niedziela, 9 września 2012

Breaking News_23

Zbliżały się coraz bardziej. Widziały już ceglaną ścianę budynku, parasole w ogródku i petunie zasadzone w drewnianych doniczkach. To miejsce było wyjątkowe. Panowała tam niewątpliwie pewna aura tajemniczości. Słońce rozgrzewało ulice swoimi czerwcowymi promieniami. Przechodnie, ubrani w lekkie i zwiewne tkaniny, spacerowali szarymi chodnikami. W to sobotnie południe jakby czas się zatrzymał. Nikomu nigdzie nie było śpieszno. Wszyscy zdawali się być zrelaksowani i szczęśliwi. To bardzo rzadki widok w centrum miasta, jednak bardzo przyjemny... Parę metrów od nich widniał szyld kawiarni "U Susie". Białe litery dumnie lśniły na różowym tle. Uchyliły stare, drewniane drzwi. W środku panował półmrok, a na każdym stoliku paliła się zapachowa świeczka. Przy ladzie stał młody chłopak imieniem Kevin, jak głosiła plakietka przyczepiona do jego koszulki. Miał złote loki, które nonszalancko odrzucał. Wyglądał na najwyżej 17 lat i z całą pewnością był uważany za "nieziemskie ciacho" przez swoje rówieśniczki. Przywitał klientki uśmiechem modela, odsłaniając tym samym śnieżnobiałe, idealnie proste zęby.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - zapytał głosem łudząco podobnym do głosu Patricka Swayze.
- Dzień dobry, jesteśmy tutaj umówione z Williamem Daniels'em.
- Pan Daniels już czeka. Zaprowadzę panie do stolika.
Kiedy wyszedł zza lady, zobaczyły jego ubranie robocze. Miał na sobie wąskie, czarne spodnie i różową koszulkę polo z logo firmy. W jego lewym uchu błyskał mały kolczyk. Podążyły za nim, bezwstydnie przyglądając się jego pośladkom. Przecież to tylko dziesięć lat różnicy... Przy stoliku dostrzegły szczupłego blondyna, który stał i szczerze się do nich uśmiechał. Podziękowały młodzieńcowi i przysiadły się do przyjaciela. 
- Witam drogie panie. Jak samopoczucie? - zapytał z szelmowskim uśmiechem na bladej twarzy. 
- Dzięki, całkiem niezłe, a twoje?
- Nie mogę narzekać, gdy siedzę w towarzystwie dwóch pięknych dam, które w dodatku zgodziły się spędzić ze mną czas w Paryżu. Czy może być coś cudowniejszego? - powiedział, całując obie kobiety w ręce.
- No jasne, że może - stwierdziła Mia, z pewnością siebie godną pochwały.
- Tak? A co na przykład?
- Spędzanie czasu z żoną i dziećmi...
- Jestem, niestety, bezdzietnym kawalerem...
- Weekend z kumplami na rybach przy dobrym piwie... - nie dawała za wygraną.
- Nie kręcą mnie takie rozrywki. Poza tym nie piję alkoholu.
- Seks z kobietą...
- Mia! - skarciła ją Carmen.
- No co? Przecież każdy chyba lubi dobry seks... Przynajmniej tak mi się wydaje...
- Nie wiem... W tej kwestii chyba nie mam prawa się wypowiadać...
Kelner prawie niezauważalnie podał Carmen szklankę wody, o którą wcześniej prosiła.
- Jesteś prawiczkiem?!
- Mia! - krzyknęła Car, krztusząc się wodą.
- Tak, jestem, jak to określiłaś, prawiczkiem.
- I serio nigdy nic...?
- Naprawdę
- Ale dlaczego?
- Czekam na tę właściwą osobę...
- Muszę was na moment przeprosić. Wracam za minutkę - wstała i znikęła w korytarzu prowadzącym do toalet. Zostali sam na sam.
- Prrzepraszam cię za Mię, ona już taka jest. Czasami nie wie, kiedy powinna zamilknąć...
- Nic się nie stało.
- Wiesz... Mam pewien problem i nie bardzo wiem, co mam w tej sytuacji zrobić...
- Mów. Może będę mógł ci jakoś pomóc.
- Mia spotyka się ostatnio z pewnym facetem. Ma na imię Jake i jest jednocześnie jej szefem w barze z kanapkami. Jest w nim zakochana na zabój... no może nie tak jak w Jacksonie, ale zawsze... No i dziś są umówieni na kolację...
- Mia podkochuje sięw Michaelu Jacksonie? - zapytał zaskoczony.
- Znaczy, może nie podkochuje, ale jest dla niej niczym bóstwo. Prawdziwy bohater dla zbłąkanej duszy... No ale mniejsza o niego. Gorzej jest z Jake'iem.
- Ale co z nim jest nie tak? To chyba dobrze, że się spotykają...?
- Dobrze, to by było, gdyby on nie obściskiwał się na witrynie sklepowej z jakąś siksą.
- Jak to?
- Normalnie, widziałam go, kiedy wracałam do domu. W butiku z damską bielizną.
- Musisz jej o tym powiedzieć... On nie może jej bezkarnie oszukiwać...
- Bardzo bym chciała, ale nie mam sumienia jej tego robić... nie dziś...
- Ale dlaczego nie dzisiaj?
- Ona ma urodziny. I to miał być najlepszy dzień w jej życiu. Nie mogę jej tego powiedzieć...
- Lepiej żeby poszła z nim na randkę błogo nieświadoma jego zdrad?
- Ciii.... już tu idzie.
- Hej, o czym tak zawzięcie dyskutujecie?
- Ustalamy szczegóły dotyczące wyjazdu - wypaliła Carmen, zanim Will zdążył otworzyć usta.
- I co ustaliliście?
- W zasadzie to nic... Czekaliśmy na ciebie.
- Och... jak miło - uśmiechnęła się. - To od czego zaczniemy?
- Może od tego? -odezwał się nieśmiało Will i podał jej mały pakunek zawinięty w połyskliwy, czerwony papier i przewiązany złotą wstążką. - Wszystkiego najlepszego.
- Jejku... dziękuję - pocałowała go w policzek, nie zważając na dość wymowną minę Carmen. - Ale skąd wiedziałeś, że mam dziś urodziny?
- Powiedzmy, że mam swoje sposoby.
Podekscytowana dziewczyna energicznie rozwiązała wstążkę i rozdarła ozdobny papier. Spod niego ukazała się okładka płyty "Bad".
- Matko! O niej właśnie marzyłam! Mogę cię uściskać jeszcze raz?
- Nie mam nic przeciwko, ale Car wydaje się być niepocieszona...
- Zazdrości...
- Wcale, że nie! - zaprzeczyła chyba zbyt impulsywnie.
- Jak tam sobie chcesz, ale nie zabronisz mi podziękować temu fantastycznemu facetowi. Spokojnie... tylko małe przytulanko... Nie denerwuj się tak...
- Nie obchodzi mnie to. Róbcie co chcecie.
Przytuliła Will'a jeszcze raz i przycisnęła płytę do serca.
- Skąd wiedziałeś, że właśnie ją chciałam mieć?
- Mówiłem ci już, mam swoje sposoby... - powiedział tajemniczo.
- Ech... coś tu kręcisz... Ale wiesz co? I tak cię lubię.
- Dziękuję. Bardzo mi miło. Skoro już prezent wręczony, to może przejdziemy do organizacji wyjazdu?
- No jasne, powiedz, gdzie się zatrzymamy?
- W hotelu "Five Star Alliance". W sobotę przyjedzie po was samochód, który podwiezie was na lotnisko. Tam z biletami wsiądziecie do samolotu lecącego prosto do Paryża. Ja będę czekał na miejscu.
- Dlaczego nie polecisz z nami?
- Muszę być wcześniej na miejscu, żeby wszystko dokładnie przygotować. Dla moich uroczych towarzyszek wszystko musi być perfekcyjne...
- A mówił ci już ktoś kiedyś, że strasznie słodzisz? - do rozmowy, po dłuższym milczeniu, włączyła się Carmen.
- Ja tylko mówię, jak jest. Chyba jeszcze o czymś zapomniałem... Ach, tak, proszę, to bilety na samolot. Samochód przyjedzie punktualnie o 12:00.
Wręczył im dwie białe koperty. 
- To może, w ramach podziękowania, dasz się jutro zaprosić do nas na kolację?
- Wpadnę z przyjemnością, ale nie mówcie, że już musicie iść...
- Niestety, muszę się ogarnąć. Dziś mam randkę... - szczebiotała Mia. 
- No to was nie zatrzymuję...
Na pożegnanie Mia uścisnęła go ciepło, natomiast Carmen, jakby obrażona, jedynie pozwoliła się przytulić. 
- Musimy jeszcze dziś pogadać, zadzwoń jak będziesz w domu - szepnął jej do ucha i ukradkiem podał kartkę z numerem telefonu.
Zapłaciły i opuściły kawiarnię "U Susie", kierując się do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz