- Bardzo ci dziękuję, że zabrałaś ze sobą Alyson. To był jeden z najprzyjemniejszych dni w ostatnim czasie.
- Nie masz mi za co dziękować, Michael. Musisz wiedzieć, że mała była zachwycona i teraz ciągle bombarduje mnie pytaniami: "Kiedy znów odwiedzimy Piotrusia?" - zaśmiała się do słuchawki.
- A właściwie, to dlaczego tak mnie nazywa?
- Kiedyś zapytałam, czy nie chciałaby pojechać do Nibylandii i poznać Piotrusia Pana. Wiedziałam, że spotykając ciebie, nie rozczaruje się.
- To najmilsze słowa, jakie kiedykolwiek słyszałem... Masz może ochotę na małą kolację w ramach podziękowania?
- Uhm... nie wiem, co na to Steven...
- Proszę. Daj mi szansę się odwdzięczyć, za tę cudowną niespodziankę, którą mi sprawiłaś...
- Masz niesamowity dar przekonywania... Gdzie i kiedy?
- Przyjadę po ciebie o siódmej.
- Zaraz... Nie możesz podjechać pod dom. Mój mąż nie byłby zachwycony. Zatrzymaj się i zaczekaj na mnie przy bibliotece.
- Dobrze. Już nie mogę się doczekać.
- Do zobaczenia.
Jest południe. Jeszcze tylko 7 godzin do spotkania z Maddie. Chyba powinien zastanowić się, gdzie zarezerwować stolik. Potrzebowali cichego, ustronnego miejsca, z dala od gapiów. Przypomniał mu się właściciel restauracji "Czerwony Lotos", która specjalizuje się w ostrym, orientalnym jedzeniu. Postanowił wykręcić numer i osobiście porozmawiać z szefem.
- Witam, panie Brown.
- Czy ja dobrze słyszę? Pan Jackson?
- Tak, to ja. Miałbym do pana prośbę...
- Czego tylko pan sobie życzy.
- Chciałbym wynająć pańską restaurację na dzisiejszy wieczór. Życzyłbym sobie, aby była nieczynna dla pozostałych gości. Oczywiście zapłacę za cały czas jej zamknięcia.
- Od której godziny?
- Zamierzam przyjechać o 19:15.
- Będziemy do pańskiej dyspozycji. Na ile osób planowana jest kolacja?
- Będę tylko ja i mój gość.
- Proszę się o nic nie martwić, panie Jackson. Będzie pan zadowolony.
- Nie wątpię, panie Brown. Zatem, do zobaczenia.
- Do widzenia.
Pobiegł na górę do swojej sypialni, by poszukać odpowiedniego na tę okazję ubrania. Mimo iż w jego szafie było pełno wieszaków dźwigających najróżniejsze stroje, nie potrafił wybrać nic stosownego. Zmęczony bezowocnymi poszukiwaniami, usiadł na podłodze.W pewnej chwili usłyszał dzwoniący telefon. Nie mogąc zlokalizować go nigdzie w pobliżu, zaczął wertować bezładny stos ciuchów ułożony na łóżku. Wreszcie znalazł dzwoniący aparat i odebrał go pośpiesznie.
- Halo?
- Michael? Cześć braciszku! Chciałam zapytać, co u ciebie?
- Nic nowego. A ty jak żyjesz?
- Nie najgorzej.
- Słuchaj Jan, masz teraz wolne? Potrzebuję twojej pomocy.
- Coś się stało? Brzmisz dziwnie... No jasne, że mam czas. Dla ciebie zawsze.
- Spotkajmy się za 20 minut w centrum handlowym, ok?
- Przy fontannie?
- Tak.
- Dobra, to do zobaczenia.
Założył bejsbolówkę, okulary przeciwsłoneczne, a po chwili przykleił także wąsy. Biały podkoszulek zastąpiła koszula w hawajski wzór. Zamiast typowych dla siebie czarnych spodni założył szorty do kolan, a na jego nogach pojawiły się sandały z białymi skarpetkami. Wyglądał co najmniej dziwnie, ale przynajmniej miał pewność, że nikt go nie rozpozna. Wsiadł do czarnego wozu zaparkowanego w garażu i pojechał na spotkanie z młodszą siostrą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz