poniedziałek, 3 grudnia 2012

Ynitsed_3

- Michael, mam dla ciebie dobrą wiadomość.
Leżał w ciepłej pościeli, zaspany, nie mogąc otworzyć jeszcze oczu. W sypialni panował przyjemny półmrok, ponieważ żaluzje były zasłonięte. Z telefonem przy uchu, powoli się dobudzał.
- O co chodzi? Jaką wiadomość...? - zapytał sennym głosem.
- Pamiętasz, jak tydzień temu prosiłeś mnie o załatwienie ci spotkania z projektantem?
- I co? Zdziałałeś coś? - widocznie się rozbudził.
- Tak. Umówiłem was na jutrzejsze popołudnie. Zapisz sobie nazwisko: Rilley.
- Możesz powtórzyć? - zapytał, szukając kartki i długopisu.
- R-i-l-l-e-y.
- Ok, dziękuję.
- To najlepszy fachowiec. Pamiętaj, że nie będziesz pracował sam... Myślę, że wiesz, co mam na myśli...
- Wiem, będę pamiętał. Dziękuję jeszcze raz.
- Nie ma za co.
*
Granatowa koszula  czarne spodnie to chyba dobry ubiór na tego rodzaju spotkanie... Loki rozpuścił, zbierając jedynie pasma ze skroni i wiążąc je w ciasną kitkę. Mimo że był w domu, jego i tak ciemne oczy podkreślała czarna kredka. Czy się denerwował? Chyba nie... Spotkania służbowe były dla niego na porządku dziennym. Poprosił Sophie o przygotowanie świeżych, czekoladowych ciasteczek. Sam wyszedł na dziedziniec posiadłości, by odetchnąć świeżym powietrzem. Było jeszcze stosunkowo wcześnie, jednak wolał czekać na swojego gościa już teraz. Przechadzając się alejkami Neverlandu, zauważył starego ogrodnika troskliwie opiekującego się krzewem białych róż.
- Miłego dnia Henry! - zawołał do staruszka.
- I wzajemnie proszę pana!
Zobaczył, że zbliża się jeden z ochroniarzy. Przeczuwał, że jego gość właśnie przyjechał.
- Panie Jackson, projektant właśnie przyjechał.
- Przywitam go przy bramie, dziękuję Spike.
- Lepiej niech pan zaczeka w domu. To będzie bardziej odpowiednie...
- A mogę zaczekać chociaż na dziedzińcu?
- Skoro tak bardzo pan chce...
Spike pożegnał się i wrócił do pełnienia służby. Mike usiadł na jednej z ławeczek i, wystukując nogą rytm, oczekiwał na gościa. Ciekawe, jaki to człowiek? Czy znajdą wspólny język? Ma nadzieję, że spodobają mu się jego pomysły. Coś usiadło obok niego na drewnianej ławce. To mały wróbelek, który śpiewał kolejną, nową pieśń. Usłyszał charakterystyczny szelest kół o kamienną uliczkę. Właśnie nadjeżdżał wózek golfowy z jego nowym współpracownikiem. Wziął głęboki wdech i uśmiechnął się promiennie. Niewielki pojazd zatrzymał się. Ze środka wysiadł ktoś, kogo nie spodziewałby się nawet w najśmielszych snach...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz