- Hej Tato - odezwało się parę zaskoczonych głosów.
- Miałeś przecież wrócić dopiero jutro... - powiedziała zdezorientowana Katherine
- Czy już nie wolno mi wrócić wcześniej do własnego domu?
- Oczywiście, że wolno... przepraszam... - odpowiedziała skruszona.
Wszyscy w salonie zamilkli jak zaklęci. Nikt nawet się nie poruszył, gdy Joe wszedł do pokoju. Julia, jako kulturalna kobieta wstała i wyciągnęła rękę w kierunku mężczyzny.
- Miło mi pana poznać. Nazywam się Julia Weeks.
Jednak on spojrzał tylko na nią pogardliwie i zwrócił się do syna.
- Michael, musimy porozmawiać - powiedział oschłym głosem. - Czekam w gabinecie.
Jeszcze raz zmierzył dziewczynę wzrokiem i wyszedł. Mike wstał, wziął głęboki wdech, pocałował Julię i poszedł za ojcem. W salonie nadal panowała grobowa cisza.
*
Wszedł do tak dobrze znanego mu pokoju. Bywał tam chyba najczęściej. Za nawet najdrobniejsze przewinienie. Stłuczony kubek, źle zaśpiewaną nutę... nawet za coś, czego nie zrobił. Obrywał za wszystkich, podobno dla swojego dobra... Siadał zawsze na tym samym bordowym dywanie, podkulał nogi i pokornie słuchał tego, co ma do powiedzenia ojciec. A zawsze mówił wiele: " Jak ty się zachowujesz?! Jeżeli chcesz cokolwiek osiągnąć, to nie możesz ganiać za tymi głupimi dzieciakami z sąsiedztwa! One nie dojdą w życiu do niczego! Chcesz skończyć tak jak one?! Chcesz przynieść hańbę swojej rodzinie?!". Często słyszał te słowa. Zdążył się od dziecka do nich przyzwyczaić. Jednak za każdym razem sprawiały mu ból. Raniły głęboko... do samego serca. Nigdy niczego bardziej nie pragnął, jak tego, żeby ojciec był z niego dumny. Wiedział, że to nigdy nie nastąpi, choćby nie wiem jak bardzo się starał. Nigdy nie było doskonale. Tego właśnie nauczył go ojciec. Perfekcjonizmu. I tak mu już zostało. Od tamtej pory nic nie było dla niego wystarczająco dobre, a szczególnie jeśli chodzi o niego samego. Zawsze dało się coś poprawić, ulepszyć...Nigdy nie był sam z siebie w pełni zadowolony. Mimo tego, że dorósł, dalej obawiał się zdania ojca...Ale teraz nie był już dzieckiem. Musiał mu pokazać, że jest dojrzały, odpowiedzialnym mężczyzną. Powie mu o ślubie i dziecku! Zrobi to! Tylko jak...?
- Cz mógłbyś mi wyjaśnić kim jest ta dziewczyna w naszym salonie i co ona tu robi? - zaczął surowym, choć jeszcze spokojnym tonem.
- To jest moja ukochana. Przyjechaliśmy aby poznała naszą rodzinę.
- Jak to ukochana?! Zamiast zajmować się odbudowywaniem swojej kariery, powrotem na scenę, to ty zabawiasz się z panienkami?! - powoli wpadał w gniew.
- To nie jest żadna panienka! Jest kobietą mojego życia. Kocham ją, czy ci się to podoba, czy nie.
- Ze względu na pierwszą lepszą chcesz zrezygnować z kariery?! Moje niedoczekanie!
- Ona nie jest żadną pierwszą lepszą! Jest jedyna w swoim rodzaju! Oświadczyłem się jej! Zamierzamy się pobrać!
- Wiesz co?! Tego się po tobie nie spodziewałem. Chcesz zaprzepaścić swoją szansę na wieli powrót przez jakąś głupią dziwkę, która i tak leci tylko na twoje pieniądze?! Znajdę ci lepsze prostytutki. Ładniejsze... i bez żadnego ślubu!
- Nie mów tak o niej! - krzyknął Mike.
- Bo co? Może nie mam racji? Prawda w oczy kole... Myślisz, że "kocha" cię za twój charakter? Mylisz się! Ona chce tylko twoich pieniędzy! Nic więcej!
- To nieprawda! Kocha mnie! Będziemy mieć dziecko! Będziemy rodziną!
- No pięknie! Złapała cię na bachora?! Czy ty w ogóle nie myślisz?! Sypiasz z dziwką bez zabezpieczenia?! Jest cwańsza niż myślałem... Owinęła sobie ciebie wokół palca. A ty, głupi, dałeś się tak omamić...
- Dość tego! Nie pozwalam ci tak o niej mówić!
- Milcz gówniarzu! - zamachnął się i uderzył go w twarz. - Nie tak Cię wychowywałem...
Michael otarł wargę z krwi. Nacisnął klamkę i wyszedł...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz