niedziela, 9 września 2012

Breaking News_20

Wracając, cały czas nie mogła pozbyć się wrażenia, że Will coś przed nią ukrywał. Nie był do końca szczery, czy może nie mówił wszystkiego? Ciągle czuła na sobie zapach jego perfum. Chyba waniliowe... Nie była pewna. Ale jakie to miało znaczenie? Ciekawe, czy rzeczywiście zależy mu na tym, aby ją odwiedzić... A co, jeśli tylko udaje, że chce się z nią przyjaźnić? Może robi to jedynie z uprzejmości... Miała nadzieję, że nie. Wydawał się być bardzo sympatyczny. Oby tym razem pozory nie myliły. Przekręciła klucz w zamku i pchnęła drzwi do środka. Te z cichym skrzypnięciem otworzyły się. Obeszła wszystkie kąty mieszkania, upewniając się, że Mia jest jeszcze w pracy. Usadowiła się wygodnie w fotelu i sięgnęła po "Anię z Zielonego Wzgórza". Może nie powinna jej ruszać? Jednak pokusa była silniejsza. Pogładziła delikatnie grzbiet książki. Nie wyglądała na najnowszą, mimo tego była bardzo zadbana. Jedynym piętnem jakie odcisnął na niej czas, były wyblakłe złocone litery na bordowej okładce. Ostrożnie otworzyła na pierwszej stronie. Widniała tam dedykacja dla Mii od Michaela Jacksona. Była ciekawa, co tak starannie i w skupieniu pisał wtedy, w bibliotece jego domu. Przyjrzała się po kolei każdej z liter. Następnie, pojedynczo, każdemu wyrazowi. Chyba nie miała odwagi poskładać ich w zdania... Zamknęła książkę i odłożyła w bezpieczne miejsce. Włączyła cichą muzykę, chcąc się zrelaksować. Najpierw usłyszała kojący dźwięk gitary, potem czyjś aksamitny głos zaśpiewał: "In this world there's much confusion..." Zatopiła się w swoich marzeniach. Chwilę potem z zadumy wyrwał ją charakterystyczny, wysoki śpiew: "I want Destiny!". Jak oparzona poderwała się z fotela. Spojrzała na wyświetlacz odtwarzacza: "Michael Jackson & The Jacksons - Destiny". No tak... Mia znów dorwała się do jej sprzętu.. Czy to możliwe, aby to był jego głos? To jego piosenka? To jego tekst? To jego przesłanie? Nie mogła w to uwierzyć... Chyba nawet nie chciała. Odłożyła odtwarzacz na jego miejsce. Wolała, aby Mia nie dowiedziała się o tym incydencie. Co by było, gdyby zobaczyła, że słuchała piosenki Jacksona? Już nie mówiąc o tym, co zrobiła, gdyby wyczuła, że jej się spodobała... Wolała o tym nie myśleć. Owinięta w ciepły koc, powędrowała do kuchni. Z lodówki wyciągnęła miskę pełną soczystych truskawek, które dzień wcześniej kupiła Mia, oraz 2 tabliczki mlecznej czekolady. Postawiła mały garnek na gazie i połamała czekoladę na małe kawałki, które chwilę później wrzuciła do środka. Stała przy kuchni, cały czas mieszając płynne cudo. Usłyszała szczęknięcie zamka i skrzypnięcie ciężkich, drewnianych drzwi. 
- Gdzie jesteś cudna, błogosławiona istoto? - krzyknęła Mia z hallu.
- W kuchni.
Chwilę potem zjawiła się obok niej rozczochrana, ruda dziewczyna w długiej, zwiewnej spódnicy koloru mięty i kremowym topie. Na jej przegubach, przy najdrobniejszym ruchu, pobrzękiwały liczne bransoletki. Piórkowe kolczyki eksponowały jej łabędzią szyję. Nachyliła się do brzucha przyjaciółki i przystawiła do niego ucho.
- Jak się czujesz, maleństwo?
- Chyba całkiem dobrze - odpowiedziała jej z góry Carmen.
- A ty co tu pichcisz, mamuśku?
Już prawie umoczyła palec w garnku z gorącą czekoladą, jednak Car była szybsza. Skarciła ją wzrokiem.
- Lepiej najpierw idź umyć ręce.
- Już się robi MAMO...
Carmen, kiedy już rozpuściła całą czekoladę, przelała ją do srebrnej miseczki. Następnie, umyte truskawki przełożyła na talerz. Wszystko to postawiła na puszystym dywanie w salonie. Chwilę później zjawiła się Mia. Usiadły na podłodze i w milczeniu delektowały się deserem. Kiedy już ostatni owoc został zjedzony, a miseczka po czekoladzie wylizana do czysta, wpadły na pomysł "babskiego wieczoru". Poszły do łazienki, aby nałożyć ma twarze zielone maseczki z alg morskich. Podczas gdy maseczki działały na ich cerę, one, usadowiwszy się wygodnie, popijały herbatę elgrey i oddawały się rozmowie.
- Jak tam idzie ci praca u Jake'a?
- Nie jest to szczyt mojej kariery zawodowej, ale nie narzekam. Ważna jest fajna atmosfera i genialni ludzie...
- A czy Jake zamierza w najbliższym czasie zabrać od nas Normana?
- Nic mi o tym nie wiadomo... Chyba o nim zapomniał. No, ale weź... Czyż on nie jest słodki?
- Jak na dwuletniego samca legwana zielonego, to muszę przyznać ci rację...
Pokazała jej język.
- Ty się lepiej nie zapędzaj... Jestem starsza.
- No i co? Dobra, nie ważne... Powiedz mi lepiej, kiedy będzie kolejne spotkanie z Michaelem?
- Chyba za jakieś 2 tygodnie, jeżeli dobrze pamiętam. Chcesz iść ze mną?
- Jeszcze pytasz? No jasne, że chcę... tylko nie wiem, czy to dobry pomysł po moim ostatnim "występie" z autografem...
- Daj spokój, po prostu byłaś stremowana. To nic złego.
- Zrobiłam z siebie idiotkę - powiedziała ledwo słyszalnym głosem.
- Wcale nie. Przynajmniej nie większą, niż ja przy Will'u.
- Jak to? A co zrobiłaś?
- Powiedzmy, że zaczęłam naszą znajomość dość, hmm.... gwałtownie - uśmiechnęła się.
- Dlaczego?
- Zanim nawet zaczęłam z nim rozmawiać, zdążyłam zderzyć się z nim parę razy i oblać jego pidżamę gorącą herbatą. Poza tym zwierzałam mu się z moich problemów w parku i nie miałam za grosz taktu.
- Przesadzasz, nie mogło być aż tak źle. Przecież on chyba nie narzekał, mylę się?
- No, nic nie mówił. Był wyjątkowo kulturalny i cierpliwy. Zwyczajnie nie chciał mnie urazić i tyle.
- A dlaczego nie bierzesz pod uwagę możliwości, że naprawdę cię lubi?
- Bo to raczej nie możliwe. No popatrz, nikt nie chce się ze mną zadawać...
- Z wyjątkiem mnie i Will'a - wyszczerzyła białe zęby w promiennym uśmiechu.
Ich rozmowę nagle przerwał dzwonek do drzwi. Mia wstała, by zobaczyć, kto raczył je odwiedzić w to sobotnie, ciepłe popołudnie.
- Car, tu jest ktoś do ciebie - krzyknęła z hallu.
Zrezygnowana Carmen wstała i dołączyła do przyjaciółki. W progu stał wysoki, szczupły mężczyzna o blond włosach i jasnoniebieskich oczach. Uśmiechał się, nieśmiało patrząc na gospodynie.
- Will, co ty tu robisz? - zapytała zaskoczona. Jednak zdając sobie sprawę, że było to co najmniej nie grzeczne, szybko się poprawiła - Znaczy... zapraszam do środka, może się czegoś napijesz?
- Nic się nie stało. Wpadłem zobaczyć, jak się czujesz. A kim jest ta piękna pani, która otworzyła mi drzwi? - uśmiechnął się do dziewczyny.
- To Mia, moja współlokatorka i przyjaciółka. Mia, poznaj, to jest właśnie Will.
- Miło mi - wyciągnęła do niego rękę.
- Mnie również - uścisnął ją.
- To teraz zapraszam do środka.
Wprowadziła go do salonu tym samym energicznie sprzątając pozostałości po "babskim wieczorku".
- Widzę, że przerwałem jakieś ważne obrady domowe. Może przyjdę innym razem?
- Nie, zostań. Ja tu tylko szybko ogarnę i... - spojrzała na twarz Mii - Mia, pozwól na chwilę za mną.
Zdezorientowana dziewczyna pociągnięta przez przyjaciółkę, wpadła do łazienki.
- O co ci chodzi?
- Przejrzyj się w lustrze...
- Osz w ....
Szybko zmyły nieszczęsne maseczki i wróciły do gościa.
- Czego się napijesz? Mia poszła wstawić wodę.
- Nie trzeba...
- Nalegam. Kawa? Herbata?
- Poproszę o herbatę.
- Za moment wrócę.
Zniknęła za drzwiami prowadzącymi do kuchni. Rozejrzał się po pokoju, Nie mogąc pohamować swojego przyzwyczajenia, zaczął przeszukiwać wszystkie szafki. Myszkując w regale, natknął się na znajomą okładkę. Bordowa ze złoconymi, nieco wypłowiałymi literami "Ania z Zielonego Wzgórza". Uśmiechnął się sam do siebie. Nagle, usłyszawszy kroki dochodzące z korytarza, jak gdyby nigdy nic, wrócił na poprzednio zajmowane miejsce. Do pokoju weszła Mia, niosąc tacę z trzema glinianymi kubkami, pełnymi gorącego napoju. Za nią podążała Carmen, trzymając miseczkę po brzegi wypełnioną małymi ciasteczkami migdałowymi. Usiadły przy stole razem z gościem.
- Miło, że znalazłeś czas, aby wpaść. 
- Przecież obiecałem. Nie mógłbym nie dotrzymać słowa. Ale lepiej powiedz, jak się czujesz?
- Dobrze, dziękuję. Maleństwo jeszcze nie daje mi w kość, więc nie narzekam. Poza tym, Mia świetnie się mną zajmuje.
- Cieszę się, że wszystko w porządku. 
- A co u ciebie? Jak w pracy?
- Świetnie... niedługo będę miał jej jeszcze więcej. Będę musiał wyjechać do Francji... Właściwie, to przyszedłem zapytać, czy nie wybrałabyś się tam ze mną... - widział, że już otwierała usta, aby odmówić - Zaczekaj... Wiem, że to może wydawać się niedorzeczne, ale czuję, że sam nie dam sobie rady. Poza tym, tobie i dziecku przyda się odpoczynek,  Paryż to świetne miejsce na spacery. I jest Disneyland... - uśmiechnął się promiennie.
- Nie zrozum mnie źle Will... ale nie mogę teraz wyjechać. Po pierwsze, nie mam pieniędzy. Po drugie, nie mogę zostawić jej samej - popatrzyła troskliwie na przyjaciółkę.
- To żaden problem. Pojedziecie jako moi goście. Pokój w wygodnym hotelu, wieża Eiffla, rogaliki, sery, park rozrywki... Czego tylko sobie zażyczycie.
- Brzmi nieźle - rozchmurzyła się Mia.
- Nie jestem przekonana...
- Oj no weź... Nie daj się prosić. To nam wszystkim dobrze zrobi.
- Niech wam będzie.
- Will...
- Tak?
- Mam jeszcze jedno pytanie: będzie tam miejsce dla małej jaszczurki?
- No jasne!
- Chciałaś raczej powiedzieć, dla wielkiego, obrzydliwego legwana zielonego...
- Norman to uroczy gad. Jest niewiarygodnie inteligentny i towarzyski. Uwielbia przebywać z ludźmi.
- Teraz to ja mam pytanie: na kiedy planujesz wyjazd?
- Wylatujemy w przyszłym tygodniu.
- Tak szybko? - zapytały chórem.
- Kontrakt... same rozumiecie. Nie mogę tego przesunąć.
- Dobrze, będziemy gotowe - powiedziała dziarsko Mia.
- Ok, dokładniejsze informacje podam wam za parę dni. Teraz muszę już wracać. I tak się zasiedziałem. Do zobaczenia - przytulił obie dziewczyny i wyszedł.
Kiedy gość opuścił mieszkanie, usiadły na dywanie i patrzyły na siebie z niedowierzaniem.
- Ja nie wierzę... Jedziemy do Paryża!
- Nie byłabym tego taka pewna...
- Co znowu?
- W przyszłym tygodniu mamy umówione spotkanie z Jacksonem...
Mia wydała z siebie jęk zawodu. Spojrzała prosząco na przyjaciółkę.
- To co my teraz zrobimy? Przecież nie możemy zrezygnować ze spotkania z Michaelem... Ale ja tak bardzo chciałam jechać do Francji. Nigdy nie wytknęłam nosa poza LA.
- Jak to? Mając takich sławnych rodziców, musiałaś zwiedzić wiele bajecznych miejsc...
- Och... No tak. Powiedziałam "poza LA"? Przepraszam, chodziło mi o Stany...
- Nic się nie stało, ale serio nie byłaś nigdzie dalej? Włochy, Francja, Hiszpania?
- Rodzice woleli, żebym uczyła się w jednej szkole... Nie chcieli, abym co chwilę musiała zmieniać otoczenie...
- Rozumiem. Ale niestety będę musiała poinformować Will'a o tym, że nie możemy z nim wyjechać.
- Szkoda... - posmutniała.
- A tak zmieniając temat, jak tam z Jake'iem? Będzie z tego coś więcej? 
- Wiesz... On jest cudowny. Taki męski, szorstki, brutalny, ale jednocześnie wrażliwy i opiekuńczy. Mam nadzieję, że czuje do mnie to, co ja do niego...
- A dawałaś mu jakieś sygnały? Myślisz, że się domyśli?
- Chyba już to zrobił... Zaprosił mnie jutro na kolację.
- Bardzo się cieszę. Dokąd cię zabiera?
- Szczerze powiedziawszy, to nie mam zielonego pojęcia. Ale wiem, że to będzie wyjątkowe miejsce.
- To trzymam kciuki - przytuliła "młodszą siostrę".
- Dziękuję Carmen... za wszystko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz