Jechali limuzyną do domu jego rodziców. Ona ubrana w kremową sukienkę, siedziała jak na szpilkach. Bardzo stresowała się przed pierwszym spotkaniem z bliskimi swojego narzeczonego. Michael siedział obok niej, trzymając jej drżącą dłoń.
- Królewno, nie denerwuj się tak... Przecież nikt cię nie zje.
- Wiem... To jest jednak wyjątkowa sytuacja. Mam poznać twoich rodziców. Chcę by wszystko wypadło jak najlepiej.
- Jeśli będziesz ta, ze mną to gwarantuję, że będzie cudownie - powiedział przechwalając się. - Bo wiesz... Ja jestem pupilkiem mamy. To mnie kocha najbardziej. Ja jestem jej złotym dzieckiem - mówił całkiem poważnie. - A tak ogólnie, to jestem boski, dokonały i wszyscy mnie kochają. Bo mnie nie da się nie kochać! - zakończył, wybuchając głośnym, zaraźliwym śmiechem.
- No popatrz, popatrz... Gwiazda nam się tu znalazła.
- We własnej osobie... - wyciągnął w jej stronę dłoń, dając w ten sposób do zrozumienia, że ma ją pocałować.
- A jaka jest pana godność, jeśli można wiedzieć...? Bo jakoś nie kojarzę...
- Jak to Pani nie kojarzy?! - udał oburzenie. - Rozmawia Pani z samym Michaelem Jacksonem!
- Ach tak... Teraz coś mi świta. To Pan jest tym nowym...ogrodnikiem...?
- Dla Pani mogę być, kim tylko Pani zechce. Ochroniarzem, hydraulikiem, niańką do dzieci, listonoszem, lekarzem...wszystkim.
- Hmm... muszę się zastanowić... - odparła teatralnie, po czym czule go pocałowała.
Nagle pojazd zatrzymał się. Dotarli na miejsce. Zdenerwowanie obojga sięgnęło zenitu, jednak Mike nie dawał tego po sobie poznać. Otworzył ukochanej drzwi samochodu i pomógł jej wysiąść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz