- Dzieciaki! Już idą! Zejdźcie na dół!
Mike zjawił się jako pierwszy. Stanął i, zniecierpliwiony, wciąż nerwowo zerkał na drzwi. Chwilę po nim zjawiła się cała reszta rodzeństwa. Usłyszeli dzwonek, a najstarszy z chłopców otworzył gościom. Mężczyzna było dość wysoki i dobrze zbudowany, ubrany w jeansowe spodnie i białą koszulę. Za nim stała szczupła kobieta o blond włosach sięgających ramion. Miała na sobie granatową spódnicę przed kolano i szaro-niebieską bluzkę z luźnymi rękawami. Następnie pojawił się chłopiec w luźnym T-shircie i poprzecieranych gdzieniegdzie spodniach. Falujące, jasne włosy były w artystycznym nieładzie. Na końcu zobaczył zjawiskową istotę. Długie nogi, idealna talia, drobna buzia, rumiane policzki, malinowe usta, szmaragdowe oczy i długie, złote włosy, które, rozpuszczone, opadały na jej plecy. Spojrzała przez chwilę na zaczarowanego chłopaka, po czym odwróciła się, by uścisnąć uradowaną Katherine. Kolejno witała się ze wszystkimi z Jacksonów. Kiedy podeszła do Michaela, zerknęła na niego nieśmiało spod gęstych rzęs. Potem wróciła do swojej rodziny.
- Bardzo nam miło państwa poznać. Ja nazywam się Bill, to moja żona Sarah, a to nasze dzieci: Kevin i Madeline.
- Nam również jest bardzo miło, ale, skoro mamy być sąsiadami, to może mówmy sobie po imieniu? Nazywam się Katherine, a to są: Jermaine, Marlon, Randy, Michael, La Toya i Janet. A teraz zapraszam do salonu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz