niedziela, 2 czerwca 2013

Until Death Do Us Part..._6

Wszystko było takie jasne... takie drażniące. Czuła się nie najgorzej, może tylko trochę szumiało jej w głowie. Alkohol nigdy nie działał na nią wybitnie destrukcyjnie, bez znaczenia od jego wypitej ilości. Mimo tego rozejrzała się w poszukiwaniu torebki, w której prawdopodobnie znajdowały się tabletki. Tak na wszelki wypadek... Dobrze wiedziała, że znajduje się w willi Michaela Jacksona, jak również zdawała sobie sprawę z tego, jak się tu znalazła. Jednak za żadne skarby świata nie mogła przypomnieć dobie, gdzie położyła tę głupią torebkę. Owinęła się kocem i zeszła na dół w poszukiwaniu zguby. W przestronnej, słonecznej kuchni krzątała się gosposia o lekko wymuszonym, ale przyjemnym uśmiechu. Kobieta przywitała gościa skromnym "Dzień dobry" i wróciła do swoich zajęć. Nigdzie nie było nawet śladu Michaela. Zresztą torebki też nie. Chcąc, nie chcąc, zajęła miejsce na kanapie i włączyła telewizor. Na dużym ekranie pojawiła się śliczna blondynka pokazująca dłonią, z nienagannie pomalowanymi paznokciami, poszczególne temperatury w największych miastach. Chwilę potem miały zostać przedstawione najświeższe wiadomości. Przymknęła na chwilę oczy wsłuchując się w radosny szczebiot obudzonego ptaka. Ktoś bezszelestnie wszedł do salonu i bezceremonialnie, miękką dłonią, zasłonił jej oczy. Uśmiechnęła się, bo wyczuła tak dobrze znany sobie i ukochany zapach zerwanych konwalii. Nieznajomy nie odezwał się, oczekując, że to ona odgadnie, kim jest. Czy powinna dać mu tę satysfakcję i poprosić o ujawnienie się, czy może skończyć tę dziecinną szopkę i zapytać, co on takiego robi? Chyba nie będzie psuć mu humoru... Jego dobry nastrój może jej się dziś jeszcze przydać.
- Kim jesteś? - zapytała zaciekawionym głosem.
- To ja, Michael!
Wtedy obszedł kanapę i znalazł się vis a vis Lisy. Całując jej rękę, wręczył mały bukiet drobnych, białych kwiatuszków, emanując przy tym nieuzasadnioną radością.
- Dziękuję ci bardzo za kwiaty. Pozwoliłam sobie włączyć telewizor...
- Jasne, czuj się jak u siebie. Zaraz wrócę, dobrze?
- Okej.
Zniknął za jednymi z wielu drzwi w tym domu. Znów spojrzała na kolorowy ekran z nadzieją dowiedzenia się czegoś wartego uwagi. I tym razem nie rozczarowała się... Po kolei przewijały się zdjęcia jej samochodu przejeżdżającego bramę Neverlandu, a wcześniej jej samej kierującej tą piekielną machiną. Na górze widniał duży, czerwony napis. "Presley i Jackson - królewski romans."
- O cholera...
Do pokoju wpadł w połowie rozebrany Michael i z niepokojem zapytał swoją towarzyszkę:
- Co się stało?
Ona tylko palcem wskazała na ekran telewizora i ukryła twarz w dłoniach.
- Spokojnie, przecież to tylko głupi paparazzi. Nic wielkiego się nie stało. Poza tym, kto w to uwierzy?
- Z całą pewnością mój mąż.
- Jak to?! Twój... kto?
- Będzie lepiej, jeśli już pójdę...
Pośpiesznie założyła buty i ukryła się w swoim czarnym BMW, by chwilę później opuścić Neverland, zostawiając Michaela samego z ogromem myśli kłębiących się w jego głowie...


2 komentarze: