- Gdzie jesteś cudna, błogosławiona istoto? - krzyknęła Mia z hallu.
- W kuchni.
Chwilę potem zjawiła się obok niej rozczochrana, ruda dziewczyna w długiej, zwiewnej spódnicy koloru mięty i kremowym topie. Na jej przegubach, przy najdrobniejszym ruchu, pobrzękiwały liczne bransoletki. Piórkowe kolczyki eksponowały jej łabędzią szyję. Nachyliła się do brzucha przyjaciółki i przystawiła do niego ucho.
- Jak się czujesz, maleństwo?
- Chyba całkiem dobrze - odpowiedziała jej z góry Carmen.
- A ty co tu pichcisz, mamuśku?
Już prawie umoczyła palec w garnku z gorącą czekoladą, jednak Car była szybsza. Skarciła ją wzrokiem.
- Lepiej najpierw idź umyć ręce.
- Już się robi MAMO...
Carmen, kiedy już rozpuściła całą czekoladę, przelała ją do srebrnej miseczki. Następnie, umyte truskawki przełożyła na talerz. Wszystko to postawiła na puszystym dywanie w salonie. Chwilę później zjawiła się Mia. Usiadły na podłodze i w milczeniu delektowały się deserem. Kiedy już ostatni owoc został zjedzony, a miseczka po czekoladzie wylizana do czysta, wpadły na pomysł "babskiego wieczoru". Poszły do łazienki, aby nałożyć ma twarze zielone maseczki z alg morskich. Podczas gdy maseczki działały na ich cerę, one, usadowiwszy się wygodnie, popijały herbatę elgrey i oddawały się rozmowie.
- Jak tam idzie ci praca u Jake'a?
- Nie jest to szczyt mojej kariery zawodowej, ale nie narzekam. Ważna jest fajna atmosfera i genialni ludzie...
- A czy Jake zamierza w najbliższym czasie zabrać od nas Normana?
- Nic mi o tym nie wiadomo... Chyba o nim zapomniał. No, ale weź... Czyż on nie jest słodki?
- Jak na dwuletniego samca legwana zielonego, to muszę przyznać ci rację...
Pokazała jej język.
- Ty się lepiej nie zapędzaj... Jestem starsza.
- No i co? Dobra, nie ważne... Powiedz mi lepiej, kiedy będzie kolejne spotkanie z Michaelem?
- Chyba za jakieś 2 tygodnie, jeżeli dobrze pamiętam. Chcesz iść ze mną?
- Jeszcze pytasz? No jasne, że chcę... tylko nie wiem, czy to dobry pomysł po moim ostatnim "występie" z autografem...
- Daj spokój, po prostu byłaś stremowana. To nic złego.
- Zrobiłam z siebie idiotkę - powiedziała ledwo słyszalnym głosem.
- Wcale nie. Przynajmniej nie większą, niż ja przy Will'u.
- Jak to? A co zrobiłaś?
- Powiedzmy, że zaczęłam naszą znajomość dość, hmm.... gwałtownie - uśmiechnęła się.
- Dlaczego?
- Zanim nawet zaczęłam z nim rozmawiać, zdążyłam zderzyć się z nim parę razy i oblać jego pidżamę gorącą herbatą. Poza tym zwierzałam mu się z moich problemów w parku i nie miałam za grosz taktu.
- Przesadzasz, nie mogło być aż tak źle. Przecież on chyba nie narzekał, mylę się?
- No, nic nie mówił. Był wyjątkowo kulturalny i cierpliwy. Zwyczajnie nie chciał mnie urazić i tyle.
- A dlaczego nie bierzesz pod uwagę możliwości, że naprawdę cię lubi?
- Bo to raczej nie możliwe. No popatrz, nikt nie chce się ze mną zadawać...
- Z wyjątkiem mnie i Will'a - wyszczerzyła białe zęby w promiennym uśmiechu.
Ich rozmowę nagle przerwał dzwonek do drzwi. Mia wstała, by zobaczyć, kto raczył je odwiedzić w to sobotnie, ciepłe popołudnie.
- Car, tu jest ktoś do ciebie - krzyknęła z hallu.
Zrezygnowana Carmen wstała i dołączyła do przyjaciółki. W progu stał wysoki, szczupły mężczyzna o blond włosach i jasnoniebieskich oczach. Uśmiechał się, nieśmiało patrząc na gospodynie.
- Will, co ty tu robisz? - zapytała zaskoczona. Jednak zdając sobie sprawę, że było to co najmniej nie grzeczne, szybko się poprawiła - Znaczy... zapraszam do środka, może się czegoś napijesz?
- Nic się nie stało. Wpadłem zobaczyć, jak się czujesz. A kim jest ta piękna pani, która otworzyła mi drzwi? - uśmiechnął się do dziewczyny.
- To Mia, moja współlokatorka i przyjaciółka. Mia, poznaj, to jest właśnie Will.
- Miło mi - wyciągnęła do niego rękę.
- Mnie również - uścisnął ją.
- To teraz zapraszam do środka.
Wprowadziła go do salonu tym samym energicznie sprzątając pozostałości po "babskim wieczorku".
- Widzę, że przerwałem jakieś ważne obrady domowe. Może przyjdę innym razem?
- Nie, zostań. Ja tu tylko szybko ogarnę i... - spojrzała na twarz Mii - Mia, pozwól na chwilę za mną.
Zdezorientowana dziewczyna pociągnięta przez przyjaciółkę, wpadła do łazienki.
- O co ci chodzi?
- Przejrzyj się w lustrze...
- Osz w ....
Szybko zmyły nieszczęsne maseczki i wróciły do gościa.
- Czego się napijesz? Mia poszła wstawić wodę.
- Nie trzeba...
- Nalegam. Kawa? Herbata?
- Poproszę o herbatę.
- Za moment wrócę.
Zniknęła za drzwiami prowadzącymi do kuchni. Rozejrzał się po pokoju, Nie mogąc pohamować swojego przyzwyczajenia, zaczął przeszukiwać wszystkie szafki. Myszkując w regale, natknął się na znajomą okładkę. Bordowa ze złoconymi, nieco wypłowiałymi literami "Ania z Zielonego Wzgórza". Uśmiechnął się sam do siebie. Nagle, usłyszawszy kroki dochodzące z korytarza, jak gdyby nigdy nic, wrócił na poprzednio zajmowane miejsce. Do pokoju weszła Mia, niosąc tacę z trzema glinianymi kubkami, pełnymi gorącego napoju. Za nią podążała Carmen, trzymając miseczkę po brzegi wypełnioną małymi ciasteczkami migdałowymi. Usiadły przy stole razem z gościem.
- Miło, że znalazłeś czas, aby wpaść.
- Przecież obiecałem. Nie mógłbym nie dotrzymać słowa. Ale lepiej powiedz, jak się czujesz?
- Dobrze, dziękuję. Maleństwo jeszcze nie daje mi w kość, więc nie narzekam. Poza tym, Mia świetnie się mną zajmuje.
- Cieszę się, że wszystko w porządku.
- A co u ciebie? Jak w pracy?
- Świetnie... niedługo będę miał jej jeszcze więcej. Będę musiał wyjechać do Francji... Właściwie, to przyszedłem zapytać, czy nie wybrałabyś się tam ze mną... - widział, że już otwierała usta, aby odmówić - Zaczekaj... Wiem, że to może wydawać się niedorzeczne, ale czuję, że sam nie dam sobie rady. Poza tym, tobie i dziecku przyda się odpoczynek, Paryż to świetne miejsce na spacery. I jest Disneyland... - uśmiechnął się promiennie.
- Nie zrozum mnie źle Will... ale nie mogę teraz wyjechać. Po pierwsze, nie mam pieniędzy. Po drugie, nie mogę zostawić jej samej - popatrzyła troskliwie na przyjaciółkę.
- To żaden problem. Pojedziecie jako moi goście. Pokój w wygodnym hotelu, wieża Eiffla, rogaliki, sery, park rozrywki... Czego tylko sobie zażyczycie.
- Brzmi nieźle - rozchmurzyła się Mia.
- Nie jestem przekonana...
- Oj no weź... Nie daj się prosić. To nam wszystkim dobrze zrobi.
- Niech wam będzie.
- Will...
- Tak?
- Mam jeszcze jedno pytanie: będzie tam miejsce dla małej jaszczurki?
- No jasne!
- Chciałaś raczej powiedzieć, dla wielkiego, obrzydliwego legwana zielonego...
- Norman to uroczy gad. Jest niewiarygodnie inteligentny i towarzyski. Uwielbia przebywać z ludźmi.
- Teraz to ja mam pytanie: na kiedy planujesz wyjazd?
- Wylatujemy w przyszłym tygodniu.
- Tak szybko? - zapytały chórem.
- Kontrakt... same rozumiecie. Nie mogę tego przesunąć.
- Dobrze, będziemy gotowe - powiedziała dziarsko Mia.
- Ok, dokładniejsze informacje podam wam za parę dni. Teraz muszę już wracać. I tak się zasiedziałem. Do zobaczenia - przytulił obie dziewczyny i wyszedł.
Kiedy gość opuścił mieszkanie, usiadły na dywanie i patrzyły na siebie z niedowierzaniem.
- Ja nie wierzę... Jedziemy do Paryża!
- Nie byłabym tego taka pewna...
- Co znowu?
- W przyszłym tygodniu mamy umówione spotkanie z Jacksonem...
Mia wydała z siebie jęk zawodu. Spojrzała prosząco na przyjaciółkę.
- To co my teraz zrobimy? Przecież nie możemy zrezygnować ze spotkania z Michaelem... Ale ja tak bardzo chciałam jechać do Francji. Nigdy nie wytknęłam nosa poza LA.
- Jak to? Mając takich sławnych rodziców, musiałaś zwiedzić wiele bajecznych miejsc...
- Och... No tak. Powiedziałam "poza LA"? Przepraszam, chodziło mi o Stany...
- Nic się nie stało, ale serio nie byłaś nigdzie dalej? Włochy, Francja, Hiszpania?
- Rodzice woleli, żebym uczyła się w jednej szkole... Nie chcieli, abym co chwilę musiała zmieniać otoczenie...
- Rozumiem. Ale niestety będę musiała poinformować Will'a o tym, że nie możemy z nim wyjechać.
- Szkoda... - posmutniała.
- A tak zmieniając temat, jak tam z Jake'iem? Będzie z tego coś więcej?
- Wiesz... On jest cudowny. Taki męski, szorstki, brutalny, ale jednocześnie wrażliwy i opiekuńczy. Mam nadzieję, że czuje do mnie to, co ja do niego...
- A dawałaś mu jakieś sygnały? Myślisz, że się domyśli?
- Chyba już to zrobił... Zaprosił mnie jutro na kolację.
- Bardzo się cieszę. Dokąd cię zabiera?
- Szczerze powiedziawszy, to nie mam zielonego pojęcia. Ale wiem, że to będzie wyjątkowe miejsce.
- To trzymam kciuki - przytuliła "młodszą siostrę".
- Dziękuję Carmen... za wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz