poniedziałek, 29 października 2012

Destiny_16

- Wiesz Luke, muszę ci coś powiedzieć...
- Błagam, tylko nie mów, że jesteś żoną Jacksona, macie razem sześcioro dzieci i tak naprawdę tylko udajecie nastolatków... Tego bym chyba nie zniósł... - powiedział z udawanym przestrachem.
- Nie... - uśmiechnęła się nerwowo. - Wiesz... nie jesteśmy tu sami...
- Jak to?
- Jeżeli za chwilę powoli się odwrócisz, zobaczysz chłopaka z dziewczyną...
- I co dalej?
- No i... to jest Michael i jego siostra La Toya.
- Żartujesz! Śledzą nas?!
- Chyba tak. Nie wiem, dlaczego, ale zamierzam dać im nauczkę... Szczególnie Mike'owi.
- Masz jakiś pomysł?
- Hmm... Nie obrazisz się na mnie, jeśli za chwilę coś zrobię?
- Raczej nie... - odpowiedział chłopak niepewnie.
Podeszli kawałek i skręcili w jeden z ciemnych zaułków. Kiedy upewnili się, że rodzeństwo znajduje się dostateczne blisko, rozpoczęli przedstawienie. Luc popchnął Maddie , najdelikatniej jak tylko mógł aby nie zrobić jej krzywdy, na ścianę i przybliżył się do niej. Jego silna ręka powędrowała na jej udo, a usta namiętnie pieściły jej szyję. Ona, z mimiką opanowaną do perfekcji, odegrała niesamowitą przyjemność, jaką sprawiał jej jego dotyk. Kontynuował grę, gdy , nagle, ktoś pociągnął go za kurtkę do tyłu.
- Michael! Nie!
Tylko tyle zdążyła krzyknąć przerażona Maddie, zanim ręka Jacksona spoczęła na twarzy Lucasa. Chłopak został odrzucony do tyłu, a jego białą koszulkę zabarwiła, płynąca strumieniem prosto z nosa, krew. Dziewczyna podbiegła do niego i zaczęła tamować krwotok znalezionymi w torebce chusteczkami. Drżący Mike stał obok, wpatrując się w leżącego rywala. Nie bardzo rozumiał, co tu się dzieje.
- Już w porządku Mad - przetarł ręką twarz i podniósł się o własnych siłach.
- Możesz mi wytłumaczyć, co ci najlepszego strzeliło do głowy?!
- On się do ciebie dobierał!
- Wcale nie! My udawaliśmy! To miała być dla was nauczka za szpiegowanie!
- Co? - spokorniał.
- Wiedzieliśmy, że nas śledzicie więc postanowiliśmy was wkręcić...
- Jej... Przepraszam...
Podszedł do zakrwawionego młodzieńca i wyciągnął rękę na zgodę. Tamten jednak, wyraźnie zdenerwowany, powiedział tylko:
- Już pójdę. Nic tu po mnie.
- Zaczekaj... Luc...
- Zobaczymy się... innym razem.
Odwrócił się i, za moment, zniknął za rogiem budynku. Skamieniała La Toya nie wymówiła przez cały ten czas ani jednego słowa. Michael popatrzył na przyjaciółkę...
- Maddie... Ja...
- Daj spokój! Wszystko zepsułeś!
Zalana łzami uciekła z feralnego miejsca.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz