- To już dziś, prawda? - zapytała podekscytowana.
- Tak, to dzisiaj.
- Uszczypnij mnie, bo wydaje mi się, że to tylko sen.
Carmen spełniła jej prośbę. I to z nawiązką co wywołało u obu atak śmiechu.
- Ała... to bolało.
- Bo miało I co? Teraz już wierzysz, że to nie sen?
- Chyba powoli zaczyna to do mnie docierać. Dzisiaj spotykamy się z Michaelem Jacksonem!
- Ej, ej, spokojnie... Tylko przeprowadzamy z nim wywiad. Jakby ktoś pytał, to pamiętasz kim jesteś?
- Nazywam się Mia Wandorf, jestem twoją asystentką.
- Ok. Tylko błagam cię, nie zachowaj się jak szalona fanka. Mogę Cię o to prosić?
- No jasne. Zresztą, ja taka nie jestem. Obczaj, pełen profesjonalizm... Ale będę mogła poprosić o autograf? - zrobiła proszącą minę.
- Rozwalasz mnie momentami... no dobrze. To co? Wypadałoby już wstać i zacząć się szykować...
W jednej chwili na jej łóżku pojawiła się Mia.
- Ale najpierw powiedz mi, jak się czuje maleństwo?
- Chyba całkiem nieźle... Dobra, złaź. Dosyć tych czułości, bo w końcu nie zdążymy i nie spotkasz się z tym swoim Jacksonem - pokazała jej język.
- A ty nie przeprowadzisz tego swojego wywiadu... - zrobiła to samo.
Podniosła się i w podskokach podążyła do łazienki. Carmen, widząc to, nie mogła powstrzymać śmiechu. Bardzo kochała tę rudą istotę o trochę przekornym charakterze i złotym sercu. Stwierdziła, że też już wstanie. Może to ona dziś zrobi śniadanie? Odwdzięczy się jej w ten sposób za to jak o nią dba. Był tylko jeden haczyk... Miała dwie lewe ręce jeśli chodzi o gotowanie. Wyciągnęła, z prawie pustej lodówki, trochę sałaty, pomidora i kawałek sera. W szafce, nad kuchnią gazową, znalazła przedwczorajszy chleb. Ułożyła to wszystko na stole, który ciągle się chwiał. Już dawno obiecywały sobie, że coś z nim zrobią, ale jakoś nigdy nie było czasu... Wstawiła wodę na herbatę i ściągnęła z półki dwa kubki. Chwila... Spojrzała na półkę jeszcze raz. Przestraszona jej piskiem, do kuchni wbiegła Mia z ręcznikiem na głowie.
- Co się stało?
- Ty mi lepiej powiedz, co to ma być?!
- Och... Norman, tu się schowałeś! Ty nicponiu! Cały wieczór cię szukałam!
- Co to za Norman? - zapytała wciąż przerażona Carmen, która ze strachu wdrapała się na stół.
- To jaszczurka Jake'a. Wyjechał na tydzień i poprosił mnie, żebym się nim zajęła. Chyba znasz Jake'a? Był tu kiedyś... Ten taki z niebieskimi włosami.
- Tak... pamiętam. Ale dlaczego, do cholery, nic mi nie powiedziałaś?
- Chciałam, ale jakoś tak nie było okazji. Przepraszam - powiedziała skruszona.
- No ok ale weź go stąd.
- Już zanoszę go do terrarium. Nie mam pojęcia, jak z niego wylazł...
- Dlatego, na pewno, nie zakwaterujesz go obok mojego łóżka.
Mia wzięła delikwenta i zaniosła na jego miejsce. Carmen zeszła ze stołu dopiero, gdy upewniła się, że zwierzak jest w zamknięciu. Razem dokończyły przygotowywanie śniadania, po czym pośpiesznie je zjadły. Teraz czekało je najtrudniejsze zadanie - wybieranie ubrań. Car nie miała z tym tak wielkiego problemu, jak jej przyjaciółka. Postawiła na białe spodnie i top w tym samym kolorze. Na wierzch założyła miętowy żakiet. Do tego złotawe szpilki. Falowane włosy związała w wysoki kucyk. Na nosie umieściła okulary, a do uszu wetknęła złote kolczyki. Zajrzała do łazienki. Zastała w niej Mię, mozolnie nakładającą grubą warstwę podkładu na swoją, dziecinnie jeszcze wyglądającą, buzię.
- Co ty robisz?
- Nie widzisz? Maluję się.
- Ale ty się nie malujesz. Ty nakładasz tapetę na twarz.
- Wcale nie! Ja chcę po prostu dobrze wyglądać...
- Uwierz mi, tusz i błyszczyk w zupełności wystarczą. Ten Jackson to przecież też facet. Oni nie lubią wymalowanych lal. Ty jesteś naturalnie piękna, a koncertowo chcesz to ukryć.
- Ale dzięki temu będę ładniejsza.
- Tylko ci się tak wydaje. Chcesz się zrobić na starszą? Dla niego? A właściwie to ile on ma lat?
- Za 3 miesiące skończy 33.
- No błagam cię. Nie musisz się postarzać. Poza tym, nie wyobrażaj go sobie od razu jako męża i ojca gromadki swoich dzieci. To ma być tylko wywiad.
- Jejku... Przecież wiem. Ja chcę tylko schludnie i profesjonalnie wyglądać.
- Proszę cię, zmyj ten podkład.
- Nie!
- W takim razie nigdzie nie idziesz, bo zabieram ci legitymację dziennikarską.
- Nie odważysz się...
- Oj kochana... Ty mnie jeszcze nie znasz... - uśmiechnęła się triumfalnie.
Dziewczyna fuknęła ze złości i sięgnęła po płyn do demakijażu. Zmyła z dziewczęcej buzi cały podkład i oddała się w ręce przyjaciółki. Ta pociągnęła jej rzęsy czarnym tuszem i poprawiła, i tak już różowe, usta malinowym błyszczykiem. Spojrzała na nią. Mia była naprawdę śliczna. Miała bardzo delikatne, wręcz dziecięce rysy twarzy, mały, troszkę zgarbiony nos i ogromne oczy koloru morza podczas sztormu.
- Od razu lepiej. A teraz chodź się ubrać, bo w końcu nie zdążymy.
- Skoro tak mówisz... Ale co ja mam na siebie założyć?
- Zaraz coś znajdziemy.
Pociągnęła ją do pokoju. Tam wygrzebały z szafy wszystkie ubrania i rzuciły je na łóżko. Po wyczerpujących negocjacjach zdecydowały się na beżowe spodnie i cienki, biały sweterek. Mia rozpuściła włosy, podpinając jedynie ciągle opadającą grzywkę. Kiedy były już gotowe, Carmen wrzuciła do torebki dyktafon i zamówiła taksówkę. Z niepokojem w sercach, podekscytowane, opuszczały mieszkanie wyruszając na spotkanie z Królem Popu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz