- Michael Jackson nie ma państwu nic do powiedzenia w tej sprawie, nie będzie udzielał żadnych informacji.
Po czym odwrócił się na pięcie i ruszył z powrotem do willi.
- Ej, Car, o co tu chodzi? - zapytała zdezorientowana Mia.
- Nie mam pojęcia... Przepraszam - tu zwróciła się do jakiegoś mężczyzny z aparatem - wie pan może, co tu się dzieje? O co ta cała afera?
- Jak to "o co" ? Nie słyszałyście najnowszych, pikantnych szczegółów z związku Jacksona z Madonną? Całe Stany o tym mówią!
Spojrzały na siebie pytającym wzrokiem. Carmen po kilku próbach dopchnęła się do bramy.
- Przepraszam pana - zaczepiła jednego z ochroniarzy - byłyśmy umówione na dzisiaj z panem Jacksonem. Jesteśmy z gazety "Breaking News of America".
Mężczyzna po chwili zastanowienia sięgnął po swoją krótkofalówkę. Szepnął coś do słuchawki i, widocznie uzyskawszy zgodę, otworzył. Następnie obie zostały wylegitymowane i dokładnie przeszukane. Chwilę potem podjechał wózek golfowy prowadzony przez rosłego faceta w czarnym garniturze. Zawiózł je pod sam dom Króla Popu. Później wprowadził je do wielkiej biblioteki.
- Proszę tutaj poczekać, Pan Jackson niebawem się pojawi.
- Rozejrzały się dookoła. Otaczały je regały przepełnione książkami najrozmaitszych gatunków. Na niskim, drewnianym stoliku leżała "Ania z Zielonego Wzgórza" Lucy Mount Montgomery. Na jedynej wolnej ścianie, nad kominkiem, wisiały zdjęcia w ręcznie zdobionych ramkach. Na półce paleniska stała mała, śniegowa kula ze Świętym Mikołajem. Mia chłonęła każdy obraz, każdy przedmiot, każdy kąt tego pomieszczenia. Myślała, że to tylko piękny sen, z którego za chwilę będzie musiała wrócić do szarej rzeczywistości. Na szczęście to wszystko było prawdą. Delikatnie dotknęła dłonią okładki "Ani...", jakby wten sposób oddawała jej cześć. Carmen patrzyła na nią z rozbawieniem. Zachowywała się jak dziecko w sklepie z zabawkami. Teraz sięgnęła ręką w kierunku kuli. Już prawie ją miała...
- Mia! - syknęła Car. - Co ty wyrabiasz?! Nie dotykaj tego!
- Niby dlaczego? Przecież nic takiego się nie stanie. Pomyśl tylko... ON tego dotykał ... - rozmarzyła się.
- No i co z tego?! Jeszcze zepsujesz i finałem tego wszystkiego będzie to, że nas stąd wywalą. A mnie wyleją z pracy i nie będziemy miały z czego żyć.
- Przesadzasz... tylko przyjrzę jej się z bliska...
Wtem do pokoju wszedł sam Michael. Mia, która spłonęła rumieńcem, schowała się za plecami przyjaciółki. Ta zaś podeszła do niego i wyciągnęła rękę.
- Witam, nazywam się Carmen Russo i reprezentuję gazetę "Breaking News of America". Jest nam niezmiernie miło, iż to nam zechciał pan udzielić wywiadu - powiedziała dość chłodno. - To jest moja asystentka, Mia Wandorf.
Zdawał się być tak zaskoczony, że ledwo zdobył się na to, aby uścisnąć obu paniom dłonie. To była ona... Ale jak to możliwe? Może to czysty przypadek? Nonsens... Nie wierzył w przypadki. Wszystko miało swój głębszy sens. Teraz jednak modlił się tylko o jedno. Oby go nie rozpoznała. Wtedy już wszystko stracone... Musi się uspokoić i zachowywać normalnie...
- Może panie usiądą?
- Dziękujemy.
Zajęły wskazane przez niego miejsca dookoła małego stolika. On, jakby upomniany przez swoje wewnętrzne "ja", delikatnie i z troską wziął książkę na nim leżącą i ostrożnie odłożył ją na jej miejsce. Potem usiadł vis a vis swoich gości.
- Może się panie czegoś napiją? Kawy? Herbaty? Może soku?
- Dziękujemy - uprzedziła Mię Carmen. - Może przejdźmy do rzeczy.
- Och... tak, oczywiście... - był całkowicie zbity z tropu.
- Czy ma pan coś przeciwko temu, aby nasza rozmowa została nagrana? W ten sposób zapobiegniemy ewentualnym przeinaczeniom lub niedopowiedzeniom.
- Nie, nie mam nic przeciwko...
Mia wyjęła z torby małe urządzenie z kasetą w środku. Kiedy cała trójka usłyszała charakterystyczne pstryknięcie, Carmen zadała pierwsze pytanie.
- Jesteśmy tu po to, aby porozmawiać o pańskim związku z Madonną. Czy jesteście razem?
- To fikcja. Plotka wykreowana przez media. Nic mnie z Madonną nie łączy.
- Tak więc, dlaczego są państwo coraz częściej widywani w swoim towarzystwie na różnych imprezach?
- To czysty przypadek. To, że pojawiamy się na tych samych uroczystościach, nie musi przecież oznaczać, że jesteśmy parą...
- Oczywiście, że nie. Zatem jak pan wyjaśni słowa Madonny wypowiedziane podczas ostatniego wywiadu telewizyjnego?
- Nic nie wiem o żadnym wywiadzie...
- Pozwoli pan, że przybliżę mu treść słów, cytuję "Michael, to ktoś bardzo wyjątkowy. Nie dość, że jest przystojny, niewiarygodnie utalentowany, to jeszcze niesamowity w sprawach, o których nie będę mówić głośno..." Jak pan się do tego odniesie?
Nastała niezręczna chwila ciszy. Mia z zapartym tchem przyglądała się swojemu idolowi oczekując na odpowiedź. On jednak błądził wzrokiem po pomieszczeniu, jakby szukając pomocy. Jego policzki delikatnie się zaróżowiły. Otworzył usta i cicho powiedział:
- Nigdy nie spałem z Madonną. To wszystko co mam na te temat do powiedzenia...
- Dobrze, a co pan na to, że Madonna twierdz, iż jest w posiadaniu "pikantnych" nagrań z waszej wspólnej nicy spędzonej w hotelu "Sherton"?
- Jak już mówiłem, do niczego między nami nie doszło. To logiczne, iż takowe nagrania nie istnieją - powiedział, dogłęgnie zraniony jej pytaniem.
- Sugeruje pan, że Madonna kłamie?
- Ja tylko odpowiadam na pani pytania. To jak te odpowiedzi zostaną przez panią zinterpretowane i przedstawione, to już nie moja kwestia... Mam nadzieję, że mnie pani rozumie...
- Tak, oczywiście. A co powie pan na to, że od jakiegoś czasu krąży plotka o operacjach plastycznych nosa jakie pan przeszedł?
- Operacja była tylko jedna...
- Dobrze. A dlaczego się pan na nią zdecydował?
- Czy pani nigdy nie czuła się źle z jakąś częścią swojego ciała? Oczywiście, obie panie jesteście piękne, ale trzeba przyznać, że każdy ma swoje kompleksy. Taka już jest ludzka natura. A ja też jestem człowiekiem.
Znów dało się słyszeć pstryknięcie. Carmen oddała przyjaciółce dyktafon i zwróciła się do Michaela:
- Wydaje mi się, że jak na pierwszą część artykułu, mamy dość materiału. Dziękujemy za poświęcenie nam czasu. Nasza redakcja skontaktuje się z pańskim menagerem w sprawie kolejnego spotkania. Do widzenia - już chciała się pożegnać, gdy nagle poczuła dość mocne szturchnięcie w ramię. - Mam jeszcze jedną prośbę. Moja asystentka jest pana wielką faką. Mogłaby liczyć na autograf?
- Oczywiście! - podbudowany na duchu, chwycił za długopis i książkę, którą wcześniej odłożył na półkę. Otworzył ją na stronie tytułowej i zaczął pisać. Po około pięciu minutach zamknął ją i podał zaczerwienionej Mii.
- Dziękuję - szepnęła speszona i wzięła podarunek.
- To ja dziękuję.
Pożegnali się, z Mią ciepło i serdecznie, z Carmen chłodno i oschle. Odprowadził je na dziedziniec skąd pod bramę podwiózł je ten sam ochroniarz...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz