wtorek, 30 lipca 2013

Until Death Do Us Part..._18

- Przecież nie musimy tam wracać... Możemy zostać tutaj.
- Chcesz spać na trawie obok jeziora? - zapytała z niedowierzaniem.
- Kto ci powiedział, że mielibyśmy spać pod gołym niebem? Widzisz ten domek na skraju lasu? - wskazał ręką miejsce, gdzie znajdowała się ukryta w gąszczu krzewów, chatka.
- Nie mów, żę on także należy do ciebie.
- Właściwie, to właścicielką jest moja przyjaciółka, ale ona rzadko tu bywa, więc pozwoliła mi z niego korzystać.
- Och... to musi być naprawdę dobra przyjaciółka... Będę musiała ją kiedyś poznać... - powiedziała sarkastycznie nie mogąc powstrzymać ogarniającej jej, nie wiadomo skąd, irytacji.
- Oczywiście, że musisz ją poznać. To urocza i kochana kobieta. Nie ma takiej drugiej na świecie.
- Co ty nie powiesz? - dodała szeptem, jednak on  nie zwrócił na to uwagi, szperając pon obszernych kieszeniach skórzanej kurtki.
- Znalazłem! Chodźmy
Wziął ją ponownie za rękę i poprowadził do drzwi domku zamkniętego na cztery spusty. Nie spiesząc się zbytnio, włożył klucz do zamka i przekręcił go dwukrotnie. Dało się słyszeć ciche szczęknięcie mechanizmu i wrota odpuściły. W środku panował zimny półmrok, rozjaśniany jedynie srebrzystą, księżycową smugą światła wpadającą, przez niekoniecznie najczystsze okno. Rozejrzała się wokoło w poszukiwaniu włącznika, jednak, gdy zobaczyła zachwycony wyraz twarzy swojego przyjaciela, zrozumiała, że przyjdzie im spędzić noc w istnie polowych warunkach. Postanowiła przemilczeć jego beztroskie podejście i rozejrzeć się dokładnie po niewielkim pomieszczeniu, które z założenia miało przypominać salon. Michael zniknął w głębi domu, by po kilku minutach powrócić z kartonem o nieznanej zawartości.
- Liso, rozgość się na kanapie, a ja zajmę się światłem.
- Uhm...
Nie zdążył dostrzec jej niezadowolenia. Dziewczyna usiadła na zdezelowanym tapczanie, ciągle próbując nie wszczynać kłótni o ich tymczasowe miejsce noclegu. Obserwowała kolejno pojawiające się w ciemności punkty. Michael rozpalał następne świece, które powoli oświetlały salon i odsłaniały poszczególne jego części. Z prawej strony wyłonił się ceglany kominek, który nie wydział ognia od dobrych kilku lat.
- Może warunki nie należą do najlepszych, ale jest tu przytulnie...
Gdy już wszystkie świece zostały zapalone, mężczyzna ostrożnie rozpalił palenisko. Gdy tylko płomienie łapczywie lizały drewniane szczapy, pokój rozjaśnił ciepły blask. Lisa zajęła miejsce naprzeciw kominka, by choć odrobinę się ogrzać i pozwolić, by zdrętwiałe ciało popieścił płynący żar. Michael tymczasem krzątał się w kuchni, próbując zaparzyć herbatę. Dziewczyna pochłonięta obserwacją tańczących płomieni, nie zwracała uwagi na to, co działo się dookoła. Ktoś, najciszej jak tylko mógł, zakradł się i stanął za jej plecami. Położył swoje zimne, zmarznięte ręce na jej szyi i delikatnie je zacisnął.
- Co się.... - krzyknęła przerażona, stwierdzając, że zaczyna brakować jej powietrza.
Puścił ją uśmiechając się przy tym od ucha do ucha, a ona odetchnęła z ulgą. Teraz już nie mogła powstrzymać złości, którą tak długo w sobie tłumiła. Podniosła się z puszystego, bordowego dywanu i z groźną miną spojrzała na przyjaciela.
- To wcale nie było śmieszne, Michael!
- Ależ owszem! Żebyś tylko mogła zobaczyć swoją minę.
- Nie mogę uwierzyć, że Ciebie to bawi! Jesteś taki niedojrzały! Dla twojej wiadomości, to był głupi żart. Tak samo jak pomysł, byśmy tu przenocowali.
- Dlaczego tak myślisz? - zapytał kompletnie zdezorientowany.
- Bo to dom twojej PRZYJACIÓŁKI. Nie mam prawa tu być. Sądzę, że wolałaby, byś to JĄ tutaj zaprosił, zamiast mnie.
- Uuu... sądzę, że ktoś tu jest zazdrosny...
- Chyba śnisz!
- Więc o co ci chodzi?
- Po prostu lepiej, żebyś to ze swoją PRZYJACIÓŁKĄ spędzał wieczory w tym urokliwym miejscu.
- Liso, ten dom należy do Elizabeth Taylor, z którą nie łączy mnie nic więcej, oprócz wieloletniej przyjaźni. Jest dla mnie jak matka.
- Uhm...
Spojrzała na niego, mocno się rumieniąc. Było jej wstyd, że tak na niego naskoczyła, właściwie bez powodu.
- Przepraszam...
- Nic się nie stało. Napijesz się herbaty?
- Bardzo chętnie. Co to było...?!
Usłyszeli w pobliżu trzask łamanych gałązek. Lisa Marie zadrżała, a Michael troskliwie objął ją ramieniem. Jego głos nieskazitelnie rozbrzmiał wśród trzasku ognia.
"They're out to get you
There's demons closing in on every side
They willl possess you
Unless you change that number on your dial
Now is the time
For you and I to cuddle close together, yeah
All through the night
I'll save you from the terror on the screen
I'll make you see"

- Ze mną nie musisz się niczego bać...
Uwierzyła, bo i niebo, i ziemia zdawały się to potwierdzać. 


2 komentarze:

  1. Robi się ciekawie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dołączenie Harley'a ( w poprzednim poście) było oryginalną kwintesencją tego co się za chwilę zdarzy ;-) Oczywiście najlepsze są wątki humorystyczne - one zawsze dodają interesowności dziełu.

    OdpowiedzUsuń