sobota, 15 września 2012

Breaking News_36

- Wow! To naprawdę bajkowe miejsce! - krzyknęła zachwycona Mia.
Po ich prawej stronie stały dwie ogromne karuzele mogące pomieścić setki dzieci. Po lewej zaś stoiska z lodami, słodyczami i pamiątkami.W samym centrum znajdował się ogromny zamek stanowiący "znak firmowy" tego miejsca. Stali przez wysoką bramą, na szczycie której widniał napis "Disneyland".
- Naprawdę spędzimy tu cały dzień?
- Caluteńki.
- Pierwsi, przez bramę,1 przeszli James i Mia, trzymając się za ręce. Ona, promieniejąca i podekscytowana, on, wpatrzony w nią jak w obrazek, świata poza nią niewidzący. Za nimi wszedł Will obejmujący troskliwie ciężarną Carmen. Dziewczyna nieśmiało zerkała na jego bladą buzię. Miał cudowny uśmiech... Lubiła tak na niego patrzeć, kiedy nie był niczego świadom. Tym razem jednak to zauważył.
- Coś się stało Car? Dlaczego tak mi się przyglądasz?
- Przepraszam... Nie, nic się nie stało... - powiedziała zawstydzona, po czym założyła okulary przeciwsłoneczne, aby choć częściowo ukryć zmieszanie. 
Szli w milczeniu przez dłuższą chwilę, podziwiając atrakcje wyjątkowego parku rozrywki. W pewnym momencie Mia zaproponowała przejażdżkę jedną z górskich kolejek, których w Disneylandzie było pełno.
- Jestem za! - wyrwał się Will.
- Co ty na to James? 
- Uhm... bardzo chętnie poszedłbym z wami, ale może lepiej będzie jeśli zostanę z Carmen...
- Och nie, nie trzeba. Dam sobie radę.
- Jednak zostanę z tobą.
Will i Mia stanęli w kolejce po bilety. James odprowadził dziewczynę wzrokiem, obserwując bacznie również towarzyszącego jej przyjaciela z lekką zazdrością. Car dostrzegła to spojrzenie i, gdy para zniknęła z pola widzenia, zagadnęła J'a.
- To wyjątkowe stworzenie, prawda?
- Oj taak... Najlepsza kobieta jaką kiedykolwiek poznałem...
- Masz wobec niej poważne plany?
- Hmm... myślę, że tak.
- Obiecaj, że będziesz dla niej dobry... Gdybyś spróbował ją skrzywdzić...
- Nie będę próbował. Obiecuję. Nie mógłbym, to wyjątkowa dziewczyna.
- Mam nadzieję... Jadą!
Kolejka dosłownie mignęła im przed oczami. Siedzący w małym wagoniku Will i Mia zachowywali się jak dzieci. Słychać było ich śmiech, który przeplatał się z radosnym piskiem. Po paru minutach, gdy przejażdżka nareszcie dobiegła końca, dotarli, nieco skołowani, do czekających na dole przyjaciół. 
- I jak było? - zapytał James, starając się brzmieć nonszalancko.
- Genialnie! Żałujcie, że nie poszliście!
- Może kiedyś to powtórzymy? - Zapytał Will, z nadzieją spoglądając na Mię.
- Z całą pewnością - odparł J, ucinając rozmowę.
Teatralnie objął swoją partnerkę w talii i uśmiechnął się triumfująco. Carmen, może z powodu lekkich zawrotów głowy, a może przez niedorzeczność sytuacji, usunęła się niepostrzeżenie na bok, oddając się podziwianiu wystawy pluszowych maskotek do wygrania. Przeskakiwała wzrokiem z jednego misia, na drugiego bez większego zainteresowania. Nagle zatrzymała się na małym, białym króliczku z różową kokardą przy lewym uchu. Miał duże, błękitne, guzikowe oczy i niewielki, morelowy nosek. Był przeuroczy. Znów poczuła się jak mała dziewczynka. Zapragnęła, by ktoś zaopiekował się zarówno nią, jak i tym króliczkiem. Chciała znów poczuć się kochana. Tylko przez kogo...?
- Car! Wszędzie cię szukałem! Co ty tu robisz?
Wpatrywało się w nią dwoje lazurowych, błyszczących oczu otoczonych girlandą czarnych rzęs.
- Gdzie są James i Mia?
- Poszli na rowerki wodne. Dlaczego się chowasz?
Przeszywał ją tym spojrzeniem, choć próbowała od niego uciec, przyciągało ją głębią i wyrazistością.
- Wcale się nie chowam. Po prostu nie chcę psuć wam zabawy.
- Co ty wygadujesz?! To nie prawda. Ale musisz teraz ponieść konsekwencje ucieczki... Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz - uśmiechnął się do niej, ukazując rząd bielutkich zębów.
Spojrzała na jego smukłe dłonie. Nigdy przedtem nie zwracała na nie większej uwagi. Silne, męskie, a zarazem delikatne, wykończone długimi, szczupłymi palcami. Na jednym z nich tkwiła złota obrączka. Spróbowała przyjrzeć się jej trochę dokładniej... W jej głowie pojawiło się wspomnienie rozmowy w kawiarni "U Susie". To była obrączka czystości! Podziwiała go... Była naprawdę pod wielkim wrażeniem jego dojrzałości. Ile dałaby, aby cofnąć czas i zachować ten "dar" dla wyjątkowego człowieka, z którym spędziłaby szczęśliwie resztę życia... Niestety, to niemożliwe. Pozostało jej tylko oczekiwanie na pojawienie się maleństwa... Może wtedy wszystko zmieni się na lepsze?
- Czy mógłbym spróbować? - z zamyślenia wyrwał ją jego miękki głos.
- Prezent dla pięknej pani? Jak żeś pan chciał kobitę, to teraz musisz pan o nią dbać.
- Oczywiście...
- A to bedzie chłopaczek czy dziewczyneczka? 
- Jeszcze nie wiemy.
W co on brnął. Car, zbita z tropu, nie przerywała Willowi. Ten, widocznie rozbawiony całą sytuacją, postanowił nie wyprowadzać straganiarza z błędu.
- Musisz pan ucelować tamtą dyszkę w środku, trzy próby wystarczą?
- No jasne!
Wziął rzutkę, przewracał ją chwilę w palcach, po czym przymrużył oczy i rzucił.Strzałka, przecinając powietrze, utknęła w polu z numerem 8.
- Byłeś pan blisko! 
- To jeszcze nie koniec.
Przymierzył się po raz drugi. Rzutka poszybowała z niebywałą prędkością, kończąc swój lot na polu oznaczonym cyfrą 6.
- A niech to! Ostatnia szansa!
Skupił się na kolorowej tarczy, kierując swój wzrok na pole 10. Musiał trafić... Lotka pomknęła w wybranym przez niego kierunku, muskając wymarzone miejsce. Rzut był jednak zbyt słaby, by strzałka wbiła się w planszę. Zamiast tego smutno opadła na podłogę.
- Ależ pech! Ale nie martw się pan, którego pluszaka podać?
Will spojrzał zachęcająco na Carmen. Ta nieśmiało zerknęła w stronę białej maskotki. Nie musiała nic mówić.
- Poproszę tamtego królika...
Wręczył go Car, a ona obdarzyła go najpiękniejszym uśmiechem jaki dotąd widział. Była taka nieśmiała i dziecinna... Wreszcie była sobą...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz