- Tatusiu Nana woła nas na kolację - do pokoju wbiegła Paris.
- Już idę kwiatuszku - odpowiedział wyrwawszy się z zamyślenia. Wziął dziewczynkę za rękę i poszedł do jadalni.
- Już idę kwiatuszku - odpowiedział wyrwawszy się z zamyślenia. Wziął dziewczynkę za rękę i poszedł do jadalni.
*
Kiedy obudziła się rano Josha nie było w domu. Może to i lepiej. Nie będzie o nic pytał. Weszła do kuchni i nalała sobie szklankę soku pomarańczowego. Wiedziała, że nie powinna nic jeść, bo pod wpływem nerwów mogłoby się to skończyć nie najlepiej. Była bardzo zestresowana. Chcąc się rozluźnić wzięła szybki, orzeźwiający prysznic. Wychodząc, owinęła się ręcznikiem i podeszła do szafy. Kompletnie nie wiedziała w co ma się ubrać. Po dłuższym namyśle zdecydowała się na jasnoniebieskie jeansy i biały T-shirt z napisem "Smile". Wzięła ze sobą dużą, materiałową torbę do której włożyła szkicownik, ołówki, butelkę wody, telefon, błyszczyk i małe perfumy Pogniecioną karteczkę wsunęła do kieszeni. Napisała Joshowi, że poszła do pracy i będzie później niż zwykle, bo musi załatwić parę spraw na mieście. Wyszła z i skierowała się w stronę postoju taksówek. Wsiadła do jednej z nich:
- Do Neverlandu proszę.
Kierowca zmierzył ją wzrokiem. Zdziwiony, ruszył w drogę.
- Do Neverlandu proszę.
Kierowca zmierzył ją wzrokiem. Zdziwiony, ruszył w drogę.
*
Po śniadaniu szybko poszedł do swojej sypialni. Zastanawiał się co ma na siebie założyć. Postawił na luźną, czerwoną koszulę i czarne spodnie. Kręcone włosy związał w niedbały kucyk. Przejrzał się w lustrze"
- Bywało gorzej... - stwierdził.
Poszedł do łazienki po swoje ulubione perfumy- lawendowe. Oceniając, że jest już gotowy, zszedł do salonu i stanął przy oknie wyczekując swojego gościa. Słyszał wesołe głosy swoich dzieci, które bawiły się obok. Uśmiechnął się. Zobaczył podjeżdżającą taksówkę. Spojrzał na zegarek - 11:55. Jest przed czasem. Poczuł, że zasycha mu w gardle, a ręce stają się wilgotne. Sam zdziwił się swoją reakcją.
- Bywało gorzej... - stwierdził.
Poszedł do łazienki po swoje ulubione perfumy- lawendowe. Oceniając, że jest już gotowy, zszedł do salonu i stanął przy oknie wyczekując swojego gościa. Słyszał wesołe głosy swoich dzieci, które bawiły się obok. Uśmiechnął się. Zobaczył podjeżdżającą taksówkę. Spojrzał na zegarek - 11:55. Jest przed czasem. Poczuł, że zasycha mu w gardle, a ręce stają się wilgotne. Sam zdziwił się swoją reakcją.
*
Poprawiła usta błyszczykiem. Przejrzała się w ekraniku swojego telefonu. Było całkiem nieźle. Zapłaciła kierowcy i wysiadła. Stanęła przed ogromną bramą Neverlandu. Właściwie nie wiedziała co ma dalej robić. Nacisnęła guzik domofonu. Odezwał się niski, męski głos:
- Witam w posiadłości Pana Jacksona, kogo mam zapowiedzieć?
"No w życiu nie pomyślałabym, że to jego chata!" - pomyślała z ironią.
- Nazywam się Julia Weeks.
Chwila ciszy...
- Proszę wejść.
Ogromna brama bezszelestnie zaczęła się otwierać. Dziewczyna przeszła przez nią dokładnie rozglądając się dookoła. Po prawej stronie zobaczyła mini ZOO z lamami, kucykami, pawiami i słoniem. Po lewej znajdował się park rozrywki z diabelskim młynem, różnymi karuzelami, zjeżdżalniami i huśtawkami. Kiedy nie mogła oderwać wzroku od tego wszystkiego, podjechał mały wózek golfowy. Prowadził go ciemny, umięśniony mężczyzna ubrany w garnitur. Trzeba przyznać, że był to co najmniej zabawny widok. Wskazał miejsce obok siebie. Usiadła potulnie nie wypowiadając, przez całą drogę, nawet jednego słowa.
- Dziękuję - powiedziała wysiadając z pojazdu. Na progu domu zobaczyła mężczyznę, który szczerze się do niej uśmiechał. Odwzajemniła uśmiech.
- Dzień dobry! - wyciągnął ramiona w jej kierunku.
- Dzień dobry - w tym samym czasie wyciągnęła do niego dłoń.
Zrobiło się niezręcznie. Cofnął swoje ramiona i zażenowany całą sytuacją, z niewyraźnym wyrazem twarzy uścisnął jej rękę...
- Witam w posiadłości Pana Jacksona, kogo mam zapowiedzieć?
"No w życiu nie pomyślałabym, że to jego chata!" - pomyślała z ironią.
- Nazywam się Julia Weeks.
Chwila ciszy...
- Proszę wejść.
Ogromna brama bezszelestnie zaczęła się otwierać. Dziewczyna przeszła przez nią dokładnie rozglądając się dookoła. Po prawej stronie zobaczyła mini ZOO z lamami, kucykami, pawiami i słoniem. Po lewej znajdował się park rozrywki z diabelskim młynem, różnymi karuzelami, zjeżdżalniami i huśtawkami. Kiedy nie mogła oderwać wzroku od tego wszystkiego, podjechał mały wózek golfowy. Prowadził go ciemny, umięśniony mężczyzna ubrany w garnitur. Trzeba przyznać, że był to co najmniej zabawny widok. Wskazał miejsce obok siebie. Usiadła potulnie nie wypowiadając, przez całą drogę, nawet jednego słowa.
- Dziękuję - powiedziała wysiadając z pojazdu. Na progu domu zobaczyła mężczyznę, który szczerze się do niej uśmiechał. Odwzajemniła uśmiech.
- Dzień dobry! - wyciągnął ramiona w jej kierunku.
- Dzień dobry - w tym samym czasie wyciągnęła do niego dłoń.
Zrobiło się niezręcznie. Cofnął swoje ramiona i zażenowany całą sytuacją, z niewyraźnym wyrazem twarzy uścisnął jej rękę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz