- Wcale na niego nie naskoczyłam! Po prostu odpowiedziałam na jego pytanie!
- To dlaczego go nie powstrzymałaś, kiedy chciał sobie pójść? - zapytała z wyrzutem.
- Bo nie miałam ochoty z nim rozmawiać, wystarczy?
- Mogłaś to zrobić trochę delikatniej. Teraz na pewno się obraził i nici z całego wyjazdu...
- Jeju! Mogłabyś w końcu przestać o tym gadać! Ciągle tylko Paryż i Paryż... Mam już tego dosyć!
- Przepraszam... Po prostu się cieszę. Nigdy nie byłam za granicą... - powiedziała pokornie.
- Nie, to ja przepraszam. Nie powinnam tak go traktować, po tym wszystkim, co dla nas zrobił... Chyba będę musiała z nim pogadać...
- No chyba tak... Ale już nie dzisiaj. Powiedz mi lepiej, o co tak naprawdę chodziło?
- Bo jak tak na niego popatrzyłam, to poczułam dziwne ukłucie w sercu... Zobaczyłam błysk w jego oczach, kiedy wyszłaś w tym kostiumie...
- Ty jesteś o niego zazdrosna... - powiedziała z niedowierzaniem.
- Wcale nie! On jest tylko przyjacielem. Nie mam prawa być o niego zazdrosna!
- A jednak...
- Żadne "a jednak"! To nie była zazdrość!
- Więc co to było?
- Może to dziecko...?
- Jasne... skoro tak twierdzisz. Zrobię nam lepiej herbatę i obejrzymy sobie jakiś fajny film, co ty na to?
- Bardzo chętnie...
*
Siedział w miękkim, bordowym fotelu, okryty cienkim kocem, z kubkiem gorącego kakao w dłoniach. Gęste, czarne lok, związane w luźny kucyk, łagodnie opadały na jego lewe ramię, a niesforne pasma okalały twarz. Patrzył smutnymi, czekoladowymi oczami na swoją przyjaciółkę, jakby szukając w niej odpowiedzi na dręczące go pytania. Blask ognia w kominku oświetlał jego delikatne rysy. Patrzył na tę ukochaną kobietę i nie wiedział co ma robić... Byli przyjaciółmi od zawsze i, równie od zawsze, darzył ją uczuciem daleko odległym od przyjaźni. Kochał ją miłością, której nie mógł jej zaoferować. Pozostało mu jedynie pogodzić się ze swoim losem, co często nie przychodziło łatwo. A teraz siedział tu i patrzył na nią... I dalej nie mógł nic zrobić. Traktuje go jak syna... Nie będzie narzekał, tak jest dobrze.
- Dlaczego mi się tak przyglądasz? - zapytała kobieta o długich, ciemnych, kręconych włosach i intrygującym spojrzeniu ciemnych oczu.
- Przepraszam... Zamyśliłem się...
- Nie masz mnie za co przepraszać. Wiesz Michael, martwię się i ciebie. Kiedy do mnie przyszedłeś, byłeś przybity. Co jest tego powodem?
- Pamiętasz jak mówiłem ci o Mii i Carmen?
- To te dziewczyny, które przeprowadzają z tobą wywiad?
- Tak, ale poza tym są moimi przyjaciółkami... No, może nie moimi, a Will'a...
- Jakiego Will'a?
- Człowieka, za którego się przebieram, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Zaprzyjaźniliśmy się, kiedy byłem Will'em. Teraz ciągle muszę je oszukiwać, a naprawdę tego nie chcę...
- Dlaczego więc nie powiesz im prawdy? Skoro się przyjaźnicie, powinny zrozumieć twoje zachowanie.
- I co? Powiem im: No hej dziewczyny, tak naprawdę to jestem Michaelem Jacksonem. Okłamywałem was przez cały czas tylko po to, żeby zachować swoją prywatność.
- Jeżeli przedstawisz sytuację w taki sposób, to nie masz co liczyć na pozytywną reakcję z ich strony. Musisz znaleźć odpowiedni moment.
- Ale ja już nie chcę czekać. Mam dosyć tych kłamstw... - jego oczy zaszkliły się.
- Spokojnie.... Wszystko się jakoś ułoży. Ten właściwy moment sam się ujawni.
- Brzydzę się sobą... Robię to, czym sam gardzę u innych - jego głos łamał się.
- Cii... już, spokojnie...
Podeszła do niego i objęła delikatnie jego głowę, wtulając ją w swoją pierś. Słyszał rytmiczne bicie jej serca i nagle, nie wiedział dlaczego tak się zachował. Wstał, a kiedy znalazł się na wysokości jej twarzy, spojrzał jej głęboko w oczy. Przez chwilę wydawało mu się, że zobaczył w nich iskierkę uczucia... A może, to jego miłość odbijała się w nich, jak w lustrze? Nie chciał się nad tym zastanawiać. Przymknął powieki i zbliżył swoje wargi do jej ust. Teraz już nic nie przerwie tego magicznego momentu... Był już tak blisko...
- Michael... Nie możemy... - odsunęła się znacząco, blado się uśmiechając.
- Przepraszam...
W jego oczach były łzy, które powstrzymywał już tylko resztkami silnej woli. Opuścił głowę. Nie miał odwagi spojrzeć na nią po tym, co chciał zrobić. Zachował się jak szczeniak. Na co liczył? Że rzuci mu się w ramiona? Ona nie była taka... Wyciągała w jego stronę smukłą dłoń, w której spoczywała chusteczka.
- Proszę. Już późno. Połóż się, odpocznij. Jutro dokończymy naszą rozmowę. Łóżko w pokoju gościnnym jest posłane.
Nie odrywając wzroku od podłogi, opatulony kocem, poszedł na górę, by po chwili zniknąć w jednej z sypialni. Ona, odprowadziła go wzrokiem i westchnęła głęboko...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz