niedziela, 2 lutego 2014

Just Good Friends_2

- Mike! Gdzieś ty się podziewał? Miałeś czekać w samochodzie... Chcesz, żebym dostał przez ciebie zawału?
Ochroniarz wydawał się być naprawdę zdenerwowany. Chodził w kółko i nawet na chwilę nie stawał w miejscu. Kiedy jego szef nareszcie się zjawił, odetchnął z ulgą. Nie potrafił nawet wyobrazić sobie, że coś mogłoby mu się stać. Troskliwie poklepał przyjaciela po plecach, a później badawczo przyjrzał się dwójce nieznajomych. Na oko trzydziestoletni chłopak nie zrobił na nim większego wrażenia, za to przeniósłszy wzrok na zgrabną blondynkę, mrugnął porozumiewawczo do Michaela. Ten, skryty za ciemnymi okularami, nie zdradził niczym swojego zainteresowania piękną dziewczyną.
- Ci państwo zgodzili się nam pomóc, Bill.
- To bardzo uprzejme z państwa strony - przytaknął ochroniarz i uśmiechnął się do kobiety. - Przypuszczam, że nie mają państwo zapasowego koła do podobnego samochodu.
Wzrok wszystkich spoczął na młodym mężczyźnie, który z zafascynowaniem oglądał każdy detal samochodu. Delikatnie, jakby z namaszczeniem, dotknął przebitej opony, po czym spojrzał błyszczącymi oczyma na właściciela auta.
- Przepraszam, za moją bezpośredniość, ale skąd, do diaska, wytrzasnął pan taką brykę? Rolls Royce Silvver Seraph? Myślałem, że jest dopiero w fazie testów...
- Zgadza się. Przyjmijmy, że pozwolono mi go przetestować... - powiedział tajemniczo, opatulony szalikiem Michael.
- Skoro już mam panu jakoś pomóc wyjść z tej sytuacji, może przejdźmy na "ty". Scott Anderson, a to moja narzeczona - Elena Castellano.
Kobieta uśmiechnęła się, ukazując dołeczki w perfekcyjnie wyrzeźbionych przez naturę policzkach i wyciągnęła dłoń do nieznajomego.
- Bardzo mi miło.
- Mnie również, nazywam się Michael Jackson, a to mój przyjaciel, Bill Truscot.
Po twarzach nowo poznanych ludzi przemknęło zmieszanie. Spojrzeli na siebie, równie zdziwieni, co speszeni, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszeli. Niedorzeczność sytuacji podsycał fakt, iż nie rozpoznali go od razu.
- Czy to są jakieś żarty..?
- Jestem całkowicie poważny - odpowiedział uśmiechnięty Mike, zdejmując okulary i odsłaniając swoje duże, czekoladowe oczy.
Teraz mogli być już zupełnie pewni. Przed nimi, we własnej osobie stał Król Popu - Michael Jackson. Jego czarne, kręcone włosy rozwiewał przenikliwy, północny wiatr, a niewinny uśmieszek zdradzał, iż świetnie się bawi, obserwując ich reakcję. Kiedy wreszcie, po kilku całkiem długich minutach, ochłonęli, dziewczyna śmiało zaproponowała:
- Wydaje mi się, że sami nie damy rady naprawić tej opony. Powinni panowie zadzwonić po pomoc drogową, a tymczasem my panów podwieziemy. Co pan o tym sądzi, panie Jackson.
- Przecież przed chwilą ustaliliśmy, że będziemy mówili do siebie po imieniu, nieprawdaż? Poza tym, nie chciałbym narażać was na niepotrzebną fatygę, Eleno.
- Ależ to żaden kłopot. Więc dokąd jedziemy?
- Wiecie, jak dotrzeć do hotelu "Hilton"? - wyrwał się Bill, zanim Mike zdążył cokolwiek powiedzieć.
- Jasne, to jakieś pół godziny drogi stąd.
- W takim razie, tylko zabierzemy nasze rzeczy z auta, zadzwonimy po pomoc drogową i zaraz do was dołączymy. Michael, będziesz potrafił znaleźć miejsce, gdzie zaparkowali Elena i Scott?
- Hmm... Słucham?
Był zupełnie rozkojarzony, czego powód jego przyjaciel natychmiast dostrzegł. Rozmarzone oczy czarnowłosego mężczyzny w fedorze spoczywały na, niczego nie podejrzewającej, uroczej dziewczynie, która trzymała na rękach rozradowanego szczeniaka. Zupełnie nie dziwił się jego zachowaniu. Widok tak pięknej kobiety i w nim wzbudził pewne uczucia, jednak powstrzymywał je odpowiedzialnie, mając w głowie obraz swojej żony i trójki dzieci. Ale Mike? Miał 33 lata, był sam, zawsze marzył o założeniu rodziny... Miał prawo zainteresować się Eleną. Szkoda tylko, że ta była już zaręczona.
- Pytałem, czy trafiłbyś z powrotem ich samochodu.
- Uhmm... Tak, sądzę, że tak.
- Świetnie, w takim razie zaczekajcie tam na nas. Za moment do was dołączymy.
Patrzyli, jak narzeczeni powoli oddalają się, zostawiając ich ponownie sam na sam. Ochroniarz popatrzył na swojego podopiecznego, uśmiechając się na samą myśl wyrazu jego twarzy. Położył ciężką dłoń na ramieniu przyjaciela i westchnął:
- Oj Michael...



1 komentarz:

  1. Ojj współczuję Michaelkowi :( Z jednej strony nie będzie chciał niszczyć związku Eleny, a z drugiej będzie cierpiał, że nie może z nią być... Oby to się wszystko dobrze skończyło i mógł być szczęśliwy, chociaż w opowiadaniu ;(

    OdpowiedzUsuń