- Nic się nie stało kochana. Dlaczego płaczesz? - spytała, troskliwie obejmując ją ramieniem.
- Ja... to już koniec Liz. Nic z tego nie będzie. On wraca do Lisy. Nie dziwię mu się. Jest taka piękna i dystyngowana. Poza tym pasuje do tego świata. Przecież jest córką słynnego Elvisa. Oni są dla siebie stworzeni... wszyscy to widzą. Ja byłam tylko ciekawą odmianą. Przelotną znajomością... To nie mogło się udać.
- Co ty pleciesz?! Dlaczego miałby wrócić do Lisy?
Bez słowa wzięła pilot i włączyła telewizor. Akurat zaczynał się dziennik wieczorny. Najważniejszą plotką tego dnia było zejście się sławnego małżeństwa. Na ekranie ukazało się zdjęcie Michaela i jego byłej żony podczas namiętnego pocałunku. Elizabeth zaniemówiła z wrażenia.
- Sama widzisz. On mnie nigdy nie kochał. Byłam tylko dziewczyną na pocieszenie po rozwodzie. Dlaczego jestem taka głupia?
- Julio, wcale nie jesteś! Nawet tak nie myśl! Michael cię kocha. Wiem o tym. A to zdjęcie to zwykły fotomontaż. Nie wolno wierzyć mediom. One na siłę starają się stworzyć sensację...
- Ale on potwierdził, że to prawda. To nie ma sensu... Nawet nie próbował mnie zatrzymać... Już wszystko skończone.
- Nie mów tak. Czuję tu podstęp tej... lafiryndy. On nie chce niczyjej krzywdy. Tym bardziej twojej. Zaraz do niego zadzwonię... Każę mu natychmiast przyjechać i wszystko wyjaśnić!
- Nie Liz. Gdyby mu nagle zależało, to próbowałby mnie zatrzymać... - z jej oczu znów poleciały łzy.
- Nie płacz kochanie. Wszystko się ułoży...
Zaprowadziła ją do sypialni gościnnej, posłała łóżko i położyła spać.Potem usiadła przy kominku. Co by tu zrobić aby jakoś załagodzić sytuację? Nie mogła nic wymyślić, ale miała nadzieję, że wszystko się ułoży...
*
Nabrał sił. Teraz albo nigdy! Musiał jej wszystko wyjaśnić. Tylko jak? Nie miał pojęcia, gdzie ona jest. Chwila... A gdzie, lub do kogo on by się udał w chwili smutku? Parę minut później był już w drodze...
*
- Julia, kochanie... Wstań już proszę. Zjedz śniadanie. Po tych twoich wczorajszych problemach żołądkowych powinnaś coś zjeść.- Już idę... - powiedziała bez entuzjazmu. Czuła się samotna, wypłukana z uczuć... Założyła szlafrok i podążyła w kierunku jadalni. Zastała w niej Liz krzątającą się przy stole. Stał tam jeszcze granatowy fotel z dużym oparciem. Nagle zza niego wyłonił się Michael z ogromnym bukietem różowych tulipanów. Podszedł do niej i klęknął jak skazaniec czekający na karę. Łza zakręciła jej się w oku. Tak bardzo go kochała, chciała rzucić mu się na szyję, wtulić w jego pierś, poczuć bicie jego serca...jednak wiedziała, że nie mogą być razem. Musiała być twarda. Beznamiętnie patrzyła na tę scenę przeprosin. Czekała, co ma do powiedzenia...
- Julio, ja... chciałem ci wszystko wyjaśnić - zaczął nieśmiało, ale nie widząc żadnej reakcji z jej strony, kontynuował. - Bo wtedy ja spotkałem się z Lisą na jej prośbę... Bardzo nalegała więc się zgodziłem. Umówiliśmy się w restauracji. Byliśmy sami.. przynajmniej tak mi się wydawało. Chciała żebyśmy do siebie wrócili... Przybierała uwodzicielskie pozy. Kiedy jednak powiedziałem jej, że dzięki tobie udało mi się o niej zapomnieć, wtedy mnie pocałowała. Nie chciałem tego, ale też nie byłem bez winy... Mogłem się domyślić, że coś knuje - spuścił wzrok.
Przez moment zapanowała cisza. Elizabeth przyglądała się tej wzruszającej scenie.
- Wstanę dopiero wtedy, kiedy mi wybaczysz...
Wzięła kwiaty i położyła je na stole, po czym odwróciła się i wyszła z jadalni.
- Michael, chyba lepiej będzie jak już pójdziesz. Ona musi sobie wszystko na spokojnie przemyśleć. Daj jej trochę czasu... - powiedziała Liz.
Mężczyzna pocałował swoją przyjaciółkę i wyszedł. Na dworze była prawdziwa ulewa. Stał przez chwilę w deszczu zastanawiając się czy płacze, czy to tylko krople spadające z nieba spływają po jego bladych policzkach. Nagle usłyszał ciche skrzypnięcie drzwi. Odwrócił się w ich stronę. Łzy przysłaniały mu widok. Poczuł tylko jej subtelny zapach i ciepło ciała. Chwilę potem ich usta połączył gorący pocałunek...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz