*
Wszystko tu było takie inne, od tego, do czego przyzwyczaiło ją życie w Chinach. Stany Zjednoczone były azylem dla indywidualistów, dawały schronienie każdemu, kto go potrzebował i w zasadzie można tu było spotkać każdego. Sam fakt, iż jej droga babcia pracowała jako pomoc domowa u Michaela Jacksona , nasuwał wniosek, że tutaj wszystko stawało się możliwe. Tylko czy była na to gotowa? Starała się nie rozlać choćby kropli herbaty, którą niosła jako poczęstunek dla wyjątkowego gościa - siostry pana domu. Przystanęła tylko na chwilę, usłyszawszy przyjemną dla ucha oznakę radości. To, co zobaczyła, przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Po raz pierwszy widziała mężczyznę, który z taką troską i miłością odnosił się do swojego dziecka. Ona, od najmłodszych lat, doświadczała czegoś zupełnie odwrotnego, ale nie pragnęła winić za to rodziców. W końcu była tylko bezużyteczną, bezwartościową dziewczynką. Czy jednak jej pan nie kochał swojej córki równie mocno, jak obu synów. To było dla niej nie do pojęcia. Całą siłą woli zmusiła się, by odejść spod drzwi studia nagrań i, po pokonaniu kilkunastu stopni, znaleźć się w salonie. Tam już czekała na nią piękna kobieta o promiennym uśmiechu. Nie mogła nie ulec wrażeniu, iż była damską wersją swojego starszego brata. Szczerze powiedziawszy, byli do siebie tak podobni, jak tylko może być rodzeństwo. Dziewczyna podeszła elegancko na swoich liliowych stópkach odzianych w najładniejsze, bladoróżowe pantofelki, wyszywane srebrną nicią. Jakież miała szczęście, urodzić się z tak maleńkimi stopami! Gdyby nie to, jej rodzice zapewne nie zawahaliby się użyć ciasnych bandaży i czerwonej fasoli znanej ze swej cudownej właściwości zmiękczania kości. Ku chwale przodków jej lilie nie wymagały krępacji. Ustawiła filiżankę przed gościem i już miała usunąć się na bok, oczekując dalszych poleceń, gdy kobieta wskazała jej gestem krzesło naprzeciwko siebie. Niechętnie przyjęła propozycję, nieprzyzwyczajona do takiej uprzejmości wobec swojej osoby. Usiadła prosto, zachowując wszystkie zasady dobrego wychowania, które przez osiemnaście lat wpajała jej matka i ciotki.- Bardzo miło mi cię poznać, Yù Xīn . Mój brat co nieco mi o tobie opowiadał. Ja mam na imię Janet.
Dziewczyna niepewnie pokłoniła się nieznajomej i z drżącym sercem oczekiwała na dalsze słowa.
- Może miałabyś ochotę trochę mi o sobie powiedzieć? - zapytała Jan, uśmiechając się jak najbardziej przekonująco.
- Nie zwykłam opowiadać swojej historii. Kogo mogłaby ona obchodzić? Jestem tylko zwykłą dziewczyną.
- Każdy z nas przeżył coś, o czym warto jest mówić. Poza tym, mnie obchodzi.
- Skoro pani nalega...
- Mów mi po prostu Janet - ponownie posłała młodej urzekający uśmiech - tajną broń Jacksonów.
- Wolałabym pozostać przy oficjalnej formie. Szanuję panią, dlatego nie mam prawa zwracać się do pani po imieniu.
- Kochanie, żyjemy w XXI wieku. Nie musisz bać się postępu i zmian.
- Zmiany nigdy nie przynoszą nic dobrego. Więc jeśli pani pozwoli, będę wierna zasadom, które przyswajałam od dzieciństwa.
- Posłuchaj, gdybym to ja żyła w cieniu dawno już nieobowiązujących zasad, nie byłabym dziś tym kim jestem. Dzięki temu, że nie bałam się złamać kilku reguł, mogę robić to, co kocham. A ty co chciałabyś robić w przyszłości?
- Być dobrą żoną, matką i synową, by nie przynosić hańby mojej rodzinie - odpowiedziała z pokorą.
- Nie pytałam o to, czego nauczono cię pożądać, ale o to, czego naprawdę pragniesz.
- To moje jedyne pragnienie. Czy mogę już odejść?
- Zastanów się nad tym proszę i nie zmarnuj szansy, jaką dają ci Stany. To jedyne takie miejsce, gdzie marzenia się spełniają...
- Dziękuję za tę drogocenną radę pani Jackson. Zapamiętam ją.
Ponownie skłoniła się w geście szacunku i, lekko jak zwinna łania, opuściła salon. Janet westchnęła głęboko, na co, jak na zawołanie pojawił się jej ukochany brat z gaworzącym dzieckiem na rękach.
- I jak? Udało ci się z nią porozmawiać? - zapytał, nie kryjąc troski.
- Wydaje mi się, że niewiele do niej dotarło. Czas pokaże. Tymczasem pokaż mi tego przystojnego dżentelmena.
Wyciągnęła ramiona, by przejąć Blanketa. Podrzucała go delikatnie, a brzdąc ponownie zanosił się od słodkiego śmiechu. Michael uśmiechał się dobrotliwie, nie mogąc wyjść z podziwu dla młodszej siostry, która pomimo tylu trudności, zaszła w życiu tak daleko. Przepełniała go duma...
- Nie mogę w to uwierzyć. Blatket to cały ty, Michael! On jest po prostu twoją miniaturą.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo go kocham. Tak samo Princa i Paris. Nie wyobrażam sobie bez nich mojego życia.
- A może już przyszedł czas, by ktoś jeszcze się w nim pojawił..? Dziadziejesz tu zupełnie - ukazała rząd śnieżnobiałych zębów.
- Dunk, proszę, skończ te insynuacje. Nie mogę teraz pozwolić sobie ta to, by ktoś ponownie zabawił się moim kosztem. Nie po raz kolejny...
- Lisa to już przeszłość, Mike. Nie możesz odpychać od siebie wszystkich kobiet, tylko dlatego, że boisz się odrzucenia.
- Dość, Janet. Teraz muszę poświęcić się dzieciom i fanom. Nic poza tym się dla mnie nie liczy.
Kobieta dała za wygraną i w geście pojednania podała mu malucha. Potem przytuliła go mocno na pożegnanie i powiedziała smutno:
- Trzymaj się braciszku...
Cudeńko jak zwykle :) Bardzo mi się podoba Twój styl pisania, Z przyjemnością czytam Twoje opowiadania!
OdpowiedzUsuńHej, super notka. Strasznie podobają mi sie twoje opowiadania. A przy okazji : http://michael-jackson-mjj.blogspot.com/ <----- mój blog też o opowiadaniach o MJ.
OdpowiedzUsuńJak będziesz mieć czas wejdź. Pierwszy rozdział już jutro.
Świetne opo :D Kiedy cedek??
OdpowiedzUsuń