niedziela, 9 września 2012

For your smile_17

Musiała to wszystko przemyśleć. To wszystko było nie tak, jak powinno. Przecież to miała być tylko przyjaźń. Więc dlaczego to zrobił? Nie mogło im się udać. Wiedział o tym... Oboje wiedzieli. Jednak dziwnie ją do niego ciągnęło. Chciała być blisko. Widzieć każdą radość, każdy smutek, każdą łzę... Ale nie wiedziała, czy on chce tego samego. Niby sam zaczął ten pocałunek... Zresztą najwspanialszy w jej życiu. Był taki czuły i delikatny, a zarazem męski. Jednak to wcale nie musiało oznaczać, że czuł do niej coś więcej... Zadzwonił telefon.
- Błagam, nie mam teraz siły z nikim rozmawiać... - niechętnie wstała z łóżka i wydmuchała nos. Sięgnęła po słuchawkę.
- Julia? Julia złotko! Dlaczego nie odbierasz? Tak się o ciebie martwiłam... - słyszała zdenerwowany głos Elizabeth.
- Nic mi nie jest Liz, naprawdę... - starała się powstrzymać łzy.
- Przyjeżdżaj do mnie kochanie, tutaj i teraz!
- Och... no dobrze.
Zmyła rozmazany makijaż i wyszła. Złapała taksówkę, która zawiozła ją pod samą bramę domu Taylor.
- Kogo mam zapowiedzieć?
- Julia Weeks.
Brama się otworzyła. Chwilę potem stała już pod drzwiami domu. Otworzyła jej urocza kobieta z burzą czarnych włosów na głowie.
- Julia, skarbie - przytuliła ją do siebie mocno. - Co się stało?
Dziewczyna cały czas czuła w kieszeni wibrujący telefon. Nie musiała sprawdzać kto dzwoni. Doskonale wiedziała, ale nie miała ochoty z nim rozmawiać.
- Bo... bo wczoraj Michael... - nie miała siły tego ukrywać.
- Poczekaj. Zapraszam do salonu. Przy gorącej herbacie będzie nam się łatwiej rozmawiało.
Usiadła na kanapie. Chwilę potem przyszła Liz z dwoma filiżankami napoju.
- Opowiadaj słoneczko...
- Bo my sobie wczoraj tak szczerze rozmawialiśmy. O życiu, dzieciństwie, o miłości... I w pewnej chwili on spojrzał mi głęboko w oczy i...
- Kochana! To dlaczego jesteś z tego powodu taka smutna?
- Ja, Liz, nigdy wcześniej czegoś takiego do nikogo nie czułam. 
- To miłość skarbie... - uśmiechnęła się dobrotliwie. Elizabeth jak nikt znała się na ludziach. Już dawno czuła, że z tych dwojga coś będzie. Wiedziała już od pierwszej chwili. 
- Nawet jeśli, to on mnie nie kocha...
- A ten pocałunek to co? Posłuchaj! Znam Michaela już bardzo długo. Widziałam kiedy był z Brooke, Rose, Lisą Marie, nawet z Debbie. I na żadną nie patrzył w taki sposób, jak na ciebie. Przed naszym pierwszym spotkaniem wiele mi o tobie opowiadał. Mówił to w taki wspaniały sposób. I wmawiał sobie i wszystkim dookoła, że to tylko przyjaźń. W końcu zmądrzał. Nie zmarnuj tego Julio...
- Przepraszam Liz, ale muszę już lecieć...
Pożegnała się z Elizabeth i chciała wrócić do domu. Było już późno. Jednak coś kazało jej się zatrzymać w parku. Usiadła na ławce i zaczęła rozmyślać nad tym, co powiedziała jej Liz. Patrzyła przy tym w niebo. Wyglądało podobnie jak wtedy, gdy oglądała je z Michaelem. Ale to niebo było dzisiaj jakby smutne. Telefon przestał dzwonić. Powolutku zaczął padać deszcz. Już zaniechała myśli porozmawiania z nim. Siedząc tak, poczuła, że coś uwiera ją w kieszeni. Wyjęła złożoną kartkę. Rozłożyła ją. Jej oczom ukazał się śliczny rysunek od Paris. Przedstawiał ją i Mike'a trzymających się za ręce. Byli otoczeni wielkim sercem. Uroniła łzę...
*
Siedział w swojej sypialni. Zapłakaną twarz ukrył w poduszce. Jak mógł zrobić coś takiego? Zniszczył ich piękną przyjaźń przez jeden, głupi pocałunek. Ale był on właśnie tym, czego pragnął najbardziej. Przecież mieli być tylko przyjaciółmi... Do pokoju po cichutku wślizgnęła się Paris. 
- Tatusiu, nie smuć się. Mam tu coś dla ciebie - podała ojcu kartkę. 
- Dziękuję słoneczko.
Mała szybko wyszła z sypialni, zamykając za sobą drzwi. Jakby czytała w jego myślach... Rozwinął kartkę. Widniał na niej śliczny rysunek. Julia i on, trzymający się za ręce, otoczeni wielkim serduszkiem. Znów łzy potoczyły się po jego policzkach, spadając na obrazek od córki...
*
Zapukała do drzwi sypialni. Było już późno, wszyscy spali. Nikt nie odpowiadał. Bała się... Uchyliła lekko drzwi. Zobaczyła go, leżącego na łóżku. Twarz miał ukrytą w poduszce. Płakał...
- Michael... - szepnęła ledwo słyszalnym głosem.
Usiadła obok niego. Podniósł się, ale nie mógł spojrzeć w jej oczy. 
- Przepraszam Julio... to tylko i wyłącznie moja wina... Nie powinienem był...
Nie pozwoliła mu dokończyć. Dłonią dotknęła jego twarzy. Zmusiła do tego by na nią popatrzył. Nachyliła się nad nim. Ich usta połączył delikatny pocałunek. Mężczyzna, gdy ocknął się ze zdziwienia, zaczął całować bardziej pożądliwie, drapieżnie, namiętnie... Poczuł na swojej klatce jej ręce. Jego dłonie błądziły po jej talii. Byli spragnieni siebie. Zauważył, że jej zręczne palce rozpinają guziki jego koszuli. On zaczął ściągać z niej bluzkę. Dali się ponieść uczuciom. Tej nocy należeli do siebie. Tylko drzwi po cichutku skrzypnęły i zamknęły się pod wpływem podmuchu wiatru...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz