wtorek, 27 listopada 2012

Ynitsed_1

Jeszcze tylko moment na złapanie oddechu, ostatnie wolne drgnienie serca nim adrenalina przyspieszy bieg krwi w napiętych żyłach. Słyszy wyraźnie swoje imię skandowane przez tysiące fanów pod sceną. Chcą go już teraz. Chcą zobaczyć to misternie przygotowywane dzieło właśnie dla nich. Jeszcze nie mogli go dostrzec. Był ukryty za wysoką kolumną podtrzymującą sklepienie sceny. Muzycy zagrali pierwsze dźwięki "Wanna Be Startin' Somethin'". Już czas. Pełen energii wybiegł na środek, pozwalając, by muzyka i aplauz fanów wypełniały go całkowicie...
*
- I jak było, Karen? - zapytał, siadając na miękkim fotelu i popijając przez słomkę pomarańczowy sok.
- Jak zwykle, Michael, perfekcyjnie.
Wzięła do ręki biały ręcznik i delikatnie wytarła krople potu z jego czoła.
- Wiesz, kocham występy, ale cieszę się, że to już koniec. Jestem już trochę tym wszystkim zmęczony.
- Wierzę ci. Pracowałeś dniami i nocami nad tą trasą i dlatego została ona doceniona. Zasłużyłeś na odpoczynek.
- To może wybralibyśmy się po ostatnim koncercie na małe wakacje? Co powiesz na gorącą Hiszpanię? - poruszył łobuzersko brwiami.
- Michael! Ja mam męża, nie zapominaj o tym - zaśmiała się blondynka.
- Tak tylko się droczę.... Ale chociaż próbowałem - uśmiechnął się pełną gębą. - Przecież wiesz, że cię kocham Karen.
- Dajesz mi to do zrozumienia przy każdej możliwej okazji. Też cię kocham.
Przechodząc, zmierzwiła mu włosy. Robiła to tak, jakby był małym chłopcem, mimo że to w końcu 30-letni facet.
- Zawołaj, gdybyś potrzebował mojej pomocy.
- Obawiam się, że mogę mieć problem ze zdjęciem kombinezonu... - powiedział z błyskiem w oku.
- Nie ze mną te numery... Jesteś już dużym chłopcem. Poradzisz sobie.
Zamknęła za sobą drzwi garderoby. Ach, ta Karen. Mimo iż byli przyjaciółmi, nie potrafił ukryć tego, że go pociągała. Jednak szanował jej zdanie i jedyne na co sobie pozwalał, to, od czasu do czasu, jakiś niewinny żarcik... No dobrze, częściej niż od czasu do czasu. Ale jej chyba zbytnio to nie przeszkadzało, skoro do tej pory nie zerwała współpracy. Od wielu lat łączyły ich stosunki nie tylko zawodowe. Poza pracą byli dobrymi przyjaciółmi. Lubili spędzać ze sobą czas, a Karen często pomagała mu niezauważalnie wymknąć się z hotelu w pełnej charakteryzacji. Były to jedne z najprzyjemniejszych chwil. Nikt nie mógł go rozpoznać, nie zadawał niezręcznych pytań, nie chciał go dotknąć, nie prosił o autograf. Kochał swoich fanów, jednak czasami byli oni naprawdę męczący. Mimo to traktował ich jak rodzinę, a jak wiadomo - rodziny się nie wybiera. Jego myśli, od ukochanej Karen pomknęły do wydarzeń sprzed kilku miesięcy. Jeszcze nie tak dawno siedział tak jak teraz, z tą różnicą, że towarzyszyła mu Tatiana. Ta urocza tancerka, aktorka, modelka, czy kim ona tak naprawdę jest, była wyjątkowa. Pomijając urodę, dzięki której niewątpliwie ją wybrał, miała w sobie "to coś". Błysk w brązowych oczach i ciepły uśmiech sprawiły, że przypadła mu do gustu. A on jej chyba też, zważając na to, co zrobiła... Kiedy tak wykonywał "The Way You Make Me Feel", wyszła, jak zawsze przy tym utworze. Zmysłowo kręcąc biodrami, w czarnej, obcisłej sukience i długich kozakach w tym samym kolorze, udawała, że go uwodzi... Chyba, że nie udawała. W pewnym momencie podeszła do niego bardzo blisko... Tego nie było w planie, jednak przedstawienie musiało trwać. Położył swoją dłoń na jej wyraźnej talii i uśmiechnął się do fanów. Wtedy ona, rozochocona jego zachowaniem, pocałowała go na oczach tysięcy ludzi. Nie wiedząc, co ma zrobić, nie przerwał jej od razu. Dopiero po chwili ona sama odeszła i, z uśmiechem na ustach, zniknęła za kulisami. Nigdy więcej jej nie zobaczył... Kierownik trasy zwolnił ją za brak profesjonalizmu. Czy tęsknił? Tak, jednak rozumiał decyzję podjętą przez kierownictwo. Popełniła błąd i musiała ponieść tego konsekwencje. Nawet jeśli był to najsłodszy błąd. Usłyszał nieśmiałe pukanie do drzwi.
- Kto tam?
- Michael, masz gościa...
- Chwilkę, tylko się przebiorę...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz