- Witamy w hotelu "Five Star Alliance" - usłyszały głos około 40-letniej recepcjonistki. Miała na sobie bordowy uniform składający się ze spódnicy i żakietu. Czarne włosy miała spięte w gładki kok. Plakietka na piersi informowała o jej wdzięcznym imieniu Hannah. Mimo kilku niewyraźnych jeszcze zmarszczek wokół piwnych oczu i nieco sztucznego uśmiechu, wydawała się być sympatyczną kobietą. Kierowca zamienił z nią na osobności kilka słów i odebrał przygotowany wcześniej kluczyk. Następnie przepuścił dziewczyny w wejściu do windy,a sam, wraz z walizkami, wszedł jako ostatni. Wjechali na ostatnie, 4 piętro, a mężczyzna zostawił ich bagaże pod pokojem 117.
- Gdyby panie czegoś potrzebowały, proszę dzwonić do tego pokoju. Jestem do dyspozycji -powiedział, wręczając im klucz i kartkę z numerem pokoju.
Przekręciły kluczyk w zamku. Za białymi drzwiami krył się przestronny pokój z małym kominkiem i dwuosobową kanapą, który miał spełniać rolę salonu. Na białych ścianach, gdzieniegdzie, wisiały obrazy z epoki renesansu. W dużym oknie wisiały czyściuteńkie firanki, a pod nim stał mały stolik z trzema krzesłami, przykryty koronkowym obrusem. W głębi pokoju znajdowały się kolejne drzwi, które były lekko uchylone. Zajrzały do środka. Ich oczom ukazał się schludny, przytulny pokój, w którym, tak jak w salonie, panowała przewaga bieli. Wszystkie meble zdobione były złotymi elementami. Pod jedną ze ścian stało łóżko, zaraz obok niego mała szafka nocna, a na niej lampka z bladoróżowym abażurem. Po drugiej stronie pokój był umeblowany dokładnie tak samo, co wyglądało jak lustrzane odbicie. Między dwoma łóżkami znajdowało się duże okno z widokiem na cichy park, zaś vis a vis okna stała ciężka komoda, a obok niej kolejne drzwi. Te natomiast prowadziły do łazienki urządzonej w dużo bardziej nowoczesnym stylu. Przestronna kabina prysznicowa, toaleta i umywalka, a nad nią duże lustro oraz półka na kosmetyki. Na wiklinowym stoliku leżały cztery śnieżnobiałe, czyste ręczniki. Dziewczyny wróciły do części sypialnej, po czym rozsiadły się wygodnie na łóżkach.
- To co robimy? - zapytała po dłuższej chwili Mia.
- Nie mam pojęcia... Jak myślisz, kiedy Will będzie wolny?
- Z tego co wiem, to nie ma dziewczyny...
- Daj spokój! Nie o to mi chodziło! Pytałam, kiedy wróci z pracy!
- Nie gorączkuj się tak... - uśmiechnęła się łagodnie. - Tylko żartowałam. Nie wiem. Ale może pan ochroniarz mógłby nas oprowadzić? Wydaje się być całkiem milutki. I do tego jest mega przystojny!
- Widzę, że ci się spodobał. A co z Jacksonem?
- Michael to marzenie... Jest dla mnie nieosiągalny. W końcu to Król Popu!
- No tak, prawie o tym zapomniałam... - zrobiła wymowną minę. - Więc dlaczego o nim fantazjujesz?
- Ja wcale o nim nie fantazjuję! No dobra... Może czasem. Ale to tylko niewinna wyobraźnia. Przecież to nic złego.
- No jasne, że nie...
- A tobie jak się podoba ten ochroniarz?
- Hmm... Jest przeciętny.
- Żartujesz?! On jest boski. Wysportowany, przystojny i do tego ma jeszcze świetne perfumy.
- Nie wiem, nie przyglądałam mu się, a tym bardziej go nie wąchałam.
- Masz kogoś innego na oku, czy może planujesz zostać zakonnicą?
- Oczywiście, że to drugie - zaśmiała się i rzuciła w nią poduszką.
Mia wiedziała, że nie ma sensu pytać, kim jest ów szczęściarz, który skradł serce jej najlepszej przyjaciółki. Miała swój typ i to jej na razie wystarczyło. Wolała obserwować rozwój sytuacji niż zamęczać ją pytaniami. Przyjrzała się leżącej teraz na boku Carmen. Była ubrana w granatowe jeansy i luźną tunikę w afrykańskie wzory. Na jej szyi wisiał delikatny łańcuszek z beżowym piórkiem . Czekoladowe loki spływały łagodnie po jej muśniętych słońcem ramionach. Oliwkowe oczy błyszczały jak nigdy przedtem. Ciążowy brzuszek rysował się już w lejącej tkaninie. Wyglądała kwitnąco. Dziecko sprawiało, że promieniała witalnością i pozytywną energią. Chciała, żeby Car była taka już zawsze.
- A może zadzwońmy do przystojniaka i zapytajmy, kiedy jaśnie pan Daniels raczy zaszczycić nas swoją obecnością?
- Niezły pomysł, ale ty dzwonisz.
Mia podeszła do hotelowego telefonu i wykręciła numer pokoju, który ochroniarz zapisał na kartce.
- Halo? - odezwał się w słuchawce męski głos.
- Dzień dobry. Tu Mia Wandorf. Mam jedno pytanko...
- Tak, słucham?
- Wie pan może, kiedy Will wróci?
- Tak się składa, że wiem. Pan Daniels powiedział, że będzie wolny dopiero o 18:00. Ale jeśli do tego czasu chcą gdzieś panie wyjść, to oferuję swoje towarzystwo.
- Car, idziemy się przejść? - szepnęła do przyjaciółki, zasłaniając słuchawkę dłonią. Kiedy ona skinęła głową, kontynuowała rozmowę. - Z przyjemnością. Możemy spotkać się na dole za 15 minut?
- Oczywiście. W takim razie, do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Rozłączyła się z promiennym uśmiechem na twarzy.
- I jak? Co z Willem?
- Będzie wolny dopiero o 18:00. Ale za to idziemy na spacer z przystojniakiem...
- Już ja to widzę...
- Ale co?
- Wy będziecie flirtować, a ja będę się czuć jak piąte koło u wozu.
- Przykro mi, że na swojego Romea musisz jeszcze zaczekać.
- Ty coś sugerujesz?
- Ja? Nie... wydaje ci się...
Zniknęła w łazience z kosmetyczką w dłoni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz