niedziela, 9 września 2012

Breaking News_30

- Pani doktor, co mu tak właściwie jest?
- Prawdopodobnie wpadł pod samochód. Tylna łapa na szczęście nie jest złamana, za to z okiem jest już gorzej. Będziemy próbowali zaszyć rozcięcie, ale nie możemy zagwarantować, że będzie na nie widział... Niech pan mi powie, kto go opatrzył?
- Moja przyjaciółka, czeka na zewnątrz. Czy coś nie tak?
- Muszę przyznać, że odwaliła kawał dobrej roboty. Czy ona ma coś wspólnego z medycyną albo weterynarią?
- Yyy... chyba nie. Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo...
- Zrobiła to nie gorzej niż wykwalifikowany lekarz weterynarii.
- Kiedy on wyzdrowieje? Co się z nim stanie?
- Nie mogę dokładnie sprecyzować jak długo zajmie nam leczenie... Może to być tydzień, może miesiąc. Potem zapewne wróci do domu.
- Myśli pani, że będzie mu tam dobrze?
- Jak wiadomo, to zoo nie cieszy się najlepszą renomą, ale raczej nie ma innego wyjścia. 
- A gdyby się znalazło?
- Co pan ma na myśli...?
*
Kiedy po godzinie wyszedł z gabinetu, zobaczył w hallu dwie, drzemiące słodko, dziewczyny. Oparł się o wyblakłą ścianę i przyglądał się przyjaciółkom przez dłuższy czas. W radiu stojącym na drewnianej półce pobrzękiwała cicho jakaś melodia. Mia tak uroczo wyglądała podczas snu... Nie! Miał o niej zapomnieć. Próbując nie myśleć o tym, jaka jest wyjątkowa, skierował swój wzrok na, podpartą dłońmi, buzię Carmen. Miała lekko zaróżowione policzki i podkrążone oczy, które teraz zasłonięte były zaciśniętymi powiekami. Była ubrana w rozciągniętą, białą bluzę i poprzecierane spodnie. Na nogach miała stare trampki. Wyglądała jakoś tak inaczej... Zawsze przy nim była elegancka, perfekcyjna, a teraz? Włosy wymykały się z małego koczka upiętego na karku, okalając jej twarz. Teraz była taka... ludzka. Uśmiechnął się do siebie. Ze starego radia zabrzmiały pierwsze dźwięki "Black or White". Nie mogąc powstrzymać swojego temperamentu, zaczął tańczyć w rytm, dobrze przecież znanej mu, muzyki. Mia, usłyszawszy nagranie swojego idola, obudziła się, jak na zawołanie. Uchyliła lekko powieki i zobaczyła zapamiętanego w tańcu Willa. Chwilę mu się przyglądała, a gdy wreszcie piosenka się skończyła, odezwała się z uznaniem.
- No, no... Nie wiedziałam, że tańczysz...
- Ja... ja nie tańczę... to tylko...
- Nie musisz się wstydzić, naprawdę świetnie ci to wychodzi. Jesteś fanem Michaela, prawda?
- Hmm... nie do końca... Powiedzmy, że szanuję to, co robi...
- Długo uczysz się jego tańca?
- Można powiedzieć, że tańczę, od kiedy on zaczął...
- Jednak faktycznie trening czyni mistrza... Jesteś samoukiem?
- Tak, ale wiele zawdzięczam dzieciakom z ulicy. To one nauczyły mnie czym jest taniec...
- Ej! Tak samo mówi Michael... - spojrzała na niego zaskoczona.
- Em... bo go cytowałem... - wybrnął. - Mnie też zainspirowały dzieci.
- Co? Jakie dzieci? - zapytała zaspana Carmen.
- Już wstałaś? Jak się czujesz?
- Lepiej powiedzcie, jak się czuje zwierzak?
- Łapa poboli i przestanie, ale z okiem prawdopodobnie będzie problem...
- Usuną je?
- Pani doktor powiedziała, że lepiej będzie je zostawić, jeżeli nie będzie się z nim działo nic poważniejszego.
- Co się z nim stanie? Wróci do zoo?
- Nie przejmuj się... Trafi do dobrego domu...
- Czyjego?
- Mojej... znajomej...
- Kim ona jest? Nie zrozum mnie źle, po prostu chcę mieć pewność, że ryś trafi w dobre ręce...
- Rozumiem... To jest najcieplejsza i najbardziej opiekuńcza kobieta jaką zna. Zajmie się nim naprawdę dobrze...
- Skoro tak twierdzisz... - powiedziała zachmurzona.
- Teraz już możesz powiedzieć, jak ty się miewasz? - zapytała Mia.
- Średnio... ale to chyba przez ten stres.
- Może odprowadzę cię do domu - zaoferował się Will spoglądając na nią z lekkim uśmiechem i błyskiem w błękitnych oczach.
- Nie, dzięki... trafię sama.
- Samej cię nie puszczę, nie ma mowy. Gdyby coś ci się stało... Pójdę z tobą.
- Naprawdę, nie ma takiej...
- Idźcie, ja tu poczekam.
Chcąc, nie chcąc, podniosła się, podpięła włosy kolejną spinką i opuściła lecznicę w towarzystwie przyjaciela. Przez dłuższy czas szli w milczeniu nawet na siebie nie patrząc. Dopiero po kilkunastu minutach Will odważył się odezwać.
- Carmen, co się stało? Znów nie masz nastroju na rozmowę ze mną. Widzę, że coś nie tak...
- Po prostu kiepsko się czuję... I do tego jeszcze ta cała historia z rysiem... Możesz mi powiedzieć kim jest ta twoja przyjaciółka? - położyła wyraźny nacisk na ostatnie słowo.
- To dobra i odpowiedzialna osoba. Zajmie się nim dobrze, tyle wystarczy?
- Niezupełnie...

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz