poniedziałek, 4 lutego 2013

Ynitsed_15

- Co się stało braciszku?
La Toya powitała go ciepłym, miękkim głosem. Właściwie, to nie wiedział, po co do niej przyszedł. Zawsze rozmawiał o swoich problemach wyłącznie z Janet, tym razem jednak czuł, że nie zrozumiałaby go. Twierdziła, że to nie ma najmniejszego sensu, a co więcej nie jest to w porządku. Dla niego była to jedyna istotna sprawa, dlatego nie mógł jej tak po prostu zostawić. Wydawało mu się, że starsza siostra na pewno go zrozumie...
- Mam problem... - powiedział głosem, który nie wskazywał na to, że chodziło o błahostkę.
- Wejdź do środka. Zaparzę herbatę i powiedz mi, o co chodzi. A może chciałbyś się najpierw położyć? Nie wyglądasz najlepiej...
- Nie, dziękuję... Zaczekam w salonie.
Zniknęła w przestronnej kuchni, by przygotować gorący napój. Odkąd pierwszy raz zobaczył to mieszkanie, zastanawiał się, po co jego siostrze była tak ogromna kuchnia. Nigdy nie należała do wybitnych kucharek. Chyba wyraził się zbyt łagodnie... La Toya powinna trzymać się z daleka od garnków i ognia. Z pewnością nie wdała się w Mamę czy Rebbie. Miał nadzieję, że uniknie chociaż przypalenia wody na herbatę, co nie było wykluczone. Podszedł do kominka zastawionego zdjęciami oraz najróżniejszymi damskimi bibelotami. Wśród nich dostrzegł coś, co niebywale go zaskoczyło. Stała tam jego podobizna w stroju z teledysku "Thriller". Lalka ukrywała pod nogami złożoną równo karteczkę. Michael nie potrafił pohamować swojej ciekawości. Odwrócił głowę, by upewnić się, że siostra wciąż jest zajęta. Chwilę później mały liścik znajdował się już w jego dłoniach.

 "Boże, spraw proszę, abym kiedyś była taka, jak mój brat Michael."

Odłożył wszystko na poprzednie miejsca, żeby nie wzbudzić podejrzeń, po czym otarł małe łezki, które wbrew woli zebrały się w kącikach czekoladowych oczu. Usiadł ponownie na kanapie i czekał na siostrę.
- To jak Mikey, o co chodzi?
- Pamiętasz Maddie?
- No jasne! Byliście nierozłączni w Gary. Uhm... To już chyba wiem o co chodzi...
- Tak? - wyglądał na naprawdę zaskoczonego. - Skąd?
- Rozmawiałam z Janet... Nie bądź na nią zły... Martwi się o ciebie, zresztą ja też się martwię...
- Och tak! Czyli u ciebie też nie znajdę zrozumienia? Chyba będzie lepiej, jeśli już pójdę...
- Stój! Jestem po twojej stronie. Tylko powiedz mi, co się dzisiaj dokładnie wydarzyło...?
Michael wbił wzrok w puszysty, bordowy dywan leżący na ciemnobrązowych panelach. Nie bardzo wiedział, od czego ma zacząć. Splótł dłonie i nerwowo rozglądał się po pokoju, szukając pomocy. Przyjście tutaj nie było chyba tak genialnym pomysłem, jak mu się dotychczas wydawało. Teraz już za późno, żeby się wycofać... A może nie? Usłyszeli dzwonek do drzwi, który zabrzmiał wyjątkowo dźwięcznie w niezręcznej ciszy, jednak La Toya nawet nie drgnęła.
- Nie otworzysz? - zapytał zdziwiony.
- Nie... Nie chcę, by ktoś nam teraz przeszkadzał. Przyjmijmy, że nie ma mnie w domu. To jak, powiesz mi wreszcie?
- A może ja otworzę? - starał się za wszelką cenę zmienić temat.
Nie czekając na odpowiedź siostry wstał z kanapy i podszedł do drzwi. Ktoś na zewnątrz już chyba bardzo się zdenerwował, bo dzwonił coraz bardziej natarczywie. Mike wyjrzał przez wizjer. Po drugiej stronie zobaczył zniecierpliwioną twarz nowego chłopaka La Toyi. Otworzył drzwi, witając go niezbyt szczerym uśmiechem. Nie przepadał za tym gościem od momentu, kiedy go poznał. Miał po prostu pewność, że jedynym, na czym temu typowi zależało, był rodzinny majątek.
- Witaj Michael.
- Witaj Cole.
Wymienili ze sobą jedynie zimne, powściągliwe uściski dłoni.
- La Toya jest w salonie. Ja już będę wychodził. Do zobaczenia innym razem.
Michael wziął swoją kurtkę i zręcznie ominął nieproszonego gościa, opuszczając dom swojej siostry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz