sobota, 12 lipca 2014

Cricus Girl

Kochani!
W ramach rekompensaty za długą nieobecność, przedstawiam Wam krótkie opowiadanie. Liczę wciąż na Waszą cierpliwość, tak nieocenioną przy tworzeniu kolejnego, dłuższego opowiadania. Mam nadzieję, że Was nie zawiodę.
Liberian_Girl
Zapach popcornu i cukrowej waty wypełniał pasiasty namiot i cały plac, ogrodzony wysokim płotem. Śmiechy dzieci i nawoływania rodziców rozbrzmiewały dookoła, przeplatane melodiami granymi przez cyrkowych grajków. W kasach sprzedawano już ostatnie bilety, podczas gdy niewielkie zwierzęta spacerowały, ciesząc oczy spragnionych wieczornego widowiska. Słońce chowało się już, malując zlotem i purpurą lekko zachmurzone niebo. Łagodny wiaterek znad oceanu pieścił twarze najmłodszych i ich ojców, a suknię obecnych tam dam wprawiał w ruch. Dzień idealny, zwieńczony nie mniej perfekcyjnym przedstawieniem. Sally, dopracowując makijaż w przewoźnej garderobie, zastanawiała się, który ze strojów powinna włożyć na dzisiejsze show. Fakt, iż była jedyną tancerką w cyrku Pana Livingstona, pozwalał jej błyszczeć w świetle reflektorów i odbierać tuziny bukietów od zauroczonych wielbicieli. Pokrywszy usta warstwą krwistoczerwonej pomadki uśmiechnęła się do swego lustrzanego odbicia. Mimo dwudziestu lat czuła się niczym weteranka w swoim fachu. Od dziecka żyła w cyrkowej trupie nie wiedząc, czym jest prawdziwy dom i życie, przemierzając kolejne kraje, nie zagrzawszy miejsca w żadnym z nich. Długie, złociste loki padały na jej nagie ramiona, gdy zakładała sukienkę uszytą ze śnieżnobiałych piór, które łaskotały jej alabastrową skórę.  Ze swojej garderoby doskonale słyszała głos dyrektora, nawołujący widzów do zajmowania miejsc. Widowisko miało się za chwilę zacząć, ona jednak mogła spokojnie dokończyć przygotowania. Jej występ był numerem finałowym, na który czekała większość gości i który nagradzany był największymi brawami. Wystarczył zalotny uśmiech, spuszczenie wzroku i już byli w jej władzy. Skropiła szyję ulubionymi perfumami i z niemym zachwytem wsłuchała się w dźwięki dochodzące z wnętrza namiotu. Teraz pozostawało tylko czekać...
*
To był jeden z niewielu momentów, gdy mógł pozwolić sobie na odrobinę rozrywki. Jakimś cudem udało mu się wmieszać w tłum i pozostać niezauważonym, aż do samego początku przedstawienia, kiedy to namiot rozbłysnął setkami świateł, a na arenę wkroczył dość zabawny klaun. Kilka ziaren prażonej kukurydzy, zamiast trafić wprost do jego ust, wylądowało na ziemi, pod nogami siedzących obok widzów. Jego wzrok utkwiony był w cyrkowych popisach zmieniających się niczym pory roku. Widział już dwóch linoskoczków i pokaz woltyżerki, a krew w jego żyłach zdążył zmrozić magik przecinający na pół swoją śliczną asystentkę. Od zawsze fascynowały go sztuczki tego rodzaju, ponieważ sprawiały, że czuł się jak dziecko. Prowadził dochodzenia, szukał prawdy, próbując wyjaśnić, co tak naprawdę dzieje się na scenie, jednak w duchu przyznawał, że atmosfera nieuchwytności i magii cieszyła go najbardziej. Gdy dyrektor cyrku oznajmił, że przyszedł czas na numer finałowy, pomyślał o nieuchronnym powrocie do rzeczywistości. Co ma się wydarzyć, należy do przyszłości... Pozwólmy trwać przedstawieniu. Powiódł wzrokiem za wyłaniającą się zza purpurowej kotary dziewczyną. Delikatna blondynka o kręconych włosach, ubrana w suknię z piór stąpała tak delikatnie, jakby płynęła najlżejszych chmurkach. Bieluteńkie zęby, od czasu do czasu, ukazywały się w dyskretnym uśmiechu, wywołując szalone aplauzy publiczności. Gdy wreszcie zapanowała cisza, mógł wyraźnie usłyszeć przyspieszony rytm własnego serca... A może było to serce zjawiskowej tancerki? Muzyka rozbrzmiała łagodnie, jak szum rzeki spływające w dół swojego koryta powodując, że dłonie kobiety delikatnie drgnęły. Wypełniała ruchem każdą nutę, była kolejnym instrumentem w tej filharmonii dla oczu i uszy. Płochliwie przebiegła wzrokiem po widowni, na dłuższą chwilę zatrzymawszy na nim swoje spojrzenie. Czy możliwym było, by dostrzegła go wśród innych? To zapewne niepokorny umysł płata mu figle, błędnie interpretując nieznaczące szczegóły. Melodia stała się bardziej agresywna, podobna do szkwału targającego zmęczonym oceanem. Tancerka, jakby smagana podmuchami sztormowego wiatru, wirowała po arenie, zupełnie zatracając się w swoim tańcu. Tak dobrze znał to uczucie. Nie znał nic piękniejszego od bycia w ekstazie, gdy stopy same odnajdują właściwy rytm, podążając za muzyką serca. Ponownie zapadła cisza zmuszając go, by otworzył oczy. Dziewczyna, machając do zgromadzonych widzów, uśmiechała się promiennie, lekka niczym piórko. Chwilę tylko trwało, zanim znów zniknęła za purpurową kotarą. Namiot ponownie wypełnił śmiech podekscytowanych dzieci i rodziców, którzy chociaż na moment mogli cofnąć się do lat swojej młodości. Michael zabrał ze sobą puste opakowanie po popcornie i dał się ponieść tłumowi w stronę wyjścia. A gdyby tak... tylko przez chwilę móc zobaczyć tę tancerkę? Zamienić choćby parę słów... Tylko jak się do niej dostać? Niezauważony przez ochronę zapuścił się w stronę zaparkowanych za namiotem wozów. Dopiero za trzecim razem trafił na właściwą garderobę, co podsumował westchnięciem. Wystarczyło tylko zapukać. Przywdział swój najbardziej uroczy uśmiech i dwukrotnie uderzył knykciami o chropowatą powierzchnię. Odpowiedział mu melodyjny głos:
- Kto tam?
Nie dając sobie czasu na zastanowienie, wszedł do środka, starając się sprawiać wrażenie człowieka pewnego siebie. Zdezorientowana dziewczyna, ubrana jedynie w puszysty szlafrok, wstawiała właśnie do wazonu świeże hortensje kolorem przypominające róż, który oblał jej policzki. Szczelniej zasłoniła się połami ubrania i zapytała uprzejmie:
- W czym mogę panu służyć?
- Ja... uhm.. Mam na imię Michael. Chciałem panią odwiedzić, ze względu na pani występ. Wystarczyła krótka chwila, by pani czar zawładnął mną zupełnie.
- Bardzo miło mi to słyszeć. Proszę mówić mi Sally.
Chłopak ucałował jej alabastrową, wiotką jak gałązka brzozy dłoń i uśmiechnął się do niej ponownie. Mimo niezręcznej ciszy, dwoje młodych ludzi świetnie czuło się w swoim towarzystwie. Po dłuższej chwili dziewczyna rozpoczęła rozmowę, podczas której okazało się, że mają ze sobą wiele wspólnego.
- Często czuję się samotna. Chociaż otaczają mnie bliscy mi ludzie, mam wrażenie, że nigdy nie będą potrafili mnie zrozumieć.
- Czuję się identycznie. Ludziom wydaje się, że będąc sławnym. ma się wszystko, o czym można tylko marzyć. Jednak nie można kupić prawdziwej przyjaźni i miłości. Ktoś powiedział kiedyś, że najbardziej samotnym można być wśród ludzi...
Popatrzyli na siebie oczami szklącymi się od napływających łez. Bez zbędnych słów, pozbawieni krępujących gestów wpadli sobie w ramiona, jak starzy przyjaciele, którzy z wytęsknieniem oczekiwali wzajemnego widoku. Czuli jak ciepłe wibracje przepływały przez ich ciała, dodając energii. Nagle Michael zaskoczył ją nieprzemyślaną i niesamowicie szaloną propozycją.
- Sally, wyjedź ze mną! Będziesz występowała podczas moich koncertów, a pomiędzy nimi będziemy razem spędzać czas. Proszę, zgódź się!
Dziewczyna, oniemiała z wrażenia, jakie wywarł na niej młody nieznajomy. Co miała mu odpowiedzieć? Że bardzo chętnie uciekłaby razem z nim, by choć raz w życiu zasmakować prawdziwej przyjaźni i odrobiny szczęścia? Nie mogła tak po prostu zostawić ludzi, którym zawdzięczała wszystko, co udało jej się osiągnąć. Jej serce drżało, przyspieszając swój rytm, gdy zatopiła dłoń w jego gęstych, czarnych jak smoła włosach.
- Michael... Nie mogę tego zrobić. Nie mogę zawieść mojej rodziny i widzów, którzy przychodzą na moje występy. Chciałabym, byś wiedział, że jeśli tylko przyjmiesz moją przyjaźń, na zawsze pozostanę w twoim sercu.
To mówiąc, złożyła na jego ustach słodki, niewinny pocałunek. Ulotna chwila, którą oboje starali się uporczywie złapać, dobiegła końca, gdy ona, oblana naturalnym rumieńcem, odsunęła się od niego. Zdjęła lśniący na jej szyi srebrny łańcuszek i zacisnęła w jego drżącej dłoni.
- Weź go, proszę. Kiedy tylko poczujesz się samotny, pamiętaj, że jest na tym świecie osoba, która myśli o tobie. A teraz idź już. Nie zniosę długich pożegnań.
- Ale... ja nie mam nic dla ciebie...
- To nieistotne, Michael. Twój obraz na zawsze pozostanie żywy w mojej pamięci.
Pomogła mu podnieść się i opuścić jej garderobę. Gdy był już za drzwiami, ponownie, czując, że robi to po raz ostatni, wtuliła się w jego silne, pełne miłości ciało. Kiedy tylko to uczyniła, niemal natychmiast zniknęła za zamkniętymi drzwiami, próbując ukryć przed nim swoje łzy. Dlaczego musiało być tak, że gdy wreszcie pisani sobie ludzie odnajdywali się, los rozdzielał ich bez żadnego ostrzeżenia? Miłość i cierpienie, tak głęboko ze sobą powiązane, przeplatały się w życiu każdego człowieka. Czy dane im będzie jeszcze się spotkać? Miał głęboką nadzieję, przyciskając do piersi otrzymany naszyjnik.


Sero te amavi, pulchritudo tam antiqua et tam nova, sero te amavi! Et ecce intus eras... 


Zbyt późno cię pokochałem, o Piękności, tak dawna, a zarazem tak nowa! Zbyt późno cię pokochałem - i dojrzałem, że byłaś we mnie przez cały czas...
~ św. Augustyn, Wyznania X.27





3 komentarze:

  1. Jejku, to jest piękne
    *___*
    Nie stać mnie na nic więcej, wybacz.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zostałaś/zostałeś nominowana do LBA na moim blogu : http://michaeljacksonopowiadania.blogspot.com/ :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Aż łza w oku się zakręciła. Piękne
    Konan

    OdpowiedzUsuń