- Michael, zrozum, nie mogę cię tak wykorzystywać...
- Ale ty mnie nie wykorzystujesz. Jesteś moją przyjaciółką, pomagam ci w potrzebie.
- Pozwalając mi się obijać i pozostawać na twoim utrzymaniu?
- Ja cię wspieram Królewno.
- Ale nie mogę już tu dłużej mieszkać. Nie mogę ciągle zawracać ci głowy.
- Nie możesz się wyprowadzić. Dzieci cię kochają. Nie rób mi... to znaczy, im tego - zaczerwienił się i spuścił wzrok. Tak uroczo wtedy wyglądał.
- Przecież nie odejdę z waszego życia. Po prostu będę mieszkała gdzieś indziej. Już znalazłam przytulne mieszkanko. Wynajmę je na jakiś czas. Poszukam pracy.
- Ale przecież możesz zostać z nami tutaj.
- Nie Michael, nie mogę. Postaraj się mnie zrozumieć.
- A co byś zrobiła gdybym teraz wyznał ci miłość?
- Roześmiałabym się...
- Ale ja cię naprawdę kocham... jak siostrę.
Zabolało ją to. Już przez chwilę miała nadzieję na to, że powie coś innego... Że się w niej zakochał. Ale przecież byli tylko przyjaciółmi. Nie czuła do niego nic więcej.
*
Już leżała w swoim nowym mieszkaniu, na swoim nowym łóżku, rozkoszując się smakiem świeżej kawy ze swojego nowego ekspresu. Rozmyślała. O dzieciach, rodzinie, miłości, przyjaźni i samotności. Zastanawiała się nad sensem ludzkiego życia. Do czego prowadzi egzystencja każdego człowieka na Ziemi? Czy chodzi tylko o prokreację? O przedłużanie gatunku? A może o to, by każdy człowiek starał się sprawiać żeby ten świat był lepszy? Ale każdy ma inną wizję dobra. Może stąd te wojny, zamachy terrorystyczne, zbrodnie. Na szczęście istnieją na tym padole jeszcze prawdziwie dobrzy ludzie... Choćby Elizabeth, Rose... Michael. Przypomniała jej się złożona mu obietnica. Miała dzwonić codziennie. Inaczej to on będzie ją nękał telefonami. Kochany Mike... Rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu swojej komórki. Nie mogąc namierzyć jej wzrokiem, podniosła się z łóżka. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. To listonosz. Przyniósł piękny bukiet różowych tulipanów. Między kwiatami znalazła liścik:
" Jutro o 16:00 przyjadę po Ciebie. Jedziemy do Liz. Jeżeli tylko zechcesz mi towarzyszyć...
Michael"
Jutro? Do Liz? O 16:00? Spokojnie! Po pierwsze, skąd wiedział jakie są jej ulubione kwiaty? Po drugie, dlaczego zwyczajnie nie zadzwonił? Wiedziała, że jest romantykiem. A z tymi kwiatami to chyba sama się kiedyś wypaplała. Czy nie potrafi trzymać języka za zębami?! Już mniejsza o to... ale w co ona się ubierze? Trudno będzie przebić ostatnią stylizację Rose. No nic... Teraz usiądzie sobie wygodnie w fotelu i będzie kontynuować swoje przemyślenia przy cichej melodii "Heal the world".
*
Dochodziła 15:30, a ona dopiero malowała paznokcie bezbarwnym lakierem. Postanowiła, że założy czarną sukienkę, która rozszerza się od bioder, a na nią śliczny, różowy sweterek. Swoje długie włosy spięła w staranny koczek. Na nogi założyła czarne balerinki. Podczas przygotowań, cały czas miała w uszach słuchawki, w których leciały same piosenki Jacksona. Zakochała się w "Stranger in Moscow", bo tak bardzo pasowała do jej sytuacji. Oczywiście zanim poznała Michaela. Ten człowiek zmienił całe jej życie. Uwolniła się od agresywnego chłopaka, wynajęła mieszkanie, rozglądała się za pełnoetatową pracą, ale przede wszystkim znalazła bratnie dusze. Od pierwszych dźwięków spodobała jej się też "Liberian Girl". Wiedziała, że jest dedykowana Elizabeth Taylor. Miała w sobie coś niezwykłego. Wyrażała prawdziwą miłość do tej kobiety. Ale nie bezpośrednio....Podświadomie chciałaby aby dla niej kiedyś coś takiego napisał. Lub chociaż tak o niej pomyślał. Przebrała się. Za pięć minut powinien przyjechać. Ostatnie poprawki przed lustrem. Podeszła do drzwi. Coś w środku kazało jej najpierw zerknąć przez wizjer. Jej serce gwałtownie przyspieszyło. Zobaczyła go, opierającego się o ścianę. Wydawał się niezdecydowany. Jakby wahał się czy zadzwonić. Wyglądał niesamowicie pociągająco w tej przylegającej, granatowej koszuli. Po chwili, jakby przezwyciężając swoje wątpliwości, zadzwonił. Szybko otworzyła. Jego zdziwiona mina była dla niej bezcenna.
- Och... Tak szybko? Przepraszam... Witaj Julio - objął ją. - Ślicznie wyglądasz - odwrócił wzrok.
- Dziękuję Michael. Tobie też bardzo pasuje ta koszula.
- Naprawdę? Dziękuję... - próbował ukryć rumieniec. - Chodźmy na dół, samochód już czeka...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz