Minęła już ponad godzina, odkąd rozstali się ze swoimi nowymi znajomymi. Mieli teraz czas na chwilę odpoczynku, zanim opuszczą hotel i wrócą do domu. Ochroniarz, przerzucając kanały w telewizorze nie wydawał się być zbytnio zdziwiony pytaniem przyjaciela. Znali się już od dobrych kilku lat, dlatego dobrze wiedział, że tamten chciał zaprosić dwoje nowo poznanych ludzi na swoje ranczo.
- Ponieważ wolałem, żeby na razie nie zbliżali się do Neverlandu. Znamy ich dopiero od kilku godzin, a ty już chcesz zapraszać ich do domu. Za bardzo ufasz ludziom, Mike... Czy sytuacja z ojcem Jordana niczego cię nie nauczyła?
Zanim zorientował się, co powiedział, zobaczył, jak wyraz twarzy towarzysza momentalnie się zmienia. Łagodny uśmiech znikł z jego ust, a w oczach pojawił się płomień gniewu. Nie powinien był przywoływać tej historii. Jeszcze nie teraz, gdy cała frustracja nie minęła. Przecież doskonale pamiętał ten moment, kiedy Evan, dowiedziawszy się o przyjaźni Michaela ze swoim synem, zaproponował mu, by sfinansował jego przedstawienie teatralne. Jackson obcował ze sztuką już od dziecka, dlatego od razu zrozumiał, że projekt Chandlera nie ma żadnych walorów artystycznych, a on sam jest jedynie niespełnionym pisarzem, który skończył jako dentysta. Bill przeczuwał, że cała ta sprawa jeszcze nie została zakończona, a Evan, prędzej czy później, pokaże swoją drugą twarz. Teraz jednak było spokojnie. Jordan wraz z matką nareszcie wyprowadzili się z Neverlandu, więc ochroniarz odetchnął z ulgą.
- Może i masz rację, ale czuję, że Elena i Scott są w porządku. Wyglądali na całkiem sympatyczną parę. I właściwie to jestem pewien, że teraz się wściekniesz, ale muszę ci powiedzieć, że zaprosiłem ich na jutrzejsze popołudnie... - wydukał nieśmiało mężczyzna, nerwowo przygryzając wargę.
- Nie mam do ciebie siły, Mike... Zresztą, to twój dom. Ale jeśli tylko stanie się coś złego, nie zdziw się, że powiem "a nie mówiłem?".
- Zobaczysz, że będzie super! Chciałbym w końcu poznać kogoś, z kim mógłbym spędzać wolny czas.
- Mówisz, jakbyś miał go tak dużo, że nie wiesz co z nim robić. Poza tym masz już przyjaciół. Co z panią Taylor i panią Ross?
- One mają też swoje sprawy. Nie chcę narażać ich nadto na nudne godziny spędzane w towarzystwie chłopczyka, którym niewątpliwie dla nich jestem. Bill, Diana i Liz to dojrzałe kobiety, którym nie w głowie tacy mężczyźni jak ja...
- Zdecyduj się, Michael. Jeśli szukasz przyjaźni, być może uda ci się ją znaleźć u tych dwojga. Ale jeśli chcesz miłości... Boję się, że możesz się zawieść.
- Nie szukam miłości u Eleny. Nie słyszałeś, że jest zaręczona? Poza tym, spotykam się z Brookie.
- Jesteś pewien? Widziałem, jak wpatrywałeś się tymi swoimi maślanymi oczami w tę dziewczynę. Przyznaj, zwróciła ci w głowie, co?
- Bill, widziałem ją pierwszy raz w życiu. Jest naprawdę piękną kobietą, więc nie rozumiem twojego zdziwienia moją reakcją. Zresztą, ty wcale nie byłeś lepszy! - wytknął mu Michael i uśmiechnął się szyderczo.
- To chyba nie grzech podziwiać taką urodę.
- Jestem tego samego zdania... - mrugnął porozumiewawczo i zniknął za drzwiami łazienki.
*
- Wciąż nie mogę w to uwierzyć... - powiedziała dziewczyna, głaszcząc trzymanego na kolanach szczeniaka.
- Ja też nie. Właśnie podwieźliśmy do hotelu samego Michaela Jacksona! I dopóki nie zdjął okularów, nawet nie zorientowaliśmy się, że to on. Jak to możliwe?
- Ani ty, ani ja, nie jesteśmy jego fanami, znamy go tylko z muzyki i okładek płyt. Swoją drogą, jak na tak wielką gwiazdę, jest całkiem sympatyczny, nie sądzisz?
- Kochanie... Mam się czuć zazdrosny? - zapytał, kładąc wolną od trzymania kierownicy dłoń na jej kolanie.
- Proszę cię, Scott... On by nawet na mnie nie spojrzał. Może mieć każdą kobietę. Poza tym, ja już znalazłam swojego księcia z bajki...
- Za żadne skarby świata bym pani nie oddał, pani Anderson.
- Hej, mi amor, póki co, "panno Castellano". Jeszcze tylko półtora roku do zmiany nazwiska. Musisz się wstrzymać.
Ich rozmowę przerwało radosne szczekanie młodego psiaka. Dojeżdżali już do bramy swojego niedawno kupionego domu. Wzniesiony z czerwonej cegły, ukryty za kilkoma drzewami, witał swoich właścicieli poruszanymi lekko przez wiatr firankami. Zielony bluszcz zarastający drewnianą altanę, zacieniał ją, tworząc idealne miejsce do letnich odpoczynków. Ogród, choć niewielki, pozwalał na hodowlę ulubionych kwiatów Eleny, towarzyszących jej od zawsze frezji. Małe oczko wodne, znajdujące się pod rozłożystą wierzbą, mieniło się od złocistych grzbietów ryb, w których odbijały się słoneczne promienie. Scott przekręcił srebrny klucz w podstarzałym zamku i uchylił drzwi do ich romantycznego gniazdka. Kiedy tylko mały Spike znalazł się w kuchni, zniknął w swoim legowisku, natomiast narzeczeni objęli się czule.
- Jak sądzisz, powinniśmy skorzystać z jego zaproszenia? - zapytała szeptem kobieta, wtulając głowę w tors ukochanego.
- Królowi Popu się nie odmawia... Co ty na to, abyśmy uhonorowali dzisiejszy dzień lampką czerwonego wina?
- Świetny pomysł.
Mężczyzna uwolnił z uścisku swoją wybrankę i wyjął z kuchennej szafki dwa kieliszki. Na blacie, tuż obok wazonu ze świeżymi kwiatami i ekspresu do kawy stała butelka półsłodkiego Rosso Merlot. Gdy kieliszki zostały napełnione, wzniósł toast:
- Za owocne spotkanie z Michaelem Jacksonem, człowiekiem-kameleonem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz