- Boże... Wyglądasz zjawiskowo Królewno... - trudno mu było wydusić cokolwiek z podziwu.
- Dziękuję - powiedziała i udała, że chce go pocałować.
Gdy zręcznie go wyminęła, popatrzyła na jego minę. Wyglądał jak piesek, któremu ktoś zabrał ulubiony smakołyk. Uśmiechnęła się. Odsunął jej krzesło i zaczekał aż usiądzie. Sam powędrował do kuchni po potrawy, które przygotował.
*
Była pod wielkim wrażeniem. Nie dość, że sam wszystko urządził, przygotował kolację, to jeszcze zadbał o dobry nastrój. Wiedziała, że jest romantykiem. Do tego jeszcze ten piękny bukiet różowych tulipanów... Nagle do pokoju wszedł Mike trzymający dwa talerze ze spaghetti. Jeden postawił przed dziewczyną, a drugi naprzeciwko. Nalał obojgu czerwonego wina. Dopiero, gdy wszystko było gotowe, usiadł. Przez chwilę w milczeniu delektowali się posiłkiem.
- Mmm.... pyszne - pochwaliła.
- Dziękuję, starałem się jak najlepiej...
Nastał moment niezręcznej ciszy.
- Muszę ci coś powiedzieć - zaczęli równocześnie. - No dobrze, mów - sytuacja się powtórzyła. Zaśmiali się.
- Zacznij Julio - mówiąc to, sięgnął do kieszeni swojej marynarki. Gdy upewnił się, że małe pudełeczko jest na swoim miejscu, popatrzył wyczekująco na dziewczynę.
- Bo wiesz.... Ja w tym szpitalu byłam nie bez powodu. Lekarz stwierdził, po badaniu w domu, że konieczne będzie USG.
- Ale czy to coś poważnego? Coś się stało? Coś nie tak?
- Stało się bardzo dużo Michael... - wstała od stołu i podeszła do niego. Wzięła jego delikatną dłoń i położyła na swoim brzuchu. Nagle wszystko zrozumiał!
- Jesteś w ciąży?
- Tak kochanie...
- Ale przecież mówiłaś, że nie możesz mieć dzieci... - zapytał jakby z pretensją, mieszającą się ze zdumieniem, w głosie.
- Bo tak myślałam, aż do tej pory. Jednak okazało się, że nie mogłam zajść w ciążę z winy Josha. To on jest bezpłodny. Nie cieszysz się? Ty nie chcesz tego dziecka, prawda?
- Królewno! Oczywiście, że się cieszę. Po prostu jestem w szoku. Nie spodziewałem się... Będziemy mieć dziecko?
- Tak...
Podszedł do niej, złapał w pasie i uniósł wysoko w przypływie radości. Będą mieli dziecko! W końcu stworzą prawdziwą rodzinę. Pocałował ją najczulej jak tylko potrafił.
- Ty też miałeś mi coś do powiedzenia...
- Ach... - przełknął nerwowo ślinę.
Ujął jej dłonie w swoje ręce i spojrzał głęboko w oczy. Z jego ust wydobył się dźwięczny, melodyjny głos.
- Speechless, speechless, that's how you make me feel. Though I'm with you, I am lost for words and nothing is for real. Speechless.... Your love is magical, that's how I feel. But in your presence I am lost for words... - tu wziął głęboki oddech. - Words like.... I love you.
- Michael...
- Julio, jesteś miłością mojego życia. Codziennie sprawiasz, że jestem lepszym człowiekiem. Gdy jesteś przy mnie, denerwuję się, nie wiem co mam powiedzieć, żeby cię nie urazić, nie stracić... Zachowuję się jak nastolatek, ale to ty tak na mnie działasz... Kocham cię, jak nikogo, nigdy przedtem... - niespodziewanie klęknął przed nią. Wyjął z kieszeni małe pudełeczko i podał je ukochanej.
Ona, oniemiała z ważenia, drżącymi rękami wzięła prezent i powoli otworzyła... Jej oczom ukazał się mały, srebrny pierścionek z diamentem w kształcie serca. Dwie łzy popłynęły po jej policzkach.
- Dlaczego płaczesz? Zrobiłem coś nie tak? - posmutniał.
Nachyliła się nad nim i pocałowała go tak, jak nigdy przedtem. Wylała na niego całą swoją miłość. Odkryła karty i pokazała jak jej na nim zależy.
- Mam rozumieć, że to oznaczało zgodę? - uśmiechnął się promiennie.
- Tak...
Wyjął z pudełeczka srebrny krążek i wsunął jej na palec. "Jestem najszczęśliwszym mężczyzną na Ziemi" - pomyślał.
- Kochanie, mam do ciebie jedno pytanie...
- Słucham?
- Gdzie podziały się dzieci?
- Są z Janet.
- Wszystko zaplanowałeś tak dokładnie? Więc jaki jest kolejny punkt planu, mój ty perfekcjonisto?
- Hmm... - wziął ją za rękę i poprowadził do sypialni...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz