- Cześć Carmen. Wow... Jak ty ślicznie wyglądasz... - podał jej kwiaty.
- To dla mnie? Dziękuję, są piękne... - tak naprawdę wcale nie lubiła róż, ale czy to ważne? Liczył się gest.
Do stolika podszedł kelner.
- Co państwu podać?
- Poproszę sałatkę owocową.
- A ja rybę po grecku i czerwone wino - powiedział do kelnera. - A ty czego się napijesz?
- Ja dziękuję... Jakoś nie mam ochoty na wino - nie czuła się najlepiej.
- Już podaję.
Kelner odszedł by zrealizować zamówienie.
- Tak mi przykro, że straciłaś pracę...
- Nic się nie stało kochanie, nie mówmy o tym. Powiedz lepiej jak tam ten kontrakt. Udało się?
- Wszystko jest na dobrej drodze. Jeżeli tak dalej pójdzie, to ten kontrakt mam w kieszeni. A wszystko dzięki Ashley...
- Jak to dzięki niej?
- Gdyby nie Ash, nic by się nie udało.
- Widzę, że już mówicie do siebie zdrobnieniami... A cóż ta "Ash" - zaznaczyła z ironią - takiego cudownego zrobiła?
- Ona ma genialny kontakt za swoim ojcem. Przekonała go, że to właśnie z nami warto nawiązać współpracę. Bardzo wiele jej zawdzięczamy. Wiesz, muszę ci o czymś powiedzieć... Długo nie mogłem się zdecydować, czy ci to powiedzieć... Ale nie mogę już dłużej tego ukrywać...
- Co chcesz mi powiedzieć kochany? - spodziewała się, że zaraz wyciągnie pierścionek, klęknie przed nią i wymówi tą krótką formułkę...
- Nie możemy być już razem.
*
Cały jej świat w jednej chwili legł w gruzach. Co się stało? Dlaczego? Przecież było im razem tak dobrze. Byli ze sobą już cztery lata. I nagle miał zamiar to wszystko przekreślić? Wymazać z pamięci ten szmat czasu jaki wspólnie spędzili? Nie wierzyła w to, co usłyszała... Nie była w stanie wymówić słowa... Zdołała jedynie wybełkotać:
- Ale... dlaczego...?
- Już od dawna nam się nie układało. Mijaliśmy się w biegu. Nie zwracaliśmy na siebie uwagi. Poza tym nic nie może trwać wiecznie Carmen. Oboje jesteśmy jeszcze młodzi. Nie byłem twoim pierwszym ani nie będę twoim ostatnim. Widocznie nie byliśmy sobie pisani. Poza tym nie chcę cię oszukiwać. Poznałem kogoś i wiem, że między nami nic niema i już nie będzie...
- Jesteś z Ashley. To o nią chodzi, prawda? - mówiła powstrzymując łzy napływające do jej oliwkowych oczu.
- Tak, jestem z Ashley. To naprawdę cudowna dziewczyna. Jest nam razem dobrze.
- Życzę wam szczęścia.
Podniosła się i, zapłakana, wyszła z restauracji. Wiedziała, że musi jak najszybciej wyprowadzić się z ich wspólnego mieszkania. Postanowiła pojechać tam natychmiast. Złapała taksówkę i już po 10 minutach była na miejscu. Wzięła walizkę i po kolei wrzucała do niej swoje rzeczy. Gdy spakowała już wszystko, położyła klucze na szafce nocnej. Cały czas płakała. Rozdarta, samotna i porzucona, nie wiedziała gdzie ma się podziać. Nie miała tu przyjaciół, u których mogłaby przenocować. Nie miała innego wyjścia. Najbliższą noc musi spędzić w hotelu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz