Około 18:00 była już w domu. Jej ukochany właśnie wyszedł do sklepu po sok pomarańczowy, który tak lubiła. Usiadła wygodnie na kanapie z laptopem na kolanach. Wyjęła z kieszeni małą, pogniecioną karteczkę. Było na niej napisane "Neverland Valley Ranch". Przetarła oczy ze zdziwienia. Przeczytała adres jeszcze raz. Nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła. Przecież Neverland to posiadłość Jacksona! Tego słynnego Michaela Jacksona! Czyli facet, z którym romawiała to... Wiedziała to to jest Michael Jackson, ale nigdy nie była jakąś wielką fanką jego twórczości. Poza tym wielu ludzi kopiowało jego styl, zazywało swoje dzieci imionami Prince i Paris. Ale coś ją w nim zaintrygowało. Ten specyficzny chód, ta ukrywana nieśmiałość, dziecinność... ten uśmiech. Czyli naprawdę rozmawiała z Michaelem Jacksonem. To wyjaśniałoby maski na twarzach dzieci. A na dodatek jutro miała się z nim spotkać w wielkim, słynnym na cały świat Neverlandzie... Do mieszkania wszedł właśnie Josh. Zastał Julię siedzącą na kanapie ze zdumieniem wymalowanym na twarzy. Pocałował ją w czoło na przywitanie. Zdjął z jej kolan laptopa i usiadł obok. Nie wypowiedziała ani słowa.
-Co tam kochanie? Jak w pracy? - zapytał.
-Jak zwykle - odpowiedziała beznamiętnie. -A u ciebie?
- Nigdy nie zgadniesz jaki artykuł do napisania przydzieliła mi redakcja... o tym dziwaku Jacksonie!
Spojrzała na niego z lękiem w oczach.
- Coś się stało?
- Nie, nic. Po prostu jestem zaskoczona...
- Muszę wygrzebać jakąś nową informację na jego temat. Ludzi znudziły już wiadomości o odpadającym nosie czy jego dziwnych przyzwyczajeniach. Potrzeba czegoś mocniejszego!
Julia dyskretnie schowała małą karteczkę. Postanowiła nic nie mówić Joshowi o jutrzejszym spotkaniu z "dziwakiem". Czuła, że nie powinien się o tym dowiedzieć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz