Siedziała na jednej z tych niewygodnych kanap taniej kawiarni, oczekując na panią mecenas. Jedynym plusem tego miejsca było to, że istniało naprawdę niewielkie prawdopodobieństwo, że ktoś zainteresuje się ich rozmową. Mimo to postanowiła nie zdejmować okularów i w skupieniu obserwować drzwi wejściowe. Po kilku uderzeniach dzwonu miejscowej katedry bijącego na pół godziny przed mszą o szóstej, w skromnym progu kawiarenki pojawiła się kobieta. Była elegancka i dystyngowana. Zbyt dystyngowana jak na standardy miejsca, do którego została zaproszona. Pomimo tego zachowywała pokerową twarz podchodząc do stolika, przy którym siedziała Janet, jakby dokładnie wiedziała, że to właśnie z nią się umówiła. Miała na sobie grafitowy garnitur, idealnie podkreślający jej zgrabną figurę, a na nogach dziesięciocentymetrowe szpilki. Na bladych przegubach pobrzękiwały na przemian srebrne i czarne bransoletki. Jej twarz była surowa i poważna, a stalowe oczy pobłyskiwały pod firanką gęstych rzęs. Słomiane włosy zostały związane w idealnie gładki kok, na wysokości karku, co jeszcze dodało jej powagi.
- Witam, pani Flow - powiedziała, a jej głos był niski i przenikliwy.
- Skąd pani wiedziała, że to ja?
- Intuicja rzadko mnie zawodzi. A więc, co to za sprawa niecierpiąca zwłoki? - spojrzała na nią wyczekująco.
- Właściwie to musi pani wiedzieć, że nie jestem Jasmine Flow... Nazywam się Janet Jackson.
Zdjęła okulary, by tamta mogła ją rozpoznać. Przez chwilę wydawało jej się, że przez twarz adwokatki przemknął cień zaskoczenia, jednak później stwierdziła, iż musiało jej się to tylko przywidzieć.
- O co pani właściwie chodzi, co? Dzwoni pani do mojej kancelarii ukrywając się pod fałszywym nazwiskiem i nalega pani na spotkanie w jakiejś spelunie. Jeśli chodzi o jakieś przekręty, to ja nie chce mieć z tym nic wspólnego. I nie obchodzi mnie, że jest pani sławna i bogata.
Już zamierzała wyjść, gdy dłoń Janet lekko zacisnęła się na jej przegubie. Usiadła ponownie i wbiła swój zimny wzrok w śliczną twarz dziewczyny.
- Proszę zaczekać. Tutaj chodzi o pani przyjaciółkę, Lisę Marie...
- A więc to o to chodzi. Braciszek panią nasyła, by przekazać coś od niego do Lis? Nic z tego. Czy ja wyglądam na pocztę kurierską?
- On nie ma pojęcia, że tutaj jestem i z panią rozmawiam.
- Jak właściwie mnie pani znalazła.
- To nic trudnego - uśmiechnęła się niewinnie. - Jest pani jedną z lepszych prawniczek w okolicy. Gdzieś przypadkiem usłyszałam, że jest pani przyjaciółką Lisy jeszcze z lat szkolnych.
- Zgadza się, ale co to ma do rzeczy? Jak już powiedziałam, nie zamierzam jej nic przekazywać. Tym bardziej od pani brata. On ją bardzo zranił. Nie pozwolę, by udało mu się to powtórzyć.
- Proszę mnie wysłuchać. Rozmawiałam z nim wielokrotnie, po tym, co się stało. Jest zrozpaczony. Żałuje, że pozwolił jej odejść, ale bał się, że skrzywdzi dzieci, rozbijając tę rodzinę.
- Jakoś nie miał tych skrupułów zaciągając ją do łóżka...
- Oboje tego chcieli, ale to nie jest temat naszej rozmowy. Chciałam powiedzieć tylko, że Michael naprawdę kocha Lisę, tylko nie wie, jak mógłby naprawić to, co się stało. Jest przekonany, że ona już dawno o nim zapomniała...
- Proszę pani, ona potrzebuje teraz spokoju. Nie będzie się znów pakować kłopoty, jakie ciągle wywołuje pani brat.
- Niech mi pani powie tylko jedną rzecz. Jeśli odpowie pani na moje pytanie przecząco, wyjdę stąd i już więcej nie będę niepokoić ani pani, ani pani Presley.
- W porządku. Zatem o co chciała pani zapytać?
- Czy, odkąd Lisa Marie wróciła z wycieczki z Michaelem, wspominała o nim?
- Tak.
- Więcej niż raz, mam rację?
- I co w związku z tym? - kobieta zdawała się być już całkowicie wyprowadzona z równowagi.
- Czy pani tego nie widzi? Ona darzy go równie silnym uczuciem. Jedno nie może żyć bez drugiego. Musimy im pomóc!
Zapadła długa cisza, podczas której niewzruszona dotąd pani mecenas pogrążyła się w zadumie. Po dłuższej chwili usłyszała po raz pierwszy wahanie w jej głosie.
- Jak pani chce to zrobić?
- Wszystko w swoim czasie...
Uśmiechnęła się przekornie i, zajmując najwygodniejszą pozycję, krok po kroku odsłaniała swój plan przed nieznajomą...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz