, wyjęła z niego tabletki przeciwbólowe i postawiła opakowanie na stole. Kiedy już szklanka została napełniona zimną wodą, dziewczyna skierowała swój wzrok na szafkę ze sztućcami, po czym ostrożnie wyjęła z niej duży nóż do mięsa. Metaliczny dźwięk spowodował, że po jej ciele przeszedł dreszcz, a na czoło wstąpiły kropelki potu. Teraz już nic nie stało jej na drodze. Ze szklanego pudełka oznaczonego czerwono-białą etykietą wysypała na drżącą dłoń blisko dwadzieścia pięć pastylek. Jednym ruchem umieściła je wszystkie w ustach i popiła schłodzonym napojem. Nóż w jej dłoni zbliżył się do naznaczonego wieloma ranami przedramienia. "Robiłaś to już wiele razy... Czas zrobić to raz, a porządnie. Do zobaczenia, Tatusiu..." - powiedziała cicho i zanurzyła w swoim ciele zimne ostrze. Poczuła jak lepka substancja sączy się ze świeżej rany, a jej świadomość odpływa bezpowrotnie...