niedziela, 9 września 2012

For your smile_14

- Witajcie kochani - powiedziała wyraźnie uradowana ich widokiem. - Michael, ależ z ciebie przystojniak...
- Och, nie żartuj sobie ze mnie Liz...
- Ja wcale nie żartuję. Ty Julio także wyglądasz kwitnąco. Macie na siebie boski wpływ.
Zawstydzeni weszli do środka. Mike zdjął płaszcz z ramion dziewczyny i powiesił na wieszaku. Potem przepuścił obie panie w drzwiach.
- Idę zaparzyć nam herbatę. Może chcesz mi pomóc Julio?
- Oczywiście, już idę.
Zostawiły go samego w dużym salonie. Przynajmniej tak mu się wydawało.
- Hej Skarbie! Pamiętasz mnie jeszcze? - poła do niego jakaś kobieta.
- Diana?! Co ty tu robisz? Przecież miałaś być w Chicago!
- Przyjechałam zobaczyć mojego wspaniałego mężczyznę - ucałowała go w policzek.
To dziwne. Niby ucieszył się, że Diana przyjechała, ale tak jakby nie czuł już do niej tego co przedtem. Nie zrozumcie źle, kochał ją nadal, ale jakoś tak inaczej... Ona tez to zauważyła. Nie widziała już w jego oczach tego dawnego pożądania. Gdy był jeszcze chłopakiem, darzył ją miłością. Młodzieńczą, ale jednak miłością. Głupio było jej przyznać, ale schlebiało jej to. Teraz, gdy tego zabrakło, została im tylko przyjaźń. A raczej aż przyjaźń.
Julia właśnie weszła do pokoju, trzymając szklanki z herbatą. Widząc obejmującą Michaela kobietę, naczynia zadrżały w jej rękach. Za nią z kuchni wyszła Liz.
- Och Michael, widzę, że już zobaczyłeś moją niespodziankę - uśmiechnęła się chytrze. - Poznaj proszę Julię Weeks, przyjaciółkę - tu mrugnęła porozumiewawczo do Diany - Michaela, a także moją.
- Miło mi, Diana Ross.
- Mnie także jest miło. To zaszczyt pani...
-Mów mi po prostu Diana.
-Dobrze...
- Prawda, że jest urocza? - wtrąciła się Elizabeth.
Michael stał obok przyglądając się tej zabawnej wymianie uprzejmości.

Wszyscy wygodnie rozsiedli się na sofie w salonie. Michael między Dianą i Julią. Elizabeth, jako pani domu usiadła na fotelu. Rozmawiali dość swobodnie, jednak Julia była dziwnie milcząca. Chyba zakuło ją w sercu to czułe przywitanie Mike'a z Dianą. Może to zazdrość? Na pewno nie! To tylko przyjaźń!
- Michael dużo mi o tobie opowiadał - powiedziała Ross.
- Och... - westchnął i zaczerwienił się. - Przepraszam - wstał. Chciał ukryć swoje zawstydzenie odchodząc w kąt pokoju. Udawał, że ogląda wiszące na ścianach zdjęcia.
- To miłe z jego strony - powiedziała dziewczyna.
- Julia, złotko, pójdziesz z nami do kuchni? Musimy ci coś pokazać - zapytała Liz.
- Już idę.
Wyszły. Zostawiły go samego. Tym razem już zupełnie samego, bijącego się z własnymi myślami. O czym mogły rozmawiać na osobności? Powiedział wiele rzeczy i Lis, i Dianie. Może zbyt wiele? Ale przecież mówił, że to tylko przyjaźń... Po chwili do pokoju weszła Diana. Bez słowa usiadła na kanapie. Michael odwrócił się w jej stronę, ale nie miał odwagi podejść. Za chwilę zjawiła się Julia. Szła w jego kierunku. Nie zauważył kiedy Diana dyskretnie podstawiła dziewczynie nogę. Tracąc kontrolę nad ciałem, wpadła wprost w ramiona Mike'a. Ich usta przez moment się zetknęły. Szybko jednak odsunęli się o siebie. Różowi na twarzach od zawstydzenia, uporczywie wbijali wzrok w podłogę.
- Nic ci nie jest? - zapytał po chwili.
- Nie... - odpowiedziała nieśmiało
- Och Michael, tylko na chwilę zostawić cię samego i już nie dajesz dziewczynie oddychać - Liz uśmiechnęła się porozumiewawczo do Diany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz