- Co się stało? Dlaczego płaczesz?
- Nie... nie płaczę... Po prostu jestem śpiąca...
Przecież nie powie jej, że przed chwilą całowała się z Willem i, że był to najlepszy pocałunek w jej życiu...Nie mogłaby jej tego zrobić. Zbyt dobrze wiedziała, jakimi uczuciami darzy go Carmen. Mogła się wypierać, ale była w nim zakochana... Spojrzała smutno na przyjaciółkę. Czuła, że ją zdradziła...
- Co się stało kochanie? Powiedz, proszę. Przecież wiem, że coś jest nie tak - objęła ją troskliwie.
- Będziesz na mnie wściekła.
- Obiecuję, że nie będę. Nawet najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa.
- Całowałam się w Willem...
Spojrzała na nią ze strachem w oczach. Nagle pobladła, a jej usta przybrały kolor zimnej stali. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Przecież nic nie czuła do tego chłopaka, byli jedynie przyjaciółmi. Więc dlaczego teraz ta wiadomość sprawiła jej tak ogromny ból? Miała wrażenie, że nogi same się pod nią ugięły, a serce na moment zastopowało swój naturalny rytm.Ostatkami sił wróciła do siebie i, z nonszalancją w głosie, zapytała:
- Dlaczego miałabym być wściekła? Przecież nie ma w tym nic złego, no chyba że w stosunku do Jamesa.
- Nie chodzi mi teraz o niego, ale o ciebie! Chociaż i tak czuję się podle...
- Dlaczego o mnie?
- Przecież wiem, że go kochasz Carmen. Widzę, jak na niego patrzysz i jak się przy nim zachowujesz.
- Wcale nie! Ja go nie kocham! Znaczy kocham... Ale, jak przyjaciela!
- Taak... Oczywiście...
- Rób, co chcesz, to nie moja sprawa...
- Wyszła z pokoju energicznym krokiem, trzaskając drzwiami. Nie miała pojęcia, dokąd i po co idzie. Nogi widocznie wiedziały lepiej, gdzie powinna się znaleźć... Może powinna pogadać z Willem? Nie... Nie miała z nim o czym rozmawiać. Czuła się zdradzona... A więc jednak! Kocha go! Nie chce tego, ale nie potrafi stawić czoła temu uczuciu. Jej oczy zalały się łzami. Teraz już nawet nie widziała szarego chodnika. Zamknęła się na rzeczywistość. Ktoś przed chwilą, przez przypadek, wpadł na nią. To nic... Ludzie patrzyli na nią z politowaniem. Taka młoda i już nieszczęśliwa... A do tego w ciąży. Dobrze, że nie widziała wtedy ich smutnych twarzy. Skręciła w jakąś ulicę. Zamazana masa ludzka poruszała się w dwóch kierunkach. Wpadła w nią i, zgodnie z prądem, ruszyła wzdłuż ulicy. Zobaczyła migające na czerwono światło. Nie miała czasu, by zastanowić się, czym ono właściwie jest. Zrobiła krok. Dźwięk klaksonu i potworny huk rozległ się dookoła.Upadła. Nie czuła bólu. Ktoś krzyknął z oddali jej imię, ktoś inny wzywał pomoc. Słychać było sygnał karetki i próbujących ocucić ją dwóch sanitariuszy. Ale ona była już ponad tym wszystkim. Czuła się tak błogo i spokojnie... Wszystkie smutki odeszły w niepamięć. Widziała twarz Mii, całą we łzach i w jej krwi. Chciała jej powiedzieć, żeby nie płakała, że wszystko jest w porządku, że tutaj jest lepiej... ale nie mogła. Ktoś znów wołał jej imię... Tego głosu nie znała, ale bała się go. Był ciepły i pełen miłości... Podążyła za nim, by zasmakować prawdziwego szczęścia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz