Nie wiadomo w jaki sposób minęła te parę przecznic i pokonała kilka skrzyżowań, Jakimś cudem znalazła sie, cała i zdrowa, w parku. Lubiła tu przychodzić. Zazwyczaj siadała na ławce obok żwirowej alejki, jednak tym razem nie miała na to ochoty. Podeszła do jeziorka, którego gładką taflę przecinały pływające kaczki. Przewertowała wszystkie kieszenie. Znalazła tam jedynie nadgryzionego Snickers'a. Usadowiła się wygodnie na trawie, nie myśląc o białych spodniach, które właśnie miała na sobie, i ułamała kawałek batonika. Chciała rzucić go w stronę zbliżających się powoli ptaków... Nagle poczuła czyjąś dłoń delikatnie zaciśniętą na jej przegubie. Gwałtownie odwróciła się aby zobaczyć kim jest powstrzymująca ją osoba. Ku swemu zaskoczeniu ujrzała nad sobą pogodną i uśmiechniętą twarz. Nad ustami widniał zabawny wąsik, a nieco wyżej malowały się bladoniebieskie oczy. Mężczyzna był ubrany w koszulę w niebieską kratę i czarne, lekko pzetarte spodnie.
- Chyba nie zamierzasz ich tym karmić, co?
- Właśnie taki miałam zamiar. Nie mam nic innego... Masz lepszy pomysł?
Usiadł obok niej i podał jej połowę, przerwanej przed chwilą, czerstwej bułki. Sam urwał kawałek i rzucił go kaczkom.
- Co ty tu tak właściwie robisz? - zapytała, nie odrywając od niego wzroku.
- Przechodziłem tędy przypadkiem, zobaczyłem piękną kobietę i nie mogłem się nie zatrzymać... - podniósł zawadiacko prawą brew. - A ty? Skąd się tu wzięłaś?
- Z Wenus... Po prostu muszę sobie przemyśleć parę rzeczy, a tutaj jest spokojnie...
- Czy będzie nietaktem, jeśli zapytam nad czym tak rozmyślasz?
Czy mogła mu się ze wszystkiego zwierzyć? Prawie go nie znała, a jednak, coś w jej sercu podpowiadało, że nie ma się czego bać.
- Co byś zrobił, gdyby okazało się, że dziewczyna, z którą byłeś zaszła w ciążę?
Nastała chwila milczenia, podczas której, o dziwo, nie czuła się niezręcznie. Czy to możliwe, by prawie obcy człowiek dawał jej taką swobodę? Czuła, jakby znali się od dziecka, jakby byli przyjaciółmi od zawsze. Spojrzała w jego oczy, których wzrok utkwiony był w gładkim lustrze jeziora. Były tak jasnoniebieskie, że aż prawie białe. Zdawały się, pomimo swojego braku wyrazu, przeszywać człowieka na wskroś i wydobywać na światło dzienne jego najgłębiej skrywane tajemnice.
- Zrobiłbym wszystko, żeby do mnie wróciła... - odpowiedział po głębszym zamyśleniu.
- A gdybyś już jej nie kochał? Byłbyś w stanie poświęcić życie bez miłości dla dobra dziecka?
- Przede wszystkim, nigdy nie przestałbym jej kochać... Skoro już keidyś to zrobiłem, pokochałem ją, to nie mógłbym jej tak po prostu wykreślić ze swojego życia.
- Nawet gdyby rozstanie nie było twoją decyzją?
- Tym bardziej...
Znów nastała chwila milczenia. Oboje wbili wzrok w ziemię. Nie warto było zgłębiać tego tematu. Jednak on podniósł na nią oczy i nieśmiało zapytał:
- Jesteś w ciąży Carmen, prawda?
Po jej policzku potoczyła się gorzka łza. Teraz, kiedy już wiedział, była całkowicie bezbronna. Zresztą, nie chciała się już bronić. Za długo musiała sobie z tym radzić sama. Zbyt długo dusiła to w sobie. A może to i lepiej, że właśnie on się o tym dowiedział jako pierwszy. Nie znał jej, mógł być obiektywny. Może pomoże jej podjąć decyzję?
- Co sądzisz o aborcji? - zapytała jednym tchem, jakby wyrzucając z siebie coś, co ciążyło jej bardzo długo.
On spojrzał jej głęboko w oczy, przeszywając tym samym na wskroś. Dostknął jej dłoni, kurczowo ściskającej kawałek bułki.
- Choćby nie wiem jak było ciężko, nie wolno ci tego zrobić, rozumiesz? - powiedział miękkim, ale stanowczym głosem.
- Ale dlaczego? - teraz już nie kryła łez. - Przecież tak byłoby lepiej. Nie poradzę sobie jako matka...
- Dasz radę... I to lepiej niż myślisz.
Ujął jej obie dłonie tak delikatnie, jakby były najdroższą mu rzeczą na świecie. Ona jednak, speszona jego bliskością, cofnęła się znacząco. On, zrozumiawszy jej nieśmiałość, również się odsunął. Gdyby nie warstwa makijażu, który pokrywał jego twarz, z pewnością ujrzałaby płomienne rumieńce. Nie odrywając wzroku od tafli jeziorka, podał jej paczkę chusteczek. Wzięła je i wytarła zapłakane oczy. Odważyła się spojrzeć na niego. Miała wrażenie, że coś go trapiło...
- Skoro już tyle o mnie wiesz, to może porozmawiajmy o tobie? - zapytała uśmiechając się nieśmiało.
- Hmmm.... a co chcesz wiedzieć?
- Znam tak naprawdę jedynie twoje imię. Czym się zajmujesz?
Przez chwilę milczał, jakby zastanawiał się, co ma odpowiedzieć.
- Jestem ryswnikiem - uśmiechnął się pod nosem.
- Tak? A gdzie pracujesz?
- Hmm... W tamtym centrum handlowym - wskazał ręką wierzowiec w oddali.
- Pewnie bardzo to lubisz?
- Tak. To jest coś, co zawsze chciałem robić. Sprawia mi to dużo radości. No i ten kontakt z ludźmi... Uwielbiam to.
- Fajnie, że możesz robić to, co kochasz. A nie przeszkadza ci ten gwar dookoła?
- Lubię przyglądać się ludziom. Każdy z nich zachowuje się wyjątkowo. Chociaż czasami przytłaczająca jest świadomość, że kiedy pracujesz, każdy twój ruch śledzi kilkadziesiąt par oczu... - mówił przyciszonym głosem, jakby obawiał się, że ktoś go usłyszy.
Zauważyła, że bardzo ostrożnie dobierał słowa. Bał się, że powie za dużo? Co ukrywał? Czy jej nie ufał? W sumie, trudno mówić o zaufaniu, jeśli zna się kogoś zaledwie jeden dzień. Jednak ona powiedziała mu o swoich zmartwieniach i uczuciach. Może źle zrobiła... A co, jeżeli to wykorzysta? Jeżeli w jakiś sposób ją zrani? Nie... On nie jest taki... Przynajmniej takie miała wrażenie.
- Co byś powiedziała na filiżankę czegoś gorącego? Znam genialną herbaciarnię zaledwie dwie ulice stąd. Co ty na to?
- Przepraszam, ale współlokatorka na mnie czeka. Pewnie się już martwi...
- Och... no jasne... - jego entuzjazm dramatycznie osłabł.
- Jeszcze raz przepraszam... Do zobaczenia.
Wzięła swoje palto i poszła. Odprowadzając ją wzrokiem, zastanawiał się, czy kiedykolwiek się jeszcze spotkają...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz