- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - zapytał głosem łudząco podobnym do głosu Patricka Swayze.
- Dzień dobry, jesteśmy tutaj umówione z Williamem Daniels'em.
- Pan Daniels już czeka. Zaprowadzę panie do stolika.
Kiedy wyszedł zza lady, zobaczyły jego ubranie robocze. Miał na sobie wąskie, czarne spodnie i różową koszulkę polo z logo firmy. W jego lewym uchu błyskał mały kolczyk. Podążyły za nim, bezwstydnie przyglądając się jego pośladkom. Przecież to tylko dziesięć lat różnicy... Przy stoliku dostrzegły szczupłego blondyna, który stał i szczerze się do nich uśmiechał. Podziękowały młodzieńcowi i przysiadły się do przyjaciela.
- Witam drogie panie. Jak samopoczucie? - zapytał z szelmowskim uśmiechem na bladej twarzy.
- Dzięki, całkiem niezłe, a twoje?
- Nie mogę narzekać, gdy siedzę w towarzystwie dwóch pięknych dam, które w dodatku zgodziły się spędzić ze mną czas w Paryżu. Czy może być coś cudowniejszego? - powiedział, całując obie kobiety w ręce.
- No jasne, że może - stwierdziła Mia, z pewnością siebie godną pochwały.
- Tak? A co na przykład?
- Spędzanie czasu z żoną i dziećmi...
- Jestem, niestety, bezdzietnym kawalerem...
- Weekend z kumplami na rybach przy dobrym piwie... - nie dawała za wygraną.
- Nie kręcą mnie takie rozrywki. Poza tym nie piję alkoholu.
- Seks z kobietą...
- Mia! - skarciła ją Carmen.
- No co? Przecież każdy chyba lubi dobry seks... Przynajmniej tak mi się wydaje...
- Nie wiem... W tej kwestii chyba nie mam prawa się wypowiadać...
Kelner prawie niezauważalnie podał Carmen szklankę wody, o którą wcześniej prosiła.
- Jesteś prawiczkiem?!
- Mia! - krzyknęła Car, krztusząc się wodą.
- Tak, jestem, jak to określiłaś, prawiczkiem.
- I serio nigdy nic...?
- Naprawdę
- Ale dlaczego?
- Czekam na tę właściwą osobę...
- Muszę was na moment przeprosić. Wracam za minutkę - wstała i znikęła w korytarzu prowadzącym do toalet. Zostali sam na sam.
- Prrzepraszam cię za Mię, ona już taka jest. Czasami nie wie, kiedy powinna zamilknąć...
- Nic się nie stało.
- Wiesz... Mam pewien problem i nie bardzo wiem, co mam w tej sytuacji zrobić...
- Mów. Może będę mógł ci jakoś pomóc.
- Mia spotyka się ostatnio z pewnym facetem. Ma na imię Jake i jest jednocześnie jej szefem w barze z kanapkami. Jest w nim zakochana na zabój... no może nie tak jak w Jacksonie, ale zawsze... No i dziś są umówieni na kolację...
- Mia podkochuje sięw Michaelu Jacksonie? - zapytał zaskoczony.
- Znaczy, może nie podkochuje, ale jest dla niej niczym bóstwo. Prawdziwy bohater dla zbłąkanej duszy... No ale mniejsza o niego. Gorzej jest z Jake'iem.
- Ale co z nim jest nie tak? To chyba dobrze, że się spotykają...?
- Dobrze, to by było, gdyby on nie obściskiwał się na witrynie sklepowej z jakąś siksą.
- Jak to?
- Normalnie, widziałam go, kiedy wracałam do domu. W butiku z damską bielizną.
- Musisz jej o tym powiedzieć... On nie może jej bezkarnie oszukiwać...
- Bardzo bym chciała, ale nie mam sumienia jej tego robić... nie dziś...
- Ale dlaczego nie dzisiaj?
- Ona ma urodziny. I to miał być najlepszy dzień w jej życiu. Nie mogę jej tego powiedzieć...
- Lepiej żeby poszła z nim na randkę błogo nieświadoma jego zdrad?
- Ciii.... już tu idzie.
- Hej, o czym tak zawzięcie dyskutujecie?
- Ustalamy szczegóły dotyczące wyjazdu - wypaliła Carmen, zanim Will zdążył otworzyć usta.
- I co ustaliliście?
- W zasadzie to nic... Czekaliśmy na ciebie.
- Och... jak miło - uśmiechnęła się. - To od czego zaczniemy?
- Może od tego? -odezwał się nieśmiało Will i podał jej mały pakunek zawinięty w połyskliwy, czerwony papier i przewiązany złotą wstążką. - Wszystkiego najlepszego.
- Jejku... dziękuję - pocałowała go w policzek, nie zważając na dość wymowną minę Carmen. - Ale skąd wiedziałeś, że mam dziś urodziny?
- Powiedzmy, że mam swoje sposoby.
Podekscytowana dziewczyna energicznie rozwiązała wstążkę i rozdarła ozdobny papier. Spod niego ukazała się okładka płyty "Bad".
- Matko! O niej właśnie marzyłam! Mogę cię uściskać jeszcze raz?
- Nie mam nic przeciwko, ale Car wydaje się być niepocieszona...
- Zazdrości...
- Wcale, że nie! - zaprzeczyła chyba zbyt impulsywnie.
- Jak tam sobie chcesz, ale nie zabronisz mi podziękować temu fantastycznemu facetowi. Spokojnie... tylko małe przytulanko... Nie denerwuj się tak...
- Nie obchodzi mnie to. Róbcie co chcecie.
Przytuliła Will'a jeszcze raz i przycisnęła płytę do serca.
- Skąd wiedziałeś, że właśnie ją chciałam mieć?
- Mówiłem ci już, mam swoje sposoby... - powiedział tajemniczo.
- Ech... coś tu kręcisz... Ale wiesz co? I tak cię lubię.
- Dziękuję. Bardzo mi miło. Skoro już prezent wręczony, to może przejdziemy do organizacji wyjazdu?
- No jasne, powiedz, gdzie się zatrzymamy?
- W hotelu "Five Star Alliance". W sobotę przyjedzie po was samochód, który podwiezie was na lotnisko. Tam z biletami wsiądziecie do samolotu lecącego prosto do Paryża. Ja będę czekał na miejscu.
- Dlaczego nie polecisz z nami?
- Muszę być wcześniej na miejscu, żeby wszystko dokładnie przygotować. Dla moich uroczych towarzyszek wszystko musi być perfekcyjne...
- A mówił ci już ktoś kiedyś, że strasznie słodzisz? - do rozmowy, po dłuższym milczeniu, włączyła się Carmen.
- Ja tylko mówię, jak jest. Chyba jeszcze o czymś zapomniałem... Ach, tak, proszę, to bilety na samolot. Samochód przyjedzie punktualnie o 12:00.
Wręczył im dwie białe koperty.
- To może, w ramach podziękowania, dasz się jutro zaprosić do nas na kolację?
- Wpadnę z przyjemnością, ale nie mówcie, że już musicie iść...
- Niestety, muszę się ogarnąć. Dziś mam randkę... - szczebiotała Mia.
- No to was nie zatrzymuję...
Na pożegnanie Mia uścisnęła go ciepło, natomiast Carmen, jakby obrażona, jedynie pozwoliła się przytulić.
- Musimy jeszcze dziś pogadać, zadzwoń jak będziesz w domu - szepnął jej do ucha i ukradkiem podał kartkę z numerem telefonu.
Zapłaciły i opuściły kawiarnię "U Susie", kierując się do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz