niedziela, 9 czerwca 2013

Until Death Do Us Part..._7

Siedział bezczynnie na werandzie patrząc w dal pustym wzrokiem. Dookoła było dziwnie cicho, tylko muzyka, która zawsze brzmi wśród alejek Neverlandu, koiła jego zmysły. Beethoven ze swoją V symfonią działał na niego, jak hipnotyzer. Woda przelewająca się monotonnie w fontannie zdawała się bez końca odmierzać czas jego duchowej nieobecności. Był już późny wieczór i tylko lampki świąteczne oświetlały dom. Co prawda była dopiero jesień, ale te ozdoby świąteczne nigdy nie znikały z rancza. Pogoda nie należała do najpiękniejszych, dlatego gwieździste niebo zasnute było chmurami. Jeden świetlik, który widocznie zabłądził i odłączył się od reszty kompanów, był jedynym towarzyszem Michaela. Ktoś, szurając lekko miękkimi kapciami, zbliżył się do niego i powiedział:
- Panie Jackson, niech pan się przykryje, bo inaczej przeziębienie gotowe.
Gosposia podała mu ciepły, wełniany koc, wciąż trzymając w drugiej ręce duży kubek, którego zawartość przyjemnie parowała.
- Tutaj ma pan gorącą herbatę z miodem i cytryną. Tak na wszelki wypadek...
- Złota z ciebie kobieta, Lauro. Bardzo ci dziękuję.
- A może wróciłby pan do środka? Jest już dość późno...
- Posiedzę tu jeszcze trochę... Muszę się zastanowić nad kilkoma rzeczami...
- A powie mi pan, co się stało z tą całą panią Presley? Dokładnie tydzień temu uciekła stąd jak poparzona i do tej pory nie wróciła. Państwo się pokłócili?
- Hmm... Można powiedzieć, że nie była ze mną do końca szczera - sam nie wiedział, czy powinien rozmawiać o Lisie z pomocą domową. -  Nie powiedziała mi, że ma męża.
- Jeśli mogę wiedzieć,  właściwie jaką to panu robi różnicę? Przecież chodziło tu tylko o pracę... No chyba, że jestem w błędzie...
- Nie, nie, nie... Oczywiście, że nie. Chodziło nam tylko i wyłącznie o płytę... W sumie, to masz rację, Lauro. Zadzwonię do niej i przeproszę za moją gwałtowną reakcję.
- Tylko niech pan tego nie robi dzisiaj. Jest już zbyt późno... Jutro też jest dzień.
Michael, trochę jeszcze się opierając, wstał i zniknął we wnętrzu domu. Kobieta już chciała mu powiedzieć, że zbytnio nie przepada za młodą Presley, ale postanowiła się powstrzymać. W sumie, to nie powinna się wtrącać w prywatne życie swojego pracodawcy, ale zwyczajnie martwiła się o niego. Był dla niej jak syn. Ten którego straciła 7 lat temu, a który był dla niej wszystkim. Zamierzała bacznie przyglądać się współpracy Lisy i Michaela, a w razie potrzeby, interweniować. Nie pozwoli skrzywdzić tego wrażliwego i kochanego człowieka... Nigdy... Nikomu...



5 komentarzy:

  1. Ja chcę cedeka!!!!!!!!!!!!!!! Proszę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę świetnie piszesz ;) Nie mogę się już doczekać następnego odcinka!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak Ty to robisz? Czarujesz publiczność swoim stylem pisania, pomysłami... Potrafisz świetnie się wczuć w MJ ;) Jesteś naprawdę utalentowana i życzę Ci, byś nadal rozwijała swoją pasję :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdyby Michael to przeczytał byłby zachwycony :-)

    OdpowiedzUsuń