niedziela, 9 września 2012

For your smile_1

Siedziała na niezbyt wygodnym krzesełku w cieniu wierzby, w upalny dzień. Obok stał mały stolik,a na nim szklanka soku pomarańczowego. Na kolanach miała szkicownik. Rysowała spacerujących po parku ludzi. Niektórzy podchodzili z dziećmi obserwując jej pracę. Czasami prosili o namalowanie swoich pociech. Wtedy sadzała maluchy naprzeciw siebie i delikatnymi ruchami pędzla lub ołówka tworzyła małe dzieła. Trzeba przyznać, że miała talent. Może to przez jej fascynację dziećmi? Co jak co, ale podobizny tych małych istotek wychodziły jej najlepiej. Rysowanie było jej tymczasową pracą. W parku spędzała cały dzień. Czasem, ze względu na pogodę, robiła sobie wolne, bo raczej nikt normalny nie spaceruje podczas ulewy. Wtedy Julia, bo tak miała na imię dziewczyna, spędzała czas z ukochanym. Josh z zawodu był dziennikarzem. Pisał artykuły dla jakiegoś brukowca, którego wydawcy ciągle szukali sensacji. Ważne było tylko wyciąganie brudów, często nawet niezgodnych z prawdą. Mimo to Joshua lubił tę pracę. Lubił pisać o sławnych ludziach. Kto przeszedł 6 operacji plastycznych? Który aktor ma cztery kochanki i dwie narzeczone? Takie tematy artykułów były dla niego chlebem powszednim.
*
Siedząc w cieniu wielkiego drzewa Julia zauważyła pewnego mężczyznę w malinowej koszuli, czarnych, zabawnie przykrótkich spodniach, w czarnym kapeluszu i okularach przeciwsłonecznych. Przechadzał się po parku trzymając za ręce dwoje dzieci. Miały karnawałowe maski na twarzach. Pomyślała, że to trochę dziwne, ale dzieci mają często co najmniej ciekawe pomysły. Mężczyzna usiadł na murku otaczającym fontannę. Dziewczynka wskoczyła mu na kolana. Chłopczyk usadowił się obok i wtulił się w jego ramię. Chwilę potem widocznie powiedział coś zabawnego, bo cała trójka zaczęła chichotać. Był to sympatyczny obrazek. Gdy tak wpatrywała się w wesołą rodzinkę, mężczyzna chyba poczuł na sobie jej wzrok. Spojrzał w jej kierunku. Zawstydziła się. Jak można gapić się tak na niczemu winnego człowieka? Opuściła głowę. Chwilę potem poczuła miły zapach lawendy. Podniosła wzrok. Stał nad nią ten sam mężczyzna. Jej policzki zapłonęły rumieńcem.
- Witam, czy miałaby może Pani ochotę narysować portrety moich dzieci? Ma Pani prawdziwy talent - wskazał dłonią małą wystawę jej prac.
- ... Dzień Dobry ... oczywiście.
- Prince! Paris! Chodźcie tutaj!
Podbiegła do nich dwójka słodkich maluchów. Chłopczyk miał dłuższe blond włoski. Dziewczynka natomiast miała czekoladowe loczki. Oboje mieli ciemną skórę. Zupełnie inną niż ich ojciec.
- Cześć! Jestem Julia.
- A ja Prince - wyciągnął rękę na przywitanie.
- A ty pewnie jesteś Paris...?
Mała była nieśmiała, spuściła wzrok. Julia wyciągnęła do niej rękę. Dziewczynka po chwili wahania wyciągnęła swoją i przywitała się.
- No to bierzemy się do pracy!
Na początku Julia rysowała Prince'a. Ale czuła się dziwnie rysując dziecko z maską na twarzy. Zaskoczyło ją to, że ojciec nic na to nie powiedział. Ale cóż ... praca to praca. Następna w kolejce była Paris. Dziewczyna długo zastanawiała się jak narysować jej oczy. Były niezwykłe ...Szare z delikatnymi odcieniami zieleni. Lecz gdy zwróciła wzrok ku słońcu, stawały się błękitne. Długo trwało zanim idealnie je odwzorowała. Ojciec, który przez cały czas siedział na trawie, podniósł się aby zobaczyć dzieła.
- Wow... - skomentował krótko. - Są piękne...
- Dziękuję - odpowiedziała nieśmiało.
Mężczyzna wziął prace i wyjął portfel. Wyciągnął z niego 200$.
- Czy tyle wystarczy?
Zaniemówiła z wrażenia. Normalnie za każdy rysunek brała po 15$.
- Ja... nie mogę przyjąć tyle pieniędzy.
- Proszę je wziąć. Nigdy nie widziałem tak pięknych prac. - położył pieniądze na stoliku - Może zechciałaby Pani namalować jeszcze jedną osobę?
- Z chęcią - uśmiechnęła się szczerze.
- Ale nie tutaj... Może u mnie? Sprawiłoby to Pani kłopot?
Wiedziała, że powinna odmówić. Jak można przyjechać do domu obcego faceta? Przecież mógł okazać się seryjnym zabójcą lub gwałcicielem! Jednak biło od niego jakieś dziwne ciepło i urok któremu nie potrafiła się oprzeć. 
- Hmmm... Zgoda.
- To o 12:00 u mnie - napisał jej swój adres na małej karteczce.
- Prince, Paris, musimy już wracać.
- Dziękujemy i do widzenia! - powiedziało rodzeństwo.
- Do zobaczenia - uśmiechnął się promiennie, a musicie wiedzieć, że miał cudowny uśmiech. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz