- Witaj Julio - powitała oschle swoją córkę Eleonor.
- Dobry wieczór Mamo. Jest Tata?
- Tak jak się umawialiśmy. A co tak ważnego chcesz nam powiedzieć?
Niezauważonym przez matkę gestem przywołała ukrytego Mike'a.
- Poznaj Mamo, to jest Michael Jackson.
Stała jak zamrożona. Na jej bladej twarzy malowało się zdziwienie. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Wyciągnęła tylko rękę i powiedziała.
- Miło mi, nazywam się Eleonor Weeks.
- Możemy wejść - zapytała dziewczyna.
- Zapraszam.
Weszli do dość ciemnego salonu urządzonego w starym stylu. Mogłoby się wydawać, że był on podobny do tego w domu rodziny Michaela, lecz ten kto tak sądzi, bardzo się myli. Tutaj nie panowała taka przyjemna atmosfera. Meble były zrobione z ciemnobrunatnego drewna. W dużych oknach wisiały długie, szaro-zielone zasłony. W rogu pokoju stał przestarzały zegar. To miejsce przytłaczało swoim perfekcjonizmem. Było zbyt ciemno, ponuro i nieprzyjemnie. Nie chciało się tam przebywać. Na ciemnozielonej kanapie siedział mężczyzna. Czytał gazetę. Spostrzegłszy gości, złożył "Dziennik" i powoli wstał.
- Theodore, przyjechała Julia. I przywiozła ze sobą kogoś...
- Przecież widzę.
- Tato - uśmiechnęła się. - Jak dobrze cię widzieć. To jest Michael Jackson - wskazała na swojego towarzysza.
Reakcja ojca była podobna do tej, jego małżonki. Mike kulturalnie wyciągnął rękę w geście przywitania. Theodore uścisnął ją mocniej, chcąc go w ten sposób sprawdzić. Jednak on wyczuł intencje mężczyzny i nie dał się zaskoczyć.
- Zapraszam do stołu - powiedziała gospodyni. - Zaraz podam obiad.
Ted usiadł na swoim miejscu. Michael postanowił zająć miejsce na przeciwko. Obaj siedzieli w milczeniu. Julia z matką udały się do kuchni, aby zająć się przygotowaniem potraw. To zajęcie również odbywało się w całkowitym milczeniu. Gdy wszystko było gotowe, wniosły do pokoju talerze z jedzeniem. Zastały mężczyzn z zupełnie różnymi wyrazami twarzy. Młodszy wydawał się być skrępowany, jednak rozpromienił się ujrzawszy swoją ukochaną. Natomiast ojciec wyglądał tak, jakby przed chwilą zjadł cytrynę. Widać było, że nie podoba mu się ten cały rodzinny obiadek. Kobiety usługiwały mężczyznom przez cały czas. Mike był tym bardzo zakłopotany. Nie przywykł do tego rodzaju postępowania. Kiedy obie panie zakończyły już pracę, dopiero usiadły do stołu.
- Więc co ciebie i pana Jacksona tu sprowadza? - zapytała Eleonor.
- Chcielibyśmy wam o czymś powiedzieć. Wiecie, że Michael jest znanym muzykiem i artystą. Ale jest też wspaniałym człowiekiem, którego kocham - uśmiechnęła się. - I on kocha mnie. Zamierzamy się pobrać...
- Tak zwyczajnie zamierzacie wziąć ślub? Pan z moją córką? Popularny piosenkarz i dziewczyna z ulicy? Sądzi Pan, że to się uda? - zapytał z ironią w głosie Theodore.
- Proszę mi mówić Michael. Tak, sądzę, że będziemy razem bardzo szczęśliwi. Kocham Pańską córkę i pragnę by została moją żoną. Proszę Pana o zgodę - wstał czekając na odpowiedź.
- Jednak wolałbym zostać przy "Pan". Wydaje się Panu, że jeżeli jest Pan sławny, to może Pan mieć każdą kobietę?
- Wcale tak nie uważam.
- A ile wcześniej miał Pan żon?
- Dwie... ale to nieistotne. To Julię kocham.
- Czyli swoich poprzednich kobiet Pan nie kochał?
- Kochałem, ale to już minęło.
- Więc równie szybko przeminąć może uczucie do mojej córki.
- Ręczę, że tak się nie stanie.
- Wcześniej też Pan ręczył i to dwa razy. Czyli obietnice dla Pana nic nie znaczą? Tak to mam rozumieć?
- To nie tak... Tym razem będzie inaczej...
- A dlaczego miałoby być? Mam jeszcze jedno pytanie do Pana, a mianowicie: Ma Pan dzieci?
- Tak, dwoje. Ale co to ma do rzeczy jeśli można wiedzieć?
- Czy sądzi Pan, że jest odpowiednim kandydatem na męża dla Julii? Jako dwukrotny rozwodnik, samotny ojciec dwójki dzieci, nie jest Pan najlepszym... człowiekiem dla niej. Julia jest młoda, niedojrzała. Pochopnie podejmuje decyzje. Nie wie co w życiu tak naprawdę się liczy,
- To kłamstwo! Michael jest cudownym mężczyzną. Zamierzam spędzić z nim resztę życia. Stworzymy dzieciom pełną, szczęśliwą rodzinę... - wtrąciła się Julia.
- No właśnie... Zamierza Pan mieć dzieci z moją córką? Wydaje mi się, że to byłoby niepoprawne w Pana wieku. A przecież Julia powinna poczuć jak to jest być matką. Wziąć na siebie odpowiedzialność za dom.
- Przesadziłeś Tato! O co ci chodzi? Co ma znaczyć, że to niestosowne w jego wieku? Dlatego, że jest ode mnie starszy? To nie ma znaczenia!
- 12 lat nie robi ci różnicy?
- Nie! Poza tym my już za 4 miesiące będziemy mieli dziecko!
Theodore zamilkł. Odebrało mu mowę. Po chwili z otępienia wyrwała się Eleonor.
- Ale jak to dziecko?
- Normalnie Mamo. Jestem w ciąży. To piąty miesiąc.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Chcesz wychowywać to dziecko w takiej rodzinie? Może matką chrzestną zostanie któraś z Pańskich byłych żon? - odezwał się Ted.
- Przestań Tato! Weźmiemy ślub i urodzę , czy tego będziesz chciał, czy nie. A teraz dziękujemy za obiad, ale już musimy iść... - wzięła Michaela za rękę i pociągnęła w kierunku drzwi.
- Julio poczekaj! - krzyknęła za nią matka. - Nie możecie tak po prostu wyjść...
- Daj spokój Mamo. Tata nie ma ochoty z nami rozmawiać.
- Do widzenia Pani - powiedział Mike i pocałował kobietę w rękę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz