poniedziałek, 27 maja 2013

Until Death Do Us Part..._5

Jechała samochodem nękana poczuciem winy i niepewnością. Powinna była powiedzieć mu o tym, że ma rodzinę... Jednak im dłużej się nad tym zastanawiała, dochodziła do wniosku, że to tylko skomplikowałoby sytuację. Mieli ze sobą pracować. To wszystko, o co jej chodziło. Dobrze wiedziałą, że płyta ze współudziałem Michaela Jacksona musi okazać się hitem. Dotarcie do niego ułatwiło jej to, że była córką Elvisa, a Michael uważał go za prawdziwą legendę. Kiedy tak coraz bardziej zbliżała się do sławnej posesji Króla Popu, nabierała więcej pewności siebie. Wiedziała, że aby ugrać dla siebie jak najwięcej, musi być konkretna i konsekwentna w swoich słowach i czynach. Właśnie zatrzymała się przed bramą bajkowego Neverlandu. Jej skrzydła powoli rozchyliły się, otwierając jej drogę do miejsca, o którym tak wiele słyszała i jednocześnie bardzo chciała zobaczyć. Zyskało ono opinię niedorzecznego tworu wiecznego dziecka, dziwaka Michaela Jacksona. Jadąc powoli kamienistą ulicą chłonęła piękno otaczającego ją krajobrazu., dostrzegając niezliczone detale znajdujące się perfekcyjnie na swoich miejscach. Dopełniały one całości tak niesamowitej i wspaniałej dzięki swojej magii i harmonii. Na werandzie dużego domu, oparty o drewnianą balustradę, stał mężczyzna. Był ubrany w czerwoną koszulkę i czarne spodnie. Na jego głowie dumnie spoczywała fedora, spod której wyłaniała się burza gęstych, hebanowych loków, ujarzmiona dość nieudolnie kilkoma spinkami. Uśmiechał się tajemniczo, choć możliwe, żę więcej w tym uśmiechu było nieśmiałości. Spod firanek rzęś wyglądały duże, ciekawe świata, czekoladowe oczy. Dziewczyna zaparkowała swoje auto na podjeździe. Nim zdążyła się zorientować, mężczyzna otworzył jej drzwi i pomógł wyjść z samochodu. Przyszedł czas, aby się przywitać. Ona trochę niezręcznie objęła go, a on odwzajemnił ten uścisk.
- Witaj, Liso! Bardzo się cieszę, że mnie odwiedziłaś.
- Ja również.
Spojrzała na niego badawczym wzrokiem. Nie wyglądał na mocno stremowanego, jednak dało się wyczuć w jego głosie nutkę niepewności.
- Zapraszam do środka. Czego się napijesz? Kawy? Herbaty? A może soku?
- Herbata wystarczy, dziękuję.

***

- I według ciebie The Temptations są lepsi niż młody Barry Gibb? No chyba żartujesz! - zaśmiał się głośno w przerwie od konsumpcji lizaka o smaku owoców leśnych.
- Oczywiście, że tak! Bądźmy szczerzy, po prostu się nie znasz, Michael.
Od przyjazdu nie rozstawała się w kieliszkiem pełnym czerwonego wina, które gospodarz sprowadził specjalnie dla niej. Nie wypiła dużo. Jednak tyle wystarczyło, by przełamać pierwsze lody. Rozmawiali ze sobą, jak dobrzy przyjaciele, którzy po prostu nie widzieli się przez długi czas. On w pełni się już rozluźnił, a uśmiech nie schodził z jego łagodnej twarzy. Teraz, gdy pozbyli się już większego skrępowania, podłoga wydała się dużo wygodniejsza od ekskluzywnej kanapy.
- A co sądzisz o Madonnie? - zapytała podchwytliwie, znając pobieżnie historię tej pary.
- Hmm... Jest utalentowaną kobietą z głową pełną pomysłów.
- Liczyłam na coś bardziej spektakularnego. Bo ona mówiła o tobie w samych superlatywach...
- O czym ty mówisz?
- Podobno było wam razem bardzo dobrze... I z tego co mówi, wcale nie jesteś taki nieśmiały... Szczególnie za drzwiami sypialni...
- Nie mów mi, że w to uwierzyłaś... To tylko kolejna bzdura wymyślona przez głupie gazety, a ona zwęszyła w tym darmową promocję jej trasy koncertowej. Szczerze powiedziawszy, to zdążyłem już przywyknąć do tych wszystkich bezsensownych plotek na mój temat... - skończył dość smutno, znów dolewając jej wina.
- Więc co jeszcze jest kłamstwem?
- Wszystkie oskarżenia o to, że odmładzam się za pomocą specjalnej komory, że przeszedłem kilkanaście operacji plastycznych... Aż boję się pomyśleć, co będzie następne... Bo wiesz, to nie jest proste, gdy człowiek, który od najmłodszych lat był dla ciebie autorytetem, ciągle powtarza ci, że jesteś brzydki i do niczego. To zostaje w tobie na zawsze i siedzi w twojej głowie do końca. Przeszedłem tylko jedną operację. Dlatego nie rozumiem ludzi, którzy piszą te wyssane z palca brednie.
Popatrzył na do tej pory zasłuchaną w jego głos Lisę. Jej głowa miękko spoczywała na kanapie, a ona sama zwinięta w kłębek spokojnie oddychała. Widocznie sen zmorzył ją zupełnie. Jak powinien się teraz zachować? Czy zawołać ochroniarzy, by przenieśli gościa do gościnnej sypialni, czy może obudzić dziewczynę, by sama się tam przeniosła? Po dłuższym namyśle odrzucił obie propozycje i uklęknął przed panną Presley. Podniósł ją lekko, bez większego wysiłku i delikatnie zaniósł do jednego z pokoi. Tam ostrożnie ułożył ją na łóżku, po czym nakrył puszystym kocem w kolorze lawendy. Na palcach opuścił pomieszczenie, zostawiając Lisę pogrążoną w głębokim śnie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz