niedziela, 9 września 2012

Breaking News_33

Stały przed wysokim budynkiem z białej cegły w starym, wytwornym stylu. Liczne okiennice na wyższych piętrach były otwarte, dzięki czemu koronkowe firanki falowały lekko od miarowych powiewów wiatru. Duże, przeszklone drzwi, otwierane przez starszego, portiera zapraszały gościnnie do środka. Obejrzały się za siebie. Mężczyzna w garniturze wziął ich bagaże i uśmiechnął się ponaglająco.
- Witamy w hotelu "Five Star Alliance" - usłyszały głos około 40-letniej recepcjonistki. Miała na sobie bordowy uniform składający się ze spódnicy i żakietu. Czarne włosy miała spięte w gładki kok. Plakietka na piersi informowała o jej wdzięcznym imieniu Hannah. Mimo kilku niewyraźnych jeszcze zmarszczek wokół piwnych oczu i nieco sztucznego uśmiechu, wydawała się być sympatyczną kobietą. Kierowca zamienił z nią na osobności kilka słów i odebrał przygotowany wcześniej kluczyk. Następnie przepuścił dziewczyny w wejściu do windy,a sam, wraz z walizkami, wszedł jako ostatni. Wjechali na ostatnie, 4 piętro, a mężczyzna zostawił ich bagaże pod pokojem 117.
- Gdyby panie czegoś potrzebowały, proszę dzwonić do tego pokoju. Jestem do dyspozycji -powiedział, wręczając im klucz i kartkę z numerem pokoju.
Przekręciły kluczyk w zamku. Za białymi drzwiami krył się przestronny pokój z małym kominkiem i dwuosobową kanapą, który miał spełniać rolę salonu. Na białych ścianach, gdzieniegdzie, wisiały obrazy z epoki renesansu. W dużym oknie wisiały czyściuteńkie firanki, a pod nim stał mały stolik z trzema krzesłami, przykryty koronkowym obrusem. W głębi pokoju znajdowały się kolejne drzwi, które były lekko uchylone. Zajrzały do środka. Ich oczom ukazał się schludny, przytulny pokój, w którym, tak jak w salonie, panowała przewaga bieli. Wszystkie meble zdobione były złotymi elementami. Pod jedną ze ścian stało łóżko, zaraz obok niego mała szafka nocna, a na niej lampka z bladoróżowym abażurem. Po drugiej stronie pokój był umeblowany dokładnie tak samo, co wyglądało jak lustrzane odbicie. Między dwoma łóżkami znajdowało się duże okno z widokiem na cichy park, zaś vis a vis okna stała ciężka komoda, a obok niej kolejne drzwi. Te natomiast prowadziły do łazienki urządzonej w dużo bardziej nowoczesnym stylu. Przestronna kabina prysznicowa, toaleta i umywalka, a nad nią duże lustro oraz półka na kosmetyki. Na wiklinowym stoliku leżały cztery śnieżnobiałe, czyste ręczniki. Dziewczyny wróciły do części sypialnej, po czym rozsiadły się wygodnie na łóżkach. 
- To co robimy? - zapytała po dłuższej chwili Mia.
- Nie mam pojęcia... Jak myślisz, kiedy Will będzie wolny?
- Z tego co wiem, to nie ma dziewczyny...
- Daj spokój! Nie o to mi chodziło! Pytałam, kiedy wróci z pracy!
- Nie gorączkuj się tak... - uśmiechnęła się łagodnie. - Tylko żartowałam. Nie wiem. Ale może pan ochroniarz mógłby nas oprowadzić? Wydaje się być całkiem milutki. I do tego jest mega przystojny!
- Widzę, że ci się spodobał. A co z Jacksonem?
- Michael to marzenie... Jest dla mnie nieosiągalny. W końcu to Król Popu!
- No tak, prawie o tym zapomniałam... - zrobiła wymowną minę. - Więc dlaczego o nim fantazjujesz?
- Ja wcale o nim nie fantazjuję! No dobra... Może czasem. Ale to tylko niewinna wyobraźnia. Przecież to nic złego.
- No jasne, że nie...
- A tobie jak się podoba ten ochroniarz?
- Hmm... Jest przeciętny.
- Żartujesz?! On jest boski. Wysportowany, przystojny i do tego ma jeszcze świetne perfumy. 
- Nie wiem, nie przyglądałam mu się, a tym bardziej go nie wąchałam.
- Masz kogoś innego na oku, czy może planujesz zostać zakonnicą?
- Oczywiście, że to drugie - zaśmiała się i rzuciła w nią poduszką. 
Mia wiedziała, że nie ma sensu pytać, kim jest ów szczęściarz, który skradł serce jej najlepszej przyjaciółki. Miała swój typ i to jej na razie wystarczyło. Wolała obserwować rozwój sytuacji niż zamęczać ją pytaniami. Przyjrzała się leżącej teraz na boku Carmen. Była ubrana w granatowe jeansy i luźną tunikę w afrykańskie wzory. Na jej szyi wisiał delikatny łańcuszek z beżowym piórkiem . Czekoladowe loki spływały łagodnie po jej muśniętych słońcem ramionach. Oliwkowe oczy błyszczały jak nigdy przedtem. Ciążowy brzuszek rysował się już w lejącej tkaninie. Wyglądała kwitnąco. Dziecko sprawiało, że promieniała witalnością i pozytywną energią. Chciała, żeby Car była taka już zawsze.
- A może zadzwońmy do przystojniaka i zapytajmy, kiedy jaśnie pan Daniels raczy zaszczycić nas swoją obecnością?
- Niezły pomysł, ale ty dzwonisz.
Mia podeszła do hotelowego telefonu i wykręciła numer pokoju, który ochroniarz zapisał na kartce.
- Halo? - odezwał się w słuchawce męski głos.
- Dzień dobry. Tu Mia Wandorf. Mam jedno pytanko...
- Tak, słucham?
- Wie pan może, kiedy Will wróci?
- Tak się składa, że wiem. Pan Daniels powiedział, że będzie wolny dopiero o 18:00. Ale jeśli do tego czasu chcą gdzieś panie wyjść, to oferuję swoje towarzystwo.
- Car, idziemy się przejść? - szepnęła do przyjaciółki, zasłaniając słuchawkę dłonią. Kiedy ona skinęła głową, kontynuowała rozmowę. - Z przyjemnością. Możemy spotkać się na dole za 15 minut? 
- Oczywiście. W takim razie, do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Rozłączyła się z promiennym uśmiechem na twarzy. 
- I jak? Co z Willem?
- Będzie wolny dopiero o 18:00. Ale za to idziemy na spacer z przystojniakiem...
- Już ja to widzę...
- Ale co?
- Wy będziecie flirtować, a ja będę się czuć jak piąte koło u wozu. 
- Przykro mi, że na swojego Romea musisz jeszcze zaczekać. 
- Ty coś sugerujesz?
- Ja? Nie... wydaje ci się...
Zniknęła w łazience z kosmetyczką w dłoni. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz