niedziela, 9 września 2012

Breaking News_26


Obudziły ją krzyki dochodzące z korytarza. Otworzyła drzwi, aby zobaczyć, kto tak hałasuje. Widok był dość niespotykany. Drobny mężczyzna niósł na rękach pijaną dziewczynę, która wykrzykiwała obelgi w przypływie rozpaczy. Will wszedł do mieszkania i ostrożnie ułożył Mię za kanapie. Carmen przyglądała się temu wszystkiemu z niedowierzaniem. Zerknęła na zegarek. Było 25 po piątej. To by wyjaśniało wschodzące za oknem słońce. On natomiast sięgnął o ściereczkę i wytarł rozlaną na podłodze herbatę, a później odstawił gliniany kubek. Spojrzał na przyjaciółkę.
- Co się z nią stało? - zapytała nieśmiało.
- Jest tylko pijana. Skończy się na bólu głowy...
- Ale ona nie pije alkoholu...
- Czuła się paskudnie... dlatego sięgnęła po alkohol. Nie mówię, że to pochwalam, ale mogę zrozumieć...
- Gdzie ją znalazłeś?
- Nie ważne... Ważne, że jest cała i zdrowa, albo przynajmniej po dłuższym śnie taka będzie. Nie martw się. A ty jak się czujesz?
- Dobrze, dziękuję. Mogę wiedzieć, co to była za herbata?
- To byla herbatka ziołowa na uspokojenie... Pomogła?
- O, tak... Aż za dobrze...
Usłyszeli ponowny szloch Mii. Lekko skołowana Carmen pobiegła, by pomóc przyjaciółce, lecz zakręciło jej się w głowie.
- Lepiej się połóż Car. Ja się nią zajmę.
Posłuchała jego prośby i momentalnie, gdy tylko jej głowa dotknęła poduszki, zasnęła. Will okrył ją puszystym kocem i wrócił do opiekowania się Mią.
*
Na wpół przytomna, cicho uchyliła drzwi od sypialni. Rozejrzała się po salonie. Zobaczyła śpiącą na kanapie Mię, obok której stała mała miska i butelka wody. Zajrzała do kuchni. Zastała tam, przygotowującego kanapki, Will'a. Tanecznym krokiem podszedł do lodówki i, robiąc podwójny obrót, wyciągnął z niej karton mleka. Postanowiła pozostać w ukryciu i dalej przyglądać się "występowi" przyjaciela. On nie przestawał tańczyć. Robił kolejne ślizgi, obroty i fale, układając sałatę na chlebie czy ustawiając mleko na gazie. Gdy stał przy stole, uderzając dłońmi o blat, wystukiwał rytm. Przy kolejnym piruecie, odwrócił się twarzą do drzwi, gdzie ujrzał, obserwującą go już od jakiegoś czasu, Carmen. Nie była w stanie dostrzec jego rumieńców, z powodu grubej warstwy podkładu, który pokrywał jego twarz. Zażenowany, momentalnie odwrócił się i kontynuował przygotowywanie śniadania. Zza pleców usłyszała jedynie ciche: "Dzień dobry".
- Hej, ładnie tańczysz - pochwaliła go całkiem szczerze. - Robisz śniadanie? Jejku... nie trzeba było... I tak już nie wiem, jak ci się odwdzięczymy za dzisiejszą noc...
- Ależ to nic takiego...
- Byłeś tu przez cały czas, a do tego znalazłeś Mię. Tak właściwie, to gdzie ona się podziewała?
- Hmm... znalazłem ją w barze... Muszę przyznać, że nie chciała wracać. Byłem zmuszony do wzięcia sprawy w swoje ręce - uśmiechnął się do niej, odzyskawszy trochę pewności siebie.
- I przyniosłeś ją tutaj na rękach? Taki kawał drogi?
- Akurat sam dystans nie był problemem. Trudniejszą sprawą była zawziętość naszej Mii. Skoro stwierdziła, że nie wróci, to starała się za wszelką cenę uniemożliwić mi doniesienie jej do domu. Ale jakoś dałem radę...
- Nie wiem, jak ci dziękować... - podeszła i delikatnie cmoknęła go w policzek.- Dziękuję za wszystko.
- Jestem usatysfakcjonowany taką formą podziękowań. Polecam się na przyszłość... Mogę liczyć na powtórkę?
- Nie przeginaj tancerzu - dała mu kuksańca w bok. - Musiałbyś sobie bardzo zasłużyć na powtórkę.
- Będę się starał. Niestety, muszę już uciekać. Tutaj macie zrobione kanapki. Jak nasza baletnica wstanie, to daj jej gorącej herbaty, ale niech jeszcze nic nie je. Poradzicie sobie? 
- Tak. Dziękuję.
- To ja spadam, daj znać, jak się obudzi.
- Ok.
Podszedł do niej i czule przytulił. Poczuła zapach jego wody po goleniu i delikatną nutkę konwalii. Zdrowy rozsądek zwyciężył i pozwoliła się oswobodzić z uścisku. Pomachała mu jeszcze na pożegnanie i przekręciła klucz w zamku. Widocznie, obudzona skrzypnięciem drzwi, obudziła się Mia. Nieprzytomnym wzrokiem błądziła po pokoju w poszukiwaniu czegoś do picia. Gdy wreszcie znalazła butelkę wody, piła zachłannie. Po zaspokojeniu pierwszego pragnienia, zawstydzona, popatrzyła na przyglądającą się jej, przyjaciółkę. Wyglądała jakby przeszła chorobę żołądkową. Była blada jak ściana i miała sine usta. Rude włosy były przetłuszczone i widocznie jeszcze mokre. Carmen, zgodnie z zaleceniem Will'a, przyniosła współlokatorce gorącą herbatę.
- Jak się czujesz? - zapytała po długim milczeniu.
- Nie najlepiej, ale mam za swoje. Po co ja brałam się za alkohol?
- Byłaś zawiedziona i zraniona...
- To mnie nie usprawiedliwia. Obiecałam sobie kiedyś, że nie tknę tego świństwa, i co teraz?
- Trudno, stało się... Czasu nie cofniesz...
- Niestety. A właściwie, to jak ja się tu znalazłam? Ostatnie, co pamiętam, to jak siedziałam w tym obskurnym barze...
- Zabrał cię stamtąd Will i przyniósł na rękach do domu. Później siedział przy tobie i przy mnie całą noc. Rano zrobił nam śniadanie i musiał wracać.
- Serio? - otworzyła buzię ze zdziwienia.
- Serio.
- Wow... chyba powinnam mu podziękować...
- Nie musisz, zrobiłam to za ciebie.
- Oj, widzę, że coś tu się rodzi... On ci się podoba, prawda?
- Wcale nie! To nasz przyjaciel, nic więcej - stanowczo zaprzeczyła.
- Jak uważasz... Ja tam wiem swoje.
- Nic nie wiesz. Nic do niego nie czuję, z wyjątkiem przyjaźni.
- Skoro tak twierdzisz... Mogę zjeść kanapkę?
- Will mówił, żebyś na razie wypiła herbatę i poczekała z jedzeniem.
- Ale jestem strasznie głodna...
- Nie marudź, prześpij się jeszcze trochę. Dobrze ci to zrobi...
Zasłoniła żaluzje i nakryła ją kocem. Sama poszła do sypialni, aby spakować walizkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz