- Muszę ci coś wyjaśnić...
- My nie mamy już sobie czego wyjaśniać.
- Zrozum... to wszystko to tylko beznadziejna pomyłka...
- Może to też jest pomyłka? - zapytała wyjmując z szafki jakąś kartkę.
Podała mu ją. Na moment zagłębił się w lekturze. Jego oczy stawały się coraz większe. Ze złości kopnął w krzesło stojące obok.
- I ty w to uwierzyłaś?!
- A dlaczego miałabym nie wierzyć? Przyjechałam do hotelu, a tam recepcjonistka mówi mi, że rezerwacja została wczoraj odwołana! I jeszcze miała dla mnie to - wskazała na list.
- Królewno, ale ja tego nie napisałem...
- Nie mów tak do mnie! - w jej oczach pojawiły się łzy.
Pielęgniarka, słysząc krzyki, weszła na salę.
- Proszę się uspokoić inaczej Pana wyprowadzę. Pani Weeks potrzebuje teraz spokoju... Czy mam wyprowadzić tego Pana? - zapytała dziewczynę.
- Nie... ale niech Pani weźmie dziecko.
Bez słowa zabrała zawiniątko i wyszła. Teraz byli tylko we trójkę. Josh uważnie przysłuchiwał się całej rozmowie.
- Jak to nie napisałeś? Przecież to jest twój charakter pisma...
- Rzeczywiście... identyczny. Ale to naprawdę nie ja. Zobacz, ja też od ciebie coś dostałem... - dał jej list. Niektóre wyrazy były rozmazane przez łzy.
- Ale to nieprawda! Pierwszy raz widzę to na oczy...
- Wiem, domyśliłem się dzięki Paris...
- Dlaczego dzięki małej?
- Dała mi to... - podsunął jej różową kartkę.
- A co ma do rzeczy bajka o królewnie, którą jej napisałam?
- No właśnie, TY napisałaś. Porównałem charakter pisma. Prawie doskonały. Prawie... Ty, tak samo jak ja, stawiasz kółeczko zamiast zwykłej kropki... - po policzkach spłynęły mu dwie słone łzy. - Szukałem cię wszędzie...
- Niepotrzebnie... - ona również płakała. - Nie widzisz? Układam sobie życie na nowo... bez ciebie.
- Julio, przecież widzę co się z tobą dzieje, kiedy on jest blisko. Ja przy nim w twoim sercu nie mam żadnych szans. Oboje o tym wiemy. Kochasz go całą sobą, a to dziecko jest wasze, nie moje. Nie pozwól mu odejść, bo to będzie największy błąd w twoim życiu - powiedział Josh wychodząc.
Zostali sam na sam. W milczeniu wpatrywali się w siebie, odgadując wzajemnie swoje uczucia. Chyba nie wiedzieli od czego zacząć. Michael, z opuszczoną głową i łzami kapiącymi na podłogę, czekał na to, co powie. Ona natomiast obie białe kartki. Popatrzyła na nie i po chwili podarła je na strzępy. Kiedy usłyszał dźwięk przerywanych listów, podniósł wzrok. Podszedł do niej i nachylił się. Powoli zbliżając swoją twarz, patrzył jej głęboko w oczy. Były jak dwie gwiazdy. Dotknęła swoimi delikatnymi dłońmi jego twarzy. Połączył ich długi, czuły pocałunek. Kiedy już oderwali się od siebie, zapytała:
- Może chciałbyś zobaczyć Prince'a II Michaela?
- Wybrałaś już imię? Jest idealne... Jeśli tylko mogę go poznać...
Pielęgniarka przyniosła zawiniątko i położyła je przy matce. Z niebieskiego kocyka wychyliła się mała rączka.
- To jest nasz syn? - zapytał, przecierając łzy wzruszenia.
- Jak tak na niego patrzę, to mam wrażenie, że bardziej twój niż mój... Cały tatuś.
- Ma twoje dłonie...
- Dobrze, że chociaż dłonie... Inaczej można by stwierdzić, że to nie moje dziecko... - zażartowała.
- Ale jest nasze... Nasz synek... Nasze maleństwo... Nasza gwiazdka... Nasz skarb...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz