niedziela, 9 września 2012

Breaking News_21


Wyszła, gdy Mia jeszcze smacznie spała. Nie miała serca jej budzić. Była umówiona na 8:00 z szefową redakcji. Miała ona jakieś nowe informacje w sprawie wywiadu z Jacksonem. Chcąc, nie chcąc, stawiła się, jeszcze przed czasem, pod gabinetem pracodawczyni. Usiadła na jednej z tych nowoczesnych, skórzanych kanap. Miała na sobie czarny żakiet, grafitowe spodnie i beżową bluzkę. Poprawiła kosmyk, który ciągle opadał jej na twarz. Włosy były związane w staranną kitkę, a grzywka, do  momentu opuszczenia domu, idealnie ułożona. Zza przeszklonych drzwi wychyliła się drobna  blondynka, około siedemnastoletnia, z d ługim warkoczem sięgającym kości ogonowej. Z jej różowiutkich ust wydobył się cienki, przyjemny głos.
- Pani Russo?
- Tak, to ja.
- Pani Morgan prosi panią do siebie.
Uchyliła gościnnie drzwi, wpuszczając Car do gabinetu. Ściany tego pokoju były w kolorze jasnej zieleni, a gdzieniegdzie pojawiały się malinowe akcenty tworzące apetyczną całość. Chciało się tam przebywać. Kiedy oparcie białego, skórzanego fotela odwróciło się, ujrzała swoją szefową. Christine Morgan była wysoką, szczupłą kobietą o kruczoczarnych, idealnie prostych włosach, zawsze upiętych w perfekcyjny kok. Na nosie miała prostokątne okulary z cienutkimi oprawkami.  Spod nich wykradało się spojrzenie szmaragdowych oczu, otoczonych firankami gęstych rzęs. Nieskazitelnie czerwone usta ani na chwilę się nie uśmiechały. Popatrzyła na jej ubranie. Miała na sobie białe spodnie oraz top w tym samym kolorze. Na wierzch założyła krwistoczerwony żakiet. Na nogach miała dziesięciocentymetrome szpilki. Na jej przegubie pobrzękiwała co jakiś czas srebrna bransoletka.
- Usiądź, proszę - powiedziała spokojnym choć stanowczym głosem. - Mam nowe instrukcje, co do wywiadu z Jacksonem.
- Tak, słucham.
- Ponieważ w tym tygodniu wyjeżdża podpisywać jakąś umowę do Paryża, będzie nieobecny przez dwa tygodnie. To koliduje z naszym harmonogramem. Będziesz musiała pojechać tam za nim. Zgodził się porozmawiać z tobą 5 czerwca. Dam ci jego numer, żebyście dokładnie ustalili godzinę i miejsce spotkania.
- Och... no dobrze.
Wyjęła z szuflady małą, błękitną karteczkę, na której zapisała jej numer telefonu do jego menagera.
- Dziękuję, czy to już wszystko?
- Tak, na dziś to tyle. Tylko pamiętaj, to twoja życiowa szansa. Niezmarnuj jej, wyciśnij go jak cytrynę.
- Oczywiście pani Morgan. Dowidzenia.
- Do zobaczenia Carmen.
Wyszła nieco zaskoczona takim obrotem sprawy i pełna obaw. Will ze swoją propozycją spadł im z nieba. Inaczej niestać by je chyło na taki wyjezd. Trochę źle się czuła, wykorzystując jego hojność, ale pragnienie awansu i sławy było silniejsze. Postanowiła, aby uczcić wyjazd, kupić ciasto kakaowe z kremem waniliowym i zaprosić Will'a na podwieczorek. Wstąpiła do cukierni Trish Shelled. Nie mogła oprzeć się pokusie, oprócz ciasta, kupiła też przepiękną muffinkę z kremem malinowym. Zamierzała podarować ją Mii za troskę i opiekę jaką ją otacza od początku ich znajomości. Z dwoma pudełkami słodkości ruszyła w drogę powrotną. Postanowiła, że dobrym wyjściem będzie spacer. Co prawda, zejdzie się dłużej, ale za to przyjemność z obserowania ludiz spieszących się do pracy, upajania się wonią kwiatów lipy, czy też słuchania bawiących się w parku dzieci, nie ma swojej ceny. Ruszyła spokojnym krokiem po betonowej kostce chodnika. Minęła bibliotekę, sklep z kanapkami "U Bill'a", butik "Samantha" i parę innych często odwiedznych miejsc. Patrzyła na nie bez większego zainteresowania. Teraz przechodziła obok wyporzyczalni DVD. Po drugiej stronie ulicy znajdował się butik z damską bielizną. Pewnie nie zwróciłaby na niego większej uwagi, gdyby nie całująca się na witrynie sklepowej para. Dziewczyna miała długie, kasztanowe włosy, czerwony, krótki top odsłaniający brzuch i jeansową mini. Chłopak natomiast był ubrany w granatową koszulę w kratę i stare, przetarte jeansy. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie kolor włosów mężczyzny. Teraz, stosunkowo mało ludzi nosiło niebieskie włosy do ramion. Zaraz, zaraz... Przecież to nie mógł być Jake... Niezauważalnie podkradła się bliżej i ukryła za jakimś czarnym, eleganckim autem. Stwierdziła, że jest to idealne stanowisko do obserwacji. Boczna szyba samochodu nieczekiwanie zaczęła się opuszczać. Carmen odskoczyła jak oparzona.
- Car? Co ty tu robisz?
Ze środka samochodu patrzył na nią mocno zaskoczony i poddenerwowany mężczyzna o kruczoczarnych włosach i zielonych oczach. 
- Ja? Stoję sobie, nie widać?! Lepiej powiedz, co ty tu, do cholery, robisz?!
- Przyjechałem na zakupy, nie wolno mi? A tak nawiasem, to co tam u ciebie? Jak się trzymasz?
- Och, nie  udawaj, że cię to interesuje... Zajmij się lepiej swoją paniusią i odczep się ode mnie.
- Nie chcę nic mówić, ale jak na razie, to ty wciąż stoisz obok mojego auta...
- Pff... - prychnęła i odeszła w inne miejsce.
Teraz już mogła spokojnie przyjrzeć się niebieskowłosemu facetowi. Miał około tygodniowy zarost. Już nie mogła się mylić. To musiał być Jake. Ten sam, który jest dziś umówiony z Mią na kolację. W tym momecie obściskuje się z jakąŚ wymalowaną flądrą. Ten sam, u którego pracuje jej przyjaciółka i, w którym jest zakochana na zabój. No pięknie... i co ona ma teraz zrobić? Już ona mu pokaże! Pożałuję, że się urodził! Nikt nie ma prawa ranić jej siostry!! Ale momencik... Nie może go teraz przyłapać na gorącym uczynku. Przed Mią wszystkiego się wyprze,a ona mu uwierzy, jak to zakochana kobieta. Musi to rozegrać inaczej... Wyciągnęła z torebki swój roboczy aparat  Najciszej jak tylko mogła, zbliżyła się do pary, na tyle jednak dalek, aby pozostać niezauważoną. Kiedy amant znalazł się w dogodnej dla niej pozycji, nacisnęła guzik. Błysk flesza nie przeszkodził namiętnym kochankom. Ba! Nawet nie zwrócili na niego uwagi. Carmen schowała aparat do torebki i czym prędzej wróciła do domu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz