niedziela, 8 września 2013

Until Death Do Us Part..._32 Final Part

Czy był to dzień, na który czekała całe życie? Trudno powiedzieć. Nie był to pierwszy raz, więc typowe dla tego wydarzenia podenerwowanie nie męczyło jej zbytnio. Stała w przestronnym pokoju hotelowym, spokojnie się przygotowując. Sukienka  w kolorze głębokiej czerni została rozłożona na łóżku, by zminimalizować ryzyko powstania zagnieceń, a wysokie szpilki wciąż tkwiły w pudełku. Makijaż na taką okazję nie powinien być wyzywający, a raczej skromny i stonowany, ale czy zawsze należy trzymać się określonych reguł? Duże lustro odbijało jej wypoczętą, szczęśliwą twarz. Wyjęła z kosmetyczki czarną kredkę i podkreśliła nią swoje szarozielone oczy. Potem odrobina różu na policzki, większa ilość tuszu do rzęs i pociągnięcie pełnych ust burgundową szminką. Włosy po lewej części głowy zaczesała gładko, natomiast te po prawej rozpuściła, by falami opadały na jej ramię. Jeszcze tylko złote kolczyki w kształcie łez, optycznie wydłużające jej szyję. Nie wierzyła w przesądy, dlatego zbytnio nie obawiała się nadejścia przyszłego małżonka, była jednak pewna, że Michael nie wejdzie do pokoju w dniu ślubu. Bał się nieszczęścia, które to złamanie zasad mogłoby przynieść. Osobiście uważała to za niedorzeczne, jednakowoż ostatnim, czego chciała, była kłótnia. Dzieci bawiły się teraz na hotelowym placu zabaw, a ona czuła się potwornie samotna. Teoretycznie były mąż przyzwyczaił ją do tego uczucia, lecz później Michael zmienił całkowicie stan rzeczy. Rzadko kiedy zostawiał ją samą, pragnął jej bliskości i dotyku. Chciał czuć się bezpieczny, a wiedział, że tylko z nią u swego boku jest to możliwe. Niewiele myśląc włączyła radio, by zagłuszyć dźwięczną ciszę rozbrzmiewającą w jej uszach. Tego, co usłyszała, spodziewała się chyba najmniej. Spiker radiowy zapowiedział dedykację pewnej piosenki od tajemniczego „M.” dla równie tajemniczej „L. M.” w nadziei, iż ten dzień, będzie dla nich pierwszym z wielu najszczęśliwszych w ich przyszłym, wspólnym życiu. Po tych słowach rozpoznała pierwsze takty „I Will Always Love You” w wykonaniu Whitney Houston.  Uśmiechnęła się tylko do siebie i dopięła czarną, dopasowaną suknię. Wciąż nie mogła uwierzyć, że wychodzi za Michaela Jacksona…
*
Wprowadził dzieci do niewielkiej salki, ozdobionej świeżymi bukiecikami konwalii i z białym dywanem prowadzącym wprost do miejsca, gdzie już czekał na nich urzędnik. Benjamin ubrany w biały garnitur, ze złotymi loczkami okalającymi jego uśmiechniętą buzię, wyglądał niczym aniołek. Rilley natomiast miała na sobie białą sukienkę przed kolano i krótkie skarpetki z falbanką oraz lakierowane buciki w tym samym kolorze. Jej włosy, takie same jak u brata, opadały kaskadą fal na drobne ramiona i plecy. Mała wtuliła się w dłoń Michaela, a ten złożył na jej czole ojcowski pocałunek, wywołując tym samym uśmiech u małej. Chwilę potem to samo powtórzył z chłopcem, a przyszywany synek niemal natychmiast wyciągnął do niego rączki, domagając się podniesienia. I tak szedł z jednym malcem wtulonym w jego tors, a drugim niepuszczającym jego dłoni. Po przywitaniu z mężczyzną, który za chwilę miał sformalizować ich związek, stanął i z drżącym sercem oczekiwał pojawienia się swojej wybranki. Intensywnie zastanawiał się, czy aby o niczym nie zapomniał... Garnitur ma na sobie, włosy są upięte (choć nie da się ich poskromić na tyle, by pojedyncze kosmyki nie opadały na twarz), oczy podkreślone czarną kredką. Ręce trzęsły mu się niewiarygodnie,a aksamitne pudełko z obrączkami uwierało w kieszeni marynarki. Wpatrywał się natarczywie w czubki swoich nowiutkich mokasynów, by zabić czas, a wtedy pojawiła się ona... Była olśniewająca. Parę godzin wcześniej był w stanie przełamać się i pokonać swój strach przed przesądami, by tylko zobaczyć swoją ukochaną, teraz jednak wiedział, że warto było czekać. Kiedy już podeszła dostatecznie blisko, ujął jej dłoń i ucałował ją z miłością. Teraz już przyszedł czas na złożenie wieczystej przysięgi...
- Ja, Michael, biorę sobie Ciebie, Liso, za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe - powiedział, uśmiechając się czule do kobiety.
- Ja, Lisa, biorę sobie Ciebie, Michaela za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Świadoma praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe. - powtórzyła jednym tchem.
Po uroczystym wybrzmieniu ich słów, urzędnik odchrząknął i zwrócił się do nich łagodnie, lecz oficjalnie:
- Wobec zgodnego oświadczenia obu stron, oświadczam, że związek małżeński Pani Lisy Marie Presley i Pana Michaela Joe'go Jacksona został zawarty zgodnie z przepisami. Jako symbol łączącego Państwa związku wymieńcie proszę obrączki.
Michael, już spokojny, wyjął maleńkie pudełeczko z wewnętrznej kieszeni marynarki i powoli je otworzył. W środku lśniły dwa złote krążki mające być dowodem ich niekończącej się miłości. Ponownie ujął dłoń Lisy i wsunął na jej smukły palec błyszczący pierścień, potem nachylił się, by wyszeptać jej do ucha:
- Dopóki śmierć nas nie rozłączy, Lise...
- Dopóki śmierć nas nie rozłączy, Mikey... - odpowiedziała równie cicho, wkładając na palec drugą obrączkę.
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz