sobota, 2 sierpnia 2014

Lie To Me In A Whisper_5

Minęło już pół roku, odkąd po raz ostatni rozmawiał z podopieczną państwa Tricsedorów. Po pamiętnym wieczorze widział ją jeszcze parokrotnie w różnych miejscach, jednak nigdy nie miał wystarczająco dużo odwagi, by choćby się przywitać. Kolejna okazja miała nadarzyć się w pewne słoneczne, czerwcowe popołudnie, podczas wizyty w jednym z nowojorskich muzeów. Michael został zaproszony na otwarcie wystawy poświęconej kultowej postaci, jaką niewątpliwie był sam Walter Elias Disney. Postanowił, że zabierze ze sobą dwoje starszych dzieci, by poznały historię człowieka, dzięki któremu życie zarówno ich jak i ich ojca nie pozbawione było magii. Sam przygotował ubranka dla maluchów, którym teraz własnoręcznie pomagał się przyszykować. Prince przeglądał się w lusterku, wystrojony w uszyty na miarę garniturek z czerwoną muszką pod szyją. Jego blond włoski czekały już na ułożenie. Przykładny ojciec zapinał teraz suwak w liliowej sukience Paris, gdy ta trajkotała jak szalona:
- Tatusiu, będziemy mogli później obejrzeć bajkę? Tatusiu, a obejrzysz z nami? Dlaczego Prince je chrupki przed kolacją? Tatusiu, czy mogę wziąć ze sobą misia?
- Słoneczko, możesz przez chwilę się nie ruszać? Próbuję zapleść ci warkoczyki...
- Tatusiu, powiedz jej, że nieładnie jest skarżyć! - zawołał, dotknięty uwagą siostry, chłopiec.
- Paris, twój brat ma rację.
- Ale tatusiu...
- Koniec dyskusji. Zbierajmy się, bo nie zdążymy. Grace! Jesteś gotowa? Zabierz, proszę, dzieci do samochodu, zaraz do was dołączę.
Niania, gdy tylko zjawiła się w pokoju pociech, zabrała je do zaparkowanego przed domem Rolls Royce'a. Teraz nareszcie miał chwilę, by przygotować się do wyjścia. Czarny smoking skrojony idealnie przed kilkoma laty, teraz odrobinę opinał się na wysokości brzucha, co wprawiło go w markotny humor. Zdecydowanie zaniedbał się ostatnimi czasy i definitywnie postanowił coś z tym zrobić. Teraz jednak musiał zapomnieć o zaokrąglonym brzuchu i zajął się swoimi włosami, które, zmierzwione przez dzieci, za nic nie chciały się poddać jego zabiegom. W końcu, po kilkunastu próbach, udało mu się w  nieznacznym stopniu doprowadzić je do ładu, kiedy usłyszał klakson. Zdążył jeszcze tylko zapiąć srebrny zegarek na swoim przegubie i chwytając telefon komórkowy, zbiegł po schodach. Droga do muzeum była krótka i nie przysporzyła większych kłopotów. Pojedynczy fani trzykrotnie tylko zatrzymywali auto idola, z prośbą o autografy, które zresztą dostali. Nie obyło się także bez zdjęć, co Michaelowi przyszło już z większym trudem. Kiedy zjawili się na miejscu, większość zaproszonych gości już spacerowało po korytarzach galerii, podziwiając przygotowana wystawę. Wejście samego Króla Popu wywoływało szepty wśród zebranych i sprawiło, że to na nim spoczęły wszystkie spojrzenia. Nawet to, którego tak bardzo pragnął uniknąć. Nim się obejrzał, Grace wraz z dziećmi oddaliła się, pozostawiając go na pastwę zbliżającej się, zmysłowej Danielle. Kobieta olśniewała  w sukience o kroju syreniego ogona w kolorze bladego różu z rudymi lokami spływającymi kaskadą po jej zgrabnych plecach. W dłoniach, tak jak za pierwszym razem, trzymała smukły kieliszek wypełniony szampanem, a ponętnym dekoltem przyciągała pożądliwe spojrzenia.
- I znów się spotkamy... Świetnie wygląda pan w smokingu, panie Jackson.
- Pani również... To znaczy, wygląda pani cudownie w tej sukni. Tak, to właśnie chciałem powiedzieć - w tamtym momencie pragnął, by Grace zawołała go, bo jedno z dzieci zachowało się niewłaściwie. Przysiągł, że nawet by go nie ukarał, byle tylko to pozwoliło mu umknąć boskiej Danielle.
- Jest pan doprawdy czarujący... Ostatnim razem spotkaliśmy się przed sześcioma miesiącami, nieprawdaż? Muszę przyznać, że brakowało mi pańskiego poczucia humoru.
- Przepraszam?
Nie mógł uwierzyć, że dziewczyna taka jak ona wykazywała nim jakiekolwiek zainteresowanie. Co więcej, kobieta była nim żywo zafascynowana i okazywała to na każdym kroku. Jaki był tego powód? Na to pytanie nie potrafił odpowiedzieć.
- Proszę mówić mi po imieniu... Danielle - wyciągnęła dłoń, podobną do wykonanej kruchej porcelany.
- Michael.
Kiedy uścisnęli sobie ręce, dziewczyna kokieteryjnie uśmiechnęła się do krążącego po sali kelnera, a ten w jednej chwili zjawił się z tacą. Zdjęła z niej jeden z kieliszków, taki sam, jaki miała w ręku  i podziękowała wysokiemu blondynowi. Potem, nie przestając się uśmiechać, wręczyła go towarzyszowi.
- Ale ja nie piję...
- Daj spokój. To tylko lampka szampana. Nawet jej nie poczujesz, a będziemy mogli wznieść toast za naszą znajomość.
- Skoro nalegasz...
- W takim razie - za nas - podniosła swój kieliszek.
- Za nas.
Michael zgodnie jej przytaknął, po czym stuknęli się kryształowymi naczyniami, świętując dzisiejsze spotkanie. Piła powoli, rozkoszując się każdym łykiem i zostawiając krwawe odciski na nieskazitelnie czystej krawędzi. Przyglądał jej się przez cały ten czas, trwale wpisując w swojej pamięci najdrobniejsze szczegóły jej twarzy. Dlaczego Bóg stworzył ją tak niewyobrażalnie piękną? Wszystko było w niej idealne, począwszy od drobnych stóp odzianych w czarne szpilki, na końcach rudych włosów skończywszy. Zanim zdążył jakkolwiek zareagować, kobieta uchwyciła jego przepełniony uwielbieniem wzrok.
- Jeszcze chwila i rozpłynę się pod pana spojrzeniem...
- Myślałem, że przeszliśmy już na "ty"? - zdziwiła go bezpośredniość słyszana we własnym głosie.
- Rzeczywiście. Chociaż przy takiej osobistości, jak ty, przychodzi mi to z trudem.
- Jestem zwykłym człowiekiem, który robi tylko to, co kocha.
- Oboje wiemy, że do zwykłości ci daleko... - kokieteryjnie owijała wokół palca pasmo płomiennych włosów.
- Dałabyś zaprosić się na kolację?
Wypalił szybciej, niż zdążył zastanowić się nad konsekwencjami swoich słów. Dziewczyna przez krótką chwilę wydawała się być zbita z tropu, jednak później jej anielską twarzyczkę rozpromienił uśmiech, który zawrócił mu w głowie. Natychmiast pożałował swojej propozycji.
- Z wielką przyjemnością. Czy pasuje ci sobotni wieczór?
- Uhm... Tak. Zapraszam do Neverlandu. Mój kierowca przyjedzie po ciebie.
- Oczywiście. Bardzo mi miło... W takim razie, do zobaczenia.
Pożegnała go przelotnym pocałunkiem w policzek, zostawiając na nim ledwie widoczny ślad czerwonej szminki. Nic nie znaczący gest sprawił, że jego serce o mało nie wyrwało się z piersi. Powiódł wzrokiem za odchodzącą Danielle, wciąż rozkoszując się subtelnie kwiatowym zapachem jej skóry.


2 komentarze:

  1. hm, mam wrażenie, że to opowiadanie jest inne niż wszystkie pozostałe...
    jest bardziej... dojrzałe i zmysłowe, tak myślę :)
    ale to dobrze, to bardzo bardzo dobrze...
    pozdrawiam, redhead.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak od razu na kolację?
    Mike, jakiś Ty szybki. XD
    Będzie się działo...
    Tylko czy dzieci polubią Danielle?
    No, bo jeśli ona przyjedzie do Neverlandu, to raczej pozna dzieci, tak?
    Ciekawe...
    Weny!

    OdpowiedzUsuń