Jeszcze przez chwilę patrzył na mały golfowy wózek, oddalający się coraz bardziej. Kiedy wreszcie zniknął mu z oczu, udał się do biblioteki. Lubił tam przesiadywać. Przyciągał go ten zapach starych książek i ciepło bijące od tego pomieszczenia. Usiadł na miękkim fotelu i sięgnął po książkę w czerwonej okładce. Otworzył ją i zaczął czytać. Jakim cudem to była właśnie Carmen? Dlaczego trafił akurat na nią? Czy go rozpoznała? Chyba nie... Ale była jakaś inna... zimna. Poznał ją jako sympatyczną, zabawną i skromną dziewczynę. Natomiast, z tego pokoju wyszła przed chwilą kobieta oschła, poważna i dociekliwa. Czy to możliwe, aby jeden człowiek miał dwie, tak odmienne twarze? Jak widać, możliwe. Ale tą jej asystentkę też kojarzył. To ona pracuje w "Hiltonie"! Jak mógł wcześniej na to nie wpaść? Jest słodka. Taka dziecinna i nieśmiała. I ten błysk w oczach kiedy podarował jej książkę... Coś jest w tej dziewczynie wyjątkowego. Jednak to Carmen zaprzątała jego niespokojne myślo. Nie mógł tak tego wszystkiego zostawić. Nie chciał... Musiał się dowiedzieć, co ona ukrywa pod tą maską Królowej Śniegu... I zamierzał to zrobić.
*
- Zobacz, przeciież to jest ta książka, którą czytał przed naszym przyjściem... - nie mogła opanować podekscytowania.
- Widzę.
- "Ania z Zielonego Wzgórza". Pamięta jak czytali mi ją w domu... - nagle zamilkła.
- To miałaś pewnie fajne dzieciństwo. Jacy są twoi rodzice? Gdzie się wychowywałaś? - podchwyciła, czując ulgę, że rozmowa zeszła z tematu Jacksona.
Mia długo nie odpowiadała. Wpatrzona w niezbyt czystą szybę taksówki intensywnie nad czymś rozmyślała. Głos przyjaciółki zdawał się docierać do niej jedynie jako echo słyszalne gdzieś z tyłu głowy. Dopiero po paru minutach Carmen udało się przywołać ją do porządku.
- Mia! Jesteś tam jeszcze?
- Tak. Słucham... Mówiłaś coś?
- Pytałam, jak wyglądało twoje dzieciństwo?
- Och... Dzieciństwo? Można powiedzieć, że było bardzo radosne. Każde dziecko powinno mieć takie... Dużo zabaw w ciągu dnia, długie wycieczki wieczorami i spokojny sen nocą...
- A jacy są twoi rodzice?
- Są naprawdę cudowni... Mama, z zawodu, jest aktorką. Grywała w okolicznych teatrach wiele wyśmienitych ról. Kiedy ja przyszłam na świat, stała się panią domu. Tata natomiast zajmuje się muzyką poważną. Ogólnie, moja rodzina jest bardzo muzykalna. Rodzice mają świetne głosy i po prostu zjawiskowo brzmią razem. Do tego jeszcze brat - Philip, prawdziwy artysta. Zawsze, kiedy malował, siadałam gdzieś w kącie i obserwowałam łagodne ruchy jego pędzla.
- Jeju... To rzeczywiście masz wspaniałą rodzinę... A jak się nazywają rodzice?
- Stephen i Hannah.
- Ładne imiona. Jest szansa, że kiedyś nas odwiedzą?
- No nie wiem... Teraz kiedy z Philipem żyjemy na własne konto, mają czas na realizację niespełnionych dotąd marzeń. Aktualnie są na wycieczce w Rzymie.
- Jednak bardzo chciałabym ich poznać...
- A jak z twoją rodziną?
- Moją rodziną? - zająknęła się przerażona.
- No tak. Opowiedziałam ci trochę o swojej, a teraz twoja kolej.
- Moi rodzice są z zawodu architektami. Rodzeństwa nie mam.
- Urodziłaś się w Stanach?
- Tak, w Kaliforni.
- Może odwiedzimy twoich rodziców?
Carmen zamilkła. Kierowca spojrzał na nie ponaglająco. Zapłaciły i w ciszy opuściły samochód.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz