Czego on się spodziewał? Liczył, że zuż po pierwszym spotkaniu rzuci mu się na szyję? Trzymała dystans. Zapewne nie bez powodu. Na pewno tak urocza kobieta miała już narzeczonego lub chociaż chłopaka. A nawet jeśli nie, to co go to obchodziło? Przecież ona była tylko nową znajomą. Tak, tego się trzymajmy. Ale dlaczego, gdy ją zobaczył, poczuł, że przechodzą go dreszcze? Ale one były przyjemne. Dobrze, musi skończyć te bezsensowne przemyślenia. Teraz najważniejsze jest to aby ona czuła się tu swobodnie.
*
Po tej kłopotliwej sytuacji pan domu zaprosił swojego gościa do biblioteki.
- Proszę sobie usiąść. Czego się Pani napije? Kawy, herbaty?
- Hmm... Dziękuję. Ma Pan... czy mogłabym...
- Och, mów mi Michael - mrugnął porozumiewawczo
- Dobrze..., a więc Michael, czy mogłabym liczyć na sok pomarańczowy? - czuła się niezręcznie.
- Jasne, zaraz przyniosę, a ty się rozgość.
Kiedy wyszedł Julia rozglądała się po pokoju. Nigdy w swoim życiu nie widziała tylu książek naraz w jednym miejscu, Otaczały ją pełne regały. Na środku stał mały, drewniany stolik do kawy, a wokół niego trzy bardzo wygodne fotele. Usiadła na jednym z nich. Poczuła ciepło bijące od tego pomieszczenia. Zauważyła, że Michael właśnie wszedł do środka. Może ta przyjemna aura to jego sprawka...?
- Proszę - podał jej szklankę z sokiem.
- Dziękuję - uśmiechnęła się nieśmiało. Musiała się napić choć trochę. Ze strachu zaschło jej w gardle. Kiedy podniosła szklankę zobaczyła, że drżą jej ręce. On też to dostrzegł. Rozbawiony, powiedział:
- Nie denerwuj się tak, przecież cię nie zjem...
Oboje wybuchnęli śmiechem. Nareszcie się rozluźniła. On był taki... niezwykły. Cokolwiek robił, na jej twarzy pojawiał się uśmiech. Z rozmyślań wyrwało ją pytanie:
- Proszę sobie usiąść. Czego się Pani napije? Kawy, herbaty?
- Hmm... Dziękuję. Ma Pan... czy mogłabym...
- Och, mów mi Michael - mrugnął porozumiewawczo
- Dobrze..., a więc Michael, czy mogłabym liczyć na sok pomarańczowy? - czuła się niezręcznie.
- Jasne, zaraz przyniosę, a ty się rozgość.
Kiedy wyszedł Julia rozglądała się po pokoju. Nigdy w swoim życiu nie widziała tylu książek naraz w jednym miejscu, Otaczały ją pełne regały. Na środku stał mały, drewniany stolik do kawy, a wokół niego trzy bardzo wygodne fotele. Usiadła na jednym z nich. Poczuła ciepło bijące od tego pomieszczenia. Zauważyła, że Michael właśnie wszedł do środka. Może ta przyjemna aura to jego sprawka...?
- Proszę - podał jej szklankę z sokiem.
- Dziękuję - uśmiechnęła się nieśmiało. Musiała się napić choć trochę. Ze strachu zaschło jej w gardle. Kiedy podniosła szklankę zobaczyła, że drżą jej ręce. On też to dostrzegł. Rozbawiony, powiedział:
- Nie denerwuj się tak, przecież cię nie zjem...
Oboje wybuchnęli śmiechem. Nareszcie się rozluźniła. On był taki... niezwykły. Cokolwiek robił, na jej twarzy pojawiał się uśmiech. Z rozmyślań wyrwało ją pytanie:
- To co? Bierzemy się do pracy?
- Oczywiście. Od czego zaczniemy?
- Hmm... liczyłem na twoją wyobraźnię i talent - spuścił wzrok.
- Ach tak... pomyślałam, że jako Króla Popu mogłabym przedstawić się w królewskich szatach, z koroną na głowie i berłem w dłoni, czy coś w tym rodzaju...Co ty na to?
- Czy ty Julio przypadkiem nie czytasz w moich myślach?
- Ja... ja tylko tak... - teraz to ona się zarumieniła.
- To genialny pomysł!
- No to teraz trzeba tylko skombinować kostium i rekwizyty.
- Nie martw się. Jutro będą gotowe. Oczywiście jeśli jutro zechcesz mnie odwiedzić.
W tej chwil do biblioteki wbiegli Paris i Prince. Rozbawieni, w pierwszej chwili nie zauważyli siedzącej w fotelu dziewczyny. Każde z nich podeszło do ojca i pocałowało go w policzek. Widząc wymowną minę taty zaraz się zreflektowali i podeszli do gościa wyciągając małe rączki w geście przywitania. Julia uśmiechnęła się do nich najpiękniej jak tylko potrafiła. Dzieci odwzajemniły uśmiech. Po pięciu minutach w podskokach wyszły pokoju.
- Ach te dzieciaki. Nie wiem co bym bez nich zrobił...
- Doskonale cię rozumiem - tu nagle posmutniała.
- Przepraszam, że pytam, ale czy coś się stało? Wydaje mi się, że coś cię zmartwiło.
- Wydaje ci się... - zmusiła się do uniesienia kącików ust. - Muszę już lecieć.
- Rzeczywiście późno już. Moi ochroniarze odwiozą cię do domu.
- Naprawdę nie trzeba. Wrócę taksówką.
- Nie ma mowy! Nie pozwolę żebyś sama tłukła się po mieście o tak później porze.
- No dobrze - przytuliła go. - Widzimy się jutro o tej samej godzinie. Dziękuję za miło spędzony czas.
*
Długo nie potrafił zasnąć po tym spotkaniu. Wciąż rozmyślał o jej karmelowych oczach, burzy loków w kolorze mocnej kawy... i o tym uśmiechu. Wszystko w niej wydawało się być idealne. Ale ona ma już przy swoim boku ukochanego. Zdradziła się przy dzieciach. A może jest samotną matką? Nie, to wykluczone aby tak piękna kobieta była sama. I pozostawiając sobie jakichkolwiek nadziei, zasnął.
*
Kiedy wróciła, Josh już spał. Kazała ochroniarzom wysadzić się dwie ulice wcześniej. Nie chciała by któryś z wścibskich sąsiadów zobaczył jak wysiada z limuzyny. Mogliby przekazać to jej chłopakowi, a tego bała się najbardziej. Gdyby dowiedział się o jej znajomości z Królem Popu zapewne wykorzystałby ją jako źródło do swojego artykułu. Po cichutku weszła do mieszkania. Założyła pidżamę i delikatnie wślizgnęła się do łóżka. Josh obrócił się tylko na drugi bok. Odetchnęła z ulgą. Teraz mogła już spokojnie pomyśleć. W jej głowie był tylko jeden obraz. Jego czekoladowe oczy. Moment... Przecież miała przystojnego i troskliwego chłopaka, więc dlaczego myślała o Michaelu? Trzeba przyznać, że ma w sobie to coś. Nawet nie zauważyła jak jej powieki powoli się zamykały. I tak usnęła z uśmiechem na twarzy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz