- Witajcie kochani! - przywitała ich entuzjastycznie. - Przepraszam za mój... strój. Zresztą Mike - tu już do brata - twoje dzieciaki to niezłe ziółka. Zupełnie jak ich tatuś.
Pobiegła na górę. Michael wprowadził Julię do salonu. Był urządzony staroświecko, ale to właśnie nadawało mu tego uroku i ciepła. Gestem wskazał kanapę. Usiadła, ale wciąż nie mogła przestać się denerwować. Oboje usłyszeli kogoś zbiegającego po schodach. Do pokoju wpadli Jackie, Tito i Jermaine. Zara za nimi wbiegli Marlon i Randy z roześmianym Princem. Następne weszły Rebbie i La Toya, która trzymała na rękach małą Paris. Kiedy wszyscy zobaczyli gości, stanęli speszeni. Pierwsze do ojca podbiegły dzieci, potem rzuciły się na szyję Julii.
- Mike... Dlaczego nie powiedziałeś nam, że masz tak uroczą przyjaciółkę? - Zapytał Tito i puścił oczko do dziewczyny.
- No właśnie... Poza tym najstarsi mają pierwszeństwo! -odezwał się Jackie odpychając lekko młodszego brata, który zbliżał się do Julii.
- Hej! Nie tak szybko! Wszyscy dobrze wiemy, że to mnie chce poznać najpierw - rzucił Marlon.
- A nie, bo to ze mną chce się przywitać. Prawda? - zapytał Randy.
- Możesz co najwyżej pomarzyć... - zaśmiał się Jarmaine.
Dziewczyna przysłuchiwała się tej braterskiej kłótni, co chwila spoglądając na Michaela. Wyglądał na zażenowanego zachowaniem swoich braci, jednak pozostawał milczący.
- Dość tego! Jak wy się zachowujecie?! Nie widzicie, że to krępujące? - podeszła do dziewczyny. - Miło mi. Jestem Rebbie - uścisnęła ją.
- Oj siostrzyczko... nie przesadzaj. To tylko takie żarty... - uśmiechnął się zawadiacko. - Jestem Marlon.
- No właśnie... - teraz podszedł Jackie.
- Hej, jestem Jermaine.
- A ja Tito.
- Jestem Randy.
Ostatnia podeszła siostra Mike'a.
- Miło mi, jestem La Toya.
Kiedy już, ku niezadowoleniu ukochanego, wyściskała się ze wszystkimi braćmi i siostrami, do salonu weszła Janet z ręcznikiem na głowie.
- Widzę, że już poznałaś rodzinkę Julio...?
- Jakie ładne imię... - odezwał się Tito.
- No wiesz... Romeo i Julia... - zażartował Jermaine.
- Możecie już skończyć te wygłupy? - zapytał poddenerwowany Michael.
- Nie wpieniaj się tak braciszku. To tylko zabawa... - szturchnął go w ramię Randy.
- Widzisz żeby nas to bawiło?
- Spokojnie Mike. To przecież nic złego - odezwała się nieśmiało Julia.
- No widzisz...? Nawet twoja towarzyszka woli nas od ciebie... - Marlon pokazał mu język. Ale gdy spostrzegł groźną już minę brata, skruszony, powiedział - Och... nie gniewaj się bracie. My po prostu jesteśmy pod wrażeniem urody twojej przyjaciółki.
- Jesteście najzwyczajniej zazdrośni - rozchmurzył się Michael, zauważywszy, że ma nad nimi przewagę. Triumfował.
- Jeżeli już wszystko zostało wyjaśnione, to może usiądziemy do stołu? - zaproponowała Rebbie.
- A gdzie Mama? - zapytał Mike.
- Poszła na chwilę do sklepu po... W sumie to nie pamiętam po co... - powiedziała, jak zwykle roztrzepana, Janet.
Michael odsunął Julii krzesło. Gdy usiadła, zaraz obok niej pojawił się Jackie. Jednak Mike zręcznie go wyminął i usiadł obok swojej ukochanej. Po zajęciu miejsc, zaczęła się towarzyska rozmowa. Jacksonowie wypytywali dziewczynę, o to jak się poznali, co lubi robić, gdzie pracuje...? Przez cały ten czas, na jej kolanach siedziała Paris. Nagle usłyszeli pukanie do drzwi. Najmłodsza siostra pobiegła otworzyć. Z hallu dało się słyszeć miły, kobiecy głos.
- Już są?! A jeszcze nic nie jest gotowe! - mówiła podekscytowana.
- Mamo, Rebbie wszystko przygotowała...Chodź. Wszyscy czekają w salonie.
Do pokoju weszła niska, przesympatycznie wyglądająca kobieta. Rozejrzała się w poszukiwaniu swojego ukochanego synka. On wstał i podszedł do rodzicielki.
- Cześć Mamo! Jak miło cię widzieć... - ucałował ją. - Proszę poznaj Julię.
- Miło mi cię poznać kochana - powiedziała z uczuciem Katherine całując dziewczynę w policzki.
- A gdzie ojciec? - zapytał jakby z lękiem w głosie.
- Ojciec wyjechał w sprawach służbowych. Wróci dopiero za 2 dni. Mam nadzieję, że do tego czasu zostaniecie z nami gołąbeczki...?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz