sobota, 8 lutego 2014

Just Good Friends_4

Słońce, górujące nad błękitnym niebem, złotymi promieniami oświetlało falujące na wietrze gałęzie wierzby, co tworzyło na ziemi istny teatr cieni. Srebrne auto podjechał pod wskazany adres i zatrzymało się przed nietypową bramą. Szmaragdowe pręty ozdobione były wieńcami świeżych, czerwonych kwiatów, w środku których znajdował się napis "NEVERLAND  Once upon a time".  Szyba auta powoli opuściła się, a głośnika obok odezwał się męski głos, z wyraźnym pirackim akcentem:
- Witaj, przybyszu, w Nibylandii,  krainie, gdzie przygodom nie ma końca, a zachód słońca jest początkiem nowej, wspaniałej historii. Kim jesteś i czego tu szukasz, strudzony wędrowcze?
Siedzący w błyszczącym mercedesie wymienili zaskoczone spojrzenia.
- No no... Szczerze powiedziawszy, tego się kompletnie nie spodziewałem... - wyszeptał chłopak do swojej towarzyszki, a potem, już głośno, dodał - Scott Anderson i Elena Castellano. Zostaliśmy zaproszeni przez pana Jacksona na dzisiejsze popołudnie.
Przez dłuższą chwilę, ciszę panującą dookoła, przerywał tylko dźwięczny śpiew skowronka, ukrytego gdzieś, w koronach drzew znajdujących się po drugiej stronie ogrodzenia. Narzeczeni czekali z niepokojem na jakąkolwiek reakcję. Wtem, przy cichym szczęknięciu z głośnika pirat ponownie zabrał głos:
- Witajcie! Kiedy przekroczycie tę bramę, wasza wielka przygoda rozpocznie się.
Przez głowę dziewczyny przemknęła myśl, że może tajemniczy korsarz jest nie tak daleki od prawdy... Magiczna brama skrzypnęła lekko, po czym zupełnie samodzielnie zaczęła się otwierać. Jechali powoli, rozglądając się po otaczającym ich ranczu oczami pełnymi zachwytu. Mijane przez nich alejki, wysypane piaskowymi kamyczkami, wiły się w nieskończoność wokół fontann, figurek z brązu i rabatek najbarwniejszych kwiatów. Zewsząd płynęła muzyka klasyczna, która tak perfekcyjnie harmonizowała się z dźwiękami natury. Para chłonęła tę niesamowitą atmosferę, wyglądając zupełnie jak dzieci podczas wycieczki do Disneylandu. Kiedy wreszcie zbliżyli się dostatecznie, ich oczom ukazała się willa w stylu Tudorów, tak idealnie wpasowująca się w bajkowy kanon tego miejsca. Ogromny zegar z kwiatów widoczny dobrze z lotu ptaka otaczał emblemat Neverlandu - chłopca siedzącego na księżycu. Powoli, ciągle rozglądając się z fascynacją, wysiedli z auta. Drzwi dużego domu otworzyły się i wyszedł z nich mężczyzna w chabrowej koszuli, z czarną fedorą na gęstych lokach, których pojedyncze pasma opadały mu na twarz. Pomachał radośnie swoim gościom i lekkim krokiem podążył w ich kierunku. Najpierw ucałował dłoń kobiety, dopiero później uścisnął rękę wyciągniętą przez mężczyznę.
- Witam w moich skromnych progach... - powiedział swoim lekko nieśmiałym głosem, uśmiechając się delikatnie.
- Skromnych? To naprawdę cudowne miejsce...
Uśmiechnął się do dziewczyny, która w swych słowach nie kryła zachwytu. Była ona ubrana w podwinięte jasne jeansy, różowy sweter, na który naciągnęła granatową marynarkę, a jej szyję ozdabiał naszyjnik z pereł. Na lewym przegubie pobrzękiwały kolorowe bransoletki. Miodowe włosy układały się lekkimi falami na jej ramionach. Chyba zauważyła, że jej się przygląda, gdyż odpowiedziała uśmiechem i ujęła dłoń swojego narzeczonego.
- Przepraszam, odrobinę się zamyśliłem... Zapraszam was do środka.

*

Po obejrzeniu niektórych części tego wielkiego domu, gospodarz wraz z gośćmi wyszedł na przestronny taras, by dać odpocząć na świeżym powietrzu. Zajęte miejsca przy stoliku pozwalały na przyglądanie się posiadłości w całej okazałości. Parę metrów od nich stała lśniąca kolejka, która choć teraz nieużywana, stanowiła jedną z wielu atrakcji rancza. Narzeczeni, wciąż oczarowani rezydencją, podziwiali piękne widoki, kiedy Michael zapytał:
- Chciałbym dowiedzieć się o was czegoś więcej. Czym się zajmujecie?
- Elena jest modelką, a ja zajmuję się jej karierą. To pochłania praktycznie cały nasz czas. Ale to dzięki temu, że razem pracujemy, mam teraz tak cudowną narzeczoną - powiedział Scott i pogładził wierzch dłoni dziewczyny.
- To naprawdę świetnie, że macie siebie...
Trzymając się za ręce, patrzyli, jak gospodarz odpływa myślami gdzieś daleko, zawieszając wzrok tuż nad linią horyzontu. Nie bardzo wiedzieli, co powinni zrobić. Czuli się niezwykle skrępowani trwającym ciągle milczeniem, dlatego właśnie młoda kobieta postanowiła wreszcie je przerwać.
- Michael... Prosimy, teraz ty opowiedz nam coś o sobie...
- Coś o sobie? Zastanawiam się, czy są jeszcze jakieś rzeczy, których ludzie o mnie nie wiedzą. Przecież prasa śledzi mnie na każdym kroku. Czyż to nie znaczy, że powinniście już znać prawdziwego Michaela Jacksona? - zapytał  z gorzkim uśmiechem.
- To, co publikują media, nierzadko okazuje się bezwartościową pisaniną. Oni nie piszą o tym, jaki człowiek jest naprawdę. Poza tym, poznaliśmy się, kiedy nie byłeś na scenie. W życiu prywatnym jesteś chyba troszeczkę inny, prawda?
- Masz rację, Eleno... - w jego oczach ponownie pojawił się cień radości. - Właściwie, wszystko, co chcielibyście o mnie wiedzieć, jest wpisane w to miejsce. Neverland, to ja. Stworzyłem go takim, jakim jest, by każdy, kto tu przyjedzie, znów poczuł się dzieckiem i zapomniał o problemach.
- To naprawdę świetne miejsce, Michael. W życiu nie widziałem czegoś tak niesamowitego! - przyznał z entuzjazmem Scott.
- Dziękuję... Wiecie, jesteście zupełnie inni, niż ludzie, z którymi ciągle przebywam... Jesteście prawdziwi.
Kiedy tak siedzieli, rozkoszując się spokojem i harmonią otaczającą ich ze wszystkich stron, od strony frontowego wejścia pojawił się rosły mężczyzna w czarnym garniturze. Pomachał do zgromadzonych na tarasie i energicznie podbiegł. Gdy był oddalony już tylko o kilka kroków, narzeczeni rozpoznali w nim owego ochroniarza, z którym był Michael, gdy pomogli im na drodze.
- Witaj Bill, jak się miewasz? - zapytał, ze szczerym zainteresowaniem, pan domu. - Pamiętasz Elenę i Scotta?
- Oczywiście, że pamiętam. Miło was widzieć. Czuję się całkiem nieźle, dziękuję. Mike, przykro mi przerywać wasze spotkanie, ale właśnie dzwonił Quincy i mówił, że musi z tobą pogadać.
Gospodarz popatrzył smutno na nowych towarzyszy, gdy pojął, że za chwilę będzie musiał się z nimi rozstać. Narzeczeni wstali z miejsc i uśmiechnęli się pokrzepiająco do niego. Wiedzieli, że powinni już wracać.
- Nie będziemy ci już przeszkadzać...
- Obiecajcie, że odwiedzicie mnie jeszcze... - powiedział z nadzieją w głosie.
- Możesz na nas liczyć Michael.
Wraz ze Scottem wymienił silne uściski dłoni, natomiast z Eleną pożegnał się przyjacielskim objęciem. Na krótki moment zapach jej waniliowych perfum uderzył mu do głowy, lecz natychmiast przywrócił się do porządku. Patrzył, jak odjeżdżają swoim srebrnym mercedesem i z nadzieją myślał o przyszłości.
- Mówiłem ci, Bill, że oni są inni.
- Cieszę się, Michael, że przynajmniej tym razem się nie zawiodłeś...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz